Archiwum
- Index
- Hardy Kate Światowe Życie Duo 267 Gwiazda telewizji
- Bracia St Claire 01 Mortimer Carole Gwiazda z Hollywood
- 1102. Gordon Lucy Dwie gwiazdy
- 1060. Way Margaret Zapisane w gwiazdach
- Jane Heller Szczęśliwe gwiazdy
- Trish Wylie Jak zostać gwiazdą
- Gordon_Barbara_ _Gwiazdy_na_ziemi
- Waltari Mika Obcy przyszedł na farme
- 015. Dixie Browning Wypatrywanie burzy
- 128. Harlequin Desire Leabo Karen Ben
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprezentować nowożeńcom pralkę. Bez niej młodzi ludzie dzisiaj nie
potrafią już sobie wyobrazić życia. Zwłaszcza gdy spodziewają się dziecka.
Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Dlatego muszę jeszcze
wyjaśnić zagadkę starszego pana w kapeluszu z czerwonym piórkiem. Co
prawda Kokki wyjaśnił ją wcześniej i dowiedziałbym się wszystkiego już
wtedy w samochodzie, gdybym tylko cierpliwie wysłuchał go do końca.
Mnie jednak olśniło pózniej. Kiedy zdążyłem już o tym człowieku
zupełnie zapomnieć, po powrocie z Kopenhagi.
Był już listopad. Pewnego niedzielnego przedpołudnia około
godziny dziesiątej zadzwonił mój telefon. Polegiwa-łem sobie jeszcze w
objęciach Morfeusza, jeśli czytelnik rozumie, co chcę przez to powiedzieć.
Zapewniam, że nie znaczy to nic zdrożnego. Telefonowała panna
Pelkonen. Zaprosiła mnie uprzejmie na poranną kawę, więc oczywiście w
mig się ogoliłem i już po chwili byłem gotowy.
No i siedział tam u niej. Ten pan w kapeluszu z piórkiem.
Oczywiście nie siedział przy stole w nakryciu głowy, ale poznałem
go od razu dzięki dokładnemu opisowi panny Pelkonen. Piękne
szpakowate włosy na skroniach, miłe szare oczy. Niski, krępy jegomość
grubo po pięćdziesiątce, poza tym jednak biły z niego żywotność i
sprężystość. Mężczyzna w najlepszym dla siebie okresie życia. Tak w
każdym razie uważała panna Pelkonen, wyczytałem to z jej twarzy.
- Inżynier Svartsvan - przedstawiła mi go gospodyni. - Inżynier
dyplomowany.
- Inaczej czarny łabędz - zażartował inżynier. - A może raczej czarna
owca w tej mrocznej sprawie morderstwa na Wzgórzu Obserwatorium.
Proszę z całego serca o wybaczenie, panie sędzio, ale dowiedziałem się o
wszystkim dopiero teraz, po telefonie do panny Pelkonen.
- Rozpoznał mnie po wyglądzie - rzekła panna Pelkonen z błyskiem
zachwytu w oczach.
- Na wystawie psów rasowych - dopowiedział skromnie inżynier. -
Dobry Druh to pies dyplomowany - co rzekłszy, pochylił się i pogłaskał
pięknego teriera, który z takim uwielbieniem warował przy jego nogawce,
że nie odstąpił jej nawet, by się ze mną przywitać. Poczułem w sercu
ukłucie zazdrości. - Zawsze kochałem psy - ciągnął inżynier. - Sam nie
mogę mieć w domu czworonoga, to zbyt skomplikowane dla samotnego
wdowca, ale chodzę na wszystkie wystawy i śledzę w prasie wyniki, więc
zapamiętałem sobie dobrze nazwisko panny Pelkonen. I tamtego ranka w
parku na wzgórzu od razu rozpoznałem Dobrego Druha, to jest pannę
Pelkonen, przepraszam, ją oczywiście miałem na myśli.
I dlatego po powrocie z Ameryki od razu do niej zatelefonowałem.
- Z Ameryki? - powtórzyłem idiotycznie.
- Właśnie tamtego ranka wyjeżdżałem do Stanów Zjednoczonych, o
godzinie ósmej - wyjaśnił inżynier. - Pan rozumie, samolot, wiza, już
umówione spotkania w Nowym Jorku i Chicago. Najzwyczajniej w
świecie nie mogłem się mieszać do sprawy, w której nie miałem żadnego
udziału. Trafiłbym na przesłuchanie i tak dalej. W rzeczy samej omal nie
spózniłem się na samolot, tak mnie zafrapowało to spotkanie z panną
Pelkonen.
- Pan inżynier Svartsvan twierdzi, że bardzo mu pomogłam w
bardzo ważnej sprawie - wyznała gospodyni, wpatrując się w mężczyznę
chyba z jeszcze większym uwielbieniem niż Dobry Druh.
- W rzeczy samej, w sprawie zupełnie absurdalnej - dopowiedział
inżynier. - Miałem przed sobą trudną decyzję, gryzło mnie sumienie, że
tak powiem. Panna Pelkonen powiedziała, że każdy powinien spełnić
swój obowiązek, czy coś takiego. W nocy przewracałem się z boku na bok,
roztrząsając swój problem. Denerwowałem się tą podróżą i przez to też
nie mogłem zmrużyć oka. Dlatego jeszcze przed świtem wyszedłem na
spacer do parku na wzgórzu. Pomyślałem, że jak zaczerpnę w płuca
świeżego powietrza, to może umysł mi się przejaśni przed wyjazdem.
- Czyli problem sumienia - przypomniałem, by wrócić do sedna
sprawy.
- W istocie jestem bardziej przedsiębiorcą aniżeli inżynierem -
powiedział pan Svartsvan. - Nasza agencja jest na fińskim rynku
przedstawicielem dużej firmy maszynowej, to dla nas bardzo dochodowa
działalność. Niedługo minie dwadzieścia pięć lat, odkąd tam pracuję.
Na etacie, choć znam tę branżę jak własną kieszeń. Dyrektor
uzyskał przedstawicielstwo już w latach dwudziestych. Zycie poszło do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]