Archiwum
- Index
- 0777. Wilde Lori Szczęśliwy przypadek
- 0914. Palmer Diana W pogoni za szczęściem
- Clark Lucy Podwójne szczęście
- Jane Heller Szczęśliwe gwiazdy
- Anderson Caroline Posklejane szczęście
- W pogoni za szczęściem(2)
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- Jump Shirley Harlequin Romans Pantofelek Kopciuszka
- Budrys, Algis Quien
- Buyno Arctowa Maria Figa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
marzyła, leżąc samotnie w łóżku. Zanurzyła palce w jego włosach, dotykała jego
karku i pleców, jakby wiedziała, że musi dobrze zapamiętać ten moment, bo coś
takiego już się nie powtórzy.
- To właśnie nadal nas łączy, Carolyn - powiedział, odrywając się od niej. -
Ale możemy pójść dalej.
Poczuła dławienie w gardle. Jak łatwo byłoby stwierdzić, że ten pocałunek
wystarczy, że wszystko będzie dobrze. W głębi serca wiedziała jednak, że to nie-
S
R
prawda. I Nick na pewno wie to również.
- To nie wystarczyło wtedy, Nick, i nie wystarczy teraz. Nawet jeśli oboje te-
go chcemy.
OdsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej z wyrazem frustracji na twarzy.
- Dlaczego znów odgradzasz się ode mnie murem? Jakbym próbował sforso-
wać Alcatraz.
Spojrzała na mężczyznę, o którym kiedyś myślała, że zna go lepiej niż samą
siebie, i pojęła, jak bardzo się myliła. Oboje przyczynili się do rozpadu swojego
małżeństwa, a teraz oboje powinni uważać, aby do tego nie wracać.
- Przestań mi wypominać odgradzanie się murem, Nick, jeśli sam dokładasz
do niego tyle samo cegieł.
Zza rogu wyjechała taksówka i zatrzymała się tuż przed nimi. Carolyn wsia-
dła i odjechała. Gdyby została z nim jeszcze chwilę, uległaby po raz kolejny.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Nick wyczytał z twarzy Jean praktycznie wszystko, ale i tak zmusił się, aby
zapytać:
- Gdzie jest Bobby?
- Nie może dzisiaj z wami pójść. Szukamy mu właśnie jakiegoś zakwatero-
wania. - Z piersi opiekunki społecznej wyrwało się ciężkie westchnienie, które po-
gorszyło i tak nie najlepszą atmosferę.
Carolyn zjawiła się w parku tak jak obiecała, ale nie odezwała się do Nicka
praktycznie ani razu. Planowali spędzić tu całe popołudnie, urządzić piknik, a po-
tem obejrzeć pokaz sztucznych ogni, na które tak czekał Bobby. Nick zastanawiał
się, jak zdołają przetrwać ten dzień, jeśli Carolyn będzie się tak zachowywać.
- Zakwaterowania? - zapytała. - Dlaczego?
- Jego mamę dziś rano przyjęto do szpitala. Nie czuła się najlepiej. To chyba
zapalenie płuc. Jej organizm dopiero co zwalczył raka, lekarze nie chcieli więc ry-
zykować i zdecydowali się zatrzymać ją na obserwację.
- Wyzdrowieje?
- Lekarze twierdzą, że tak. Zatrzymają ją tam najwyżej na kilka dni. Potrzebu-
je kroplówki, antybiotyków. Czuła się zle już od jakiegoś czasu, ale nie chciała się
przyznać, bo obawiała się, że Bobby znów trafi do ośrodka opiekuńczego.
- Rozumiem - powiedział Nick.
Obok przeszło kilka roześmianych rodzin. Wokół unosił się zapach smażone-
go na grillu mięsa, dzwięki rozmów i szczekanie psów.
- Muszę znalezć dla niego jakąś rodzinę zastępczą - kontynuowała Jean. -
Mam kłopot, bo wszyscy wyjechali z miasta na długi weekend.
- Na pewno coÅ› znajdziesz.
Jean usiadła przy stole piknikowym i gestem zaprosiła Nicka i Carolyn, aby
do niej dołączyli.
S
R
- Czy mogę być z wami szczera? Nie mam długaśnej listy rodzin zastępczych,
spośród których mogę wybierać. Aby zakwalifikować się do takiego programu,
trzeba przejść długie szkolenie. Znalezienie zastępczego domu w ostatniej chwili, w
świąteczny weekend, to naprawdę duży problem. Ale nie chcę, żebyście się martwi-
li. Znajdziemy coś dla Bobby'ego. Nic mu nie będzie.
- A jeśli nie? - zapytała Carolyn.
Jean popatrzyła na nich z powagą.
- W ostateczności zawiozę go do domu dziecka.
- Nie ma innych opcji? - odezwał się Nick.
Przypomniał sobie smutne oczy chłopca. Cholera, ten dzieciak przeszedł już
chyba wystarczająco dużo. Kiedy w końcu przestanie cierpieć?
- Cóż... Wpadłyśmy z mamą Bobby'ego na jeszcze jeden pomysł. Nie mówi-
łabym wam o tym, gdybym myślała, że mam inne wyjście.
- Jaki to pomysł?
- Bobby naprawdÄ™ dobrze siÄ™ czuje w waszym towarzystwie. Zmieje siÄ™.
Rozmawia. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jaki to postęp. Przez ostatnie
lata spotykały go same nieszczęścia. Jego mama was polubiła. Twierdzi, że Bobby
w kółko opowiada o pikniku.
- My też się dobrze bawiliśmy. Bobby to naprawdę świetny dzieciak - powie-
dział Nick.
- To fakt. Pauline wyznała mi, że od dawna nie widziała go w takim dobrym
stanie i że zrobiłaby wszystko, aby ten stan utrzymać. - Jean przygryzła wargę, ale
po chwili podjęła wątek. - Dlatego też wolałaby, żeby Bobby spędził te kilka dni z
osobami, które zna i lubi.
- Czyli?
- Z wami.
Na chwilę zapadła cisza.
- Chcesz, żebyśmy we dwoje zaopiekowali się Bobbym?
S
R
- To tylko pomysł.
Carolyn spojrzała na Nicka. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, jak poprzed-
nia wizyta w ośrodku wpłynęła na chłopca. Widzieli to w jego oczach.
Carolyn wróciła myślami do swojego dzieciństwa. Wyrwano ją ze znajomego
środowiska i odesłano do chłodnej apodyktycznej kobiety, która była jej praktycz-
nie obca i nigdy jej nie przytuliła ani nie powiedziała miłego słowa. A gdyby za-
mieszkała z kimś, kto nauczyłby ją od nowa, jak się śmiać? Kto ścigałby się z nią w
worku na ziemniaki i kupował jej watę cukrową?
Czy zdołałaby wtedy zapomnieć o tym, co spotkało jej ojca i miałaby normal-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]