Archiwum
- Index
- A.C.Crispin Obcy 4 Przebudzenie
- Komisarz Palmu Tak mÄ wiÄ gwiazdy, panie komisarzu Waltari Mika
- Homer Iliada
- Jeff Head Dragon's Fury 5 Eagles Talons
- Kraszewski Józef Ignacy CaśÂe śźycie biedna
- Lingas śÂoniewska Agnieszka ObrośÂca nocy
- Julia Latham League of the Blade 01 Thrill of The Knight
- Jakub Czarny Pan Samochodzik i El Greco
- May Karol b. Szejk Tarik
- Jane Heller SzczćÂśÂliwe gwiazdy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
był gorący, Aaltonen poczuł wil-gotny chłód unoszący się znad wody. Chciał zatrzymać się, kiedy
zielony mech, pokrywający urwisty brzeg, zaczął uginać się pod ich stopami, ale kobieta lekko i
zwinnie szła dalej i stanęła dopiero nad samą nieruchomą taflą wody. Ze zdziwieniem zobaczył, jak
bawiło ją uginanie się miękkiego mchu pod nogami. Mech uginał się, i woda powoli obejmując stopy
zmoczyła jej odświętne pantofle. Nie zważała na to, kołysała się całym swym na nowo do życia
zbudzonym ciałem na miękkiej krawędzi brzegu, pokrytej zielonym mchem.
Jasne słońce świeciło nad ich głowami, na południowej stronie wznosiła się ciemna ściana
świerków, otaczających poczerniałą od dymu saunę. Kobieta z obnażonymi ramionami i jasnymi
włosami, łagodnie opadającymi wokół opalonej twarzy, kołysała się wciąż na krawędzi głębiny.
Wreszcie zatrzymała się i przesunęła ręką po czole. Cofnęła się i ostrożnie, wybierając suche
miejsca, wróciła do Aaltonena.
Wyciągnąwszy obie ręce objęła jego ramiona i odchyliwszy nieco głowę, powiedziała:
Tak właśnie się teraz czuję, jakbym bujała w prze-stworzach.
83
Aaltonen zrozumiał, co chciała przez to powiedzieć. Takie było ich życie, nad głowami szerokie
niebo, pod stopami ciemność bez dna. Wisząc przed chwilą na krawędzi zdra-dliwej toni była wolna
jak ptak, nie miała żadnych obowiąz-ków, żadnych więzów. Piękne jej ręce obejmowały szyję
mężczyzny, a twarz pochylała się ku niemu jasna i opro-mieniona radosnym uśmiechem. Wreszcie
opuściła ręce, jakby to dotknięcie było zbyt silne, ciepłe i żywe, aby mogło być prawdą.
Wracając wzdłuż strumienia ku domowi usłyszeli odgłos toczących się z góry drobnych kamieni.
Spadały z dróżki wiodącej szczytem skał. To mężczyzna z izby za kuchnią schodził skalistą ścieżką w
dół i trzymając w ręku gałąz, z której oberwał liście, uderzał nią o drzewa i krzewy. Spod jego
niepewnych stóp uciekały drobne kamienie.
Idąca obok Aaltonena kobieta zesztywniała. Twarz jej oziębła, usta się zacięły, a oczy znowu
zaświeciły jak zimne kamienie. Nie oglądając się już na Aaltonena przyśpieszyła kroku, minęła
szybko oborę i przeszedłszy podwórko we-szła do izby.
Aaltonen zatrzymał się przy saunie w cieniu ciemnych świerków. Stał nieruchomo i tłumiąc oddech
czekał, aż minie go idący ku domowi mężczyzna. Z zaciśniętymi pięścia-mi patrzył na jego zgarbione
plecy i leniwą rękę, trzymają-
cą niedbale odartą z liści gałąz. Kiedy mężczyzna zniknął
w domu, Aaltonen wrócił na podwórko i usiadł znowu na schodkach spichlerza, w tym samym
miejscu, gdzie niedawno siedział obok kobiety. Lekki, wiejący od pól wiatr chłodził jego gorące
czoło. Nie czuł tego. %7łyto zieleniło się za płotem, ale i na nie patrzył. Podniósł ramię i uważnie
przyj-rzał się swej ręce. Była duża i mocna. Potrafiła pracować ciężko od świtu do nocy. Naprężył
pierś. I ona była potężna, spalona słońcem, brązowa pod białą koszulą. Skąd więc ta dziwna słabość,
która rozlała się po jego ciele? Czy znowu w życiu natrafił na zaułek, z którego nie było wyjścia?
Okrutne kajdany znów przeszkadzały mu w spełnieniu pragnień, choć krępowały nie jego, lecz
drugiego człowieka.
84
Ale nie potrafił już i nie chciał dręczyć się rozważaniami.
Wszystko wydało mu się proste i jasne, choć w tej chwili nie widział żadnego wyjścia z sytuacji.
Nagle zerwał się na nogi, w oczach mu pociemniało.
Z zamyślenia wyrwał go krzyk dochodzący z izby. Krzyk niósł się przez ściany domu, przez
podwórko i kiedy doszedł
do jego uszu, odgadł w nim nieomylnie wezwanie, które zrodziło w nim zimny dreszcz grozy.
Dopadł drzwi izby i szarpnął je z całej siły. Kobieta, po-walona na kolana, klęczała na podłodze, a
mężczyzna z izby za kuchnią drżąc ze zwierzęcej żądzy, wykręcał jej ręce do tyłu. Dziką żądzę
wzbudziły w nim obnażone ramiona kobiety i dawno nie widziany jej świąteczny ubiór. Nie widział
nic dokoła. Aaltonen w jednej chwili chwycił za kark rozjuszone zwierzę, uniósł w górę i cisnął z
całych sił o po-dłogę. Podniósł go jeszcze raz za kark z podłogi, postawił
i dwa razy mocno uderzył w policzek. Mężczyzna nie bronił
się wcale. Uniósł ręce i zakrył nimi twarz. Aaltonen chwycił go za kołnierz, wyprowadził i
wepchnąwszy do jego izby, zamknął za nim drzwi na klucz. Potem położył klucz na stole w pokoju
kobiety. Dopiero teraz i on zaczął drżeć. Trzęsły mu się ręce i nogi uginały pod nim. Przez chwilę
zatrzymał
się w pokoju kobiety, popatrzył na jej wąskie i twarde posłanie. Potem wrócił do kuchni.
Kobieta klęczała jeszcze na podłodze, rozcierając wykrę-
cone przeguby dłoni. Suknia rozerwana na przedzie obna-
żyła jej pierś. Nawet nie usiłowała jej zakryć, kiedy Aaltonen, drżąc jeszcze i oddychając głośno,
podniósł ją z kolan i objął. Sztywna i zmartwiała stała w uścisku jego silnych ramion. W nieruchomej
twarzy niebieskie oczy świeciły zimnym blaskiem. Kiedy powoli uwolnił ją z uścisku, podniosła
twarz i beznadziejnym ruchem odgarnęła opadające na policzki włosy. Potem zmęczona naciągnęła
na ramiona sukienkę i powiedziała tylko:
Idz już, idz...
Aaltonen popatrzył na nią raz jeszcze oczyma, w których 85
zgasły już iskierki strasznego gniewu, potem wziął leżącą na piecu osełkę do ostrzenia noży i wyszedł
na dwór.
Kiedy po chwili kobieta zjawiła się na podwórku, znów w swej zniszczonej, codziennej sukience,
zobaczyła Aaltonena na siedzącego na schodach i ostrzącego siekierę. Sztywno podeszła i usiadła
obok niego. Aaltonen nie przerwał zaję-
cia, nie podniósł nawet głowy. Odrętwiałą ręką dotknęła je-go kolana i spytała:
Dlaczego dzisiaj to robisz, przecież jest święto?... Aaltonen przerwał ostrzenie i podniósł na nią
oczy. Wskazując głową na dom odparł:
Zabiję go.
Kobieta spojrzała twardym wzrokiem, twarz jej się zmieniła, rysy jak gdyby zastygły. Patrzył na nią z
wyczekiwa-niem. Wreszcie odezwała się z beznadziejną nutą w głosie:
Nie, tak nie można.
I położywszy swą wąską dłoń na jego silnej ręce, dodała cicho:
Straciłabym wtedy i ciebie...
Wokół nich rozciągała się ta sama ziemia, nad nimi to samo szerokie, pogodne niebo, to samo pole
zieleniło się za płotem. Tylko ich radość gdzieś zniknęła. Ziemia jednak nie była czuła na radość i
smutek. Bez sprzeciwu przyjęłaby także to wstrętne, obrzękłe ciało, kości okryte tłuszczem,
rozpulchnioną, czarną wątrobę, nieczułe serce, gdyby tylko ostrze siekiery pozbawiło je życia.
Milcząca, spokojna i wie-czna ziemia nie wyrzuciłaby go ze swego łona. Jednak nie mogło się to
stać, chociaż tak byłoby sprawiedliwie. Nie można było tak postąpić. Kobieta westchnęła ciężko i
zdję-
ła dłoń z ręki Aaltonena. Twarz jej znów była zacięta i skamieniała. Ręce jej znów były zgrabiałe.
Ogarnęło ją ogromne przygnębienie i skrajna beznadziejność.
Wpuść mnie do siebie, do spichlerza odezwała się i nie czekając na odpowiedz wstała i wolno
zaczęła wchodzić po stopniach. Otworzyła drzwi i schyliwszy głowę we-szła do ciemnego,
chłodnego wnętrza. Aaltonen odniósł na miejsce siekierę i osełkę i poszedł za nią.
86
Położył się na posłaniu okrytym zgrzebnym prześcieradłem, obok kobiety. Ona przytuliwszy twarz do
twardego płótna objęła go ramieniem za szyję. Kojąco działał dotyk jej rąk stwardniałych od ciężkiej
pracy. I w tej chwili żadne z nich nie czuło się samotne.
Leżeli bez ruchu obok siebie w mrocznym spichlerzu tak długo, aż przez okienko zaczęły wpadać
skośne promienie chylącego się ku zachodowi słońca. Z drogi dobiegł stukot kół powracającego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]