Archiwum
- Index
- 01 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Święty Relikwiarz (Uroczysko)
- Cykl Pan Samochodzik (54) Stara księga Arkadiusz Niemirski
- (39) Olszakowski Tomasz Pan samochodzik i... Wynalazek inĹźyniera Rychnowskiego
- Cykl Pan Samochodzik (19) Złoto Inków (2) Jerzy Szumski
- Olszakowski_Tomasz_ _Pan_Samochodzik_i_tajemnice_warszawskich_fortow
- (05) Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i ... Niesamowity dwĂłr
- Jerzy Szumski Pan Samochodzik i floreny z Zalewa
- Nora Roberts Czarny Koral
- Kureishi Hanif Czarny album
- 4.Dolina Trwogi 1915
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
połowie XIX wieku.
Stromą uliczką podjechałem do katedry. Zaparkowałem przed kwadratową
dzwonnicą i wszedłem na teren wokół świątyni. Poszedłem wzdłuż białych ścian
wielokrotnie przebudowywanego kościoła, którego pierwszą wersję wzniósł król
Władysław Jagiełło, i znalazłem się przed kurią biskupią dawnym klasztorem
jezuickim, wybudowanym na planie podkowy.
Już miałem wejść do kościoła, ale moją uwagę zwrócił człowiek, który stał w
drzwiach do kurii.
Był bardzo wysoki. Nosił brązowy mnisi habit przewiązany sznurem, a kaptur
zakrywał całkowicie twarz. Pomachał do mnie, a kiedy go zignorowałem, powiedział
niskim głosem, wymawiając słowa z przesadną starannością:
- Wiedziałem, że pan przyjedzie, Panie Samochodzik - po plecach przeszedł
mi nieprzyjemny dreszcz. - Zapraszam do środka - wskazał ręką uchylone drzwi.
Wspiąłem się szybko po schodkach i, po krótkim spacerze korytarzami kurii,
wszedłem przez drewniane drzwi do skromnie urządzonej celi.
Zciany miała pobielone wapnem. Nie było na nich żadnych obrazów. Wisiał
tam tylko skromny drewniany krzyżyk. Jedyne okno, duże i szeroko otwarte,
wychodziło na opromieniony słońcem ogród. Wszystkie sprzęty, które znajdowały się
w pokoju, stały stłoczone w rogu po lewej stronie okna: łóżko, stół ze świeczką w
lichtarzu, otwartą książką i plikiem listów, dwa drewniane krzesła, prosta szafa, a
obok niej umywalka z lustrem.
- Proszę spocząć - powiedział mnich ściągając z głowy kaptur. Miał długą
twarz. Krótko przycięte, lekko kręcące się czarne włosy. Na twarzy elegancko
przycięte wąsy i hiszpańska bródka. Wąskie usta o władczym i nieco ironicznym
wyrazie.
- Przykro mi, ale mogę panu zaproponować tylko wodę - powiedział sięgając
do szafki.
WyciÄ…gnÄ…Å‚ z niej karafkÄ™ i dwie szklanki.
- Dziękuję, ale nie będę pił... - powiedziałem, chociaż było gorąco.
- Niechże się pan nie boi, nie otruję pana... - zaśmiał się chichotem sprytnego
dworaka - nie dlatego chciałem się z panem spotkać...
- A dlaczego?
- Bo mam dla pana zadanie.
- Zadanie?
- Zanim wyłuszczę panu o co chodzi, proszę przeczytać ten anonim -
powiedział i sięgnął po pierwszy z leżących na kupce listów. Podał mi go.
Treść epistoły sprawiła, że zadrżałem.
Wasza Ekscelencjo!
Jestem w posiadaniu obrazu Ekstaza św. Franciszka pędzla el Greca. Za
kilka dni odbędzie się prywatna licytacja tegoż dzieła. Cena wywoławcza obrazu
wynosi pięćdziesiąt tysięcy euro.
Jeżeli Wasza Ekscelencja zechce wziąć w niej udział, proszę przekazać
informację człowiekowi, który wkrótce zjawi się u Waszej Ekscelencji. On też będzie
pośrednikiem między nami i przekaże pózniej szczegółowe dane o miejscu i czasie
aukcji. Poznać tego człowieka łatwo. W klapę marynarki będzie miał wpięty herb
Drohiczyna. Oczywiście nie musi Ksiądz Biskup zjawiać się osobiście. Wystarczy, że
wyznaczy posłańca, który wezmie udział w licytacji.
Z wyrazami najszczerszego poważania
%7Å‚yczliwy
PS Odradzam Waszej Ekscelencji wciągać policję w tę sprawę, ponieważ
wtedy arcydzieło może spotkać przykry wypadek.
Cechy charakterystyczne czcionek wskazywały, że list napisano na maszynie
Jana Surdykowskiego!
- Ale co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - udałem brak zainteresowania.
- Ten list jest adresowany do biskupa, a nie do mnie.
- Niech pan nie udaje głupiego, Samochodzik! - spokojny dotąd mnich uderzył
pięścią w stół.
Lichtarz zachwiał się i upadł. Człowiek w habicie wystudiowanym ruchem
podniósł go i ustawił w prawidłowej pozycji. Opanował się.
- Domyśla się pan chyba, że ksiądz biskup nie może sam wziąć udziału w tej
licytacji...
- I wyznaczył do tej roli... No właśnie, nawet nie wiem, jak się do pana
zwracać. Kim pan jest?
- O tak już lepiej. Zaczyna pan nareszcie używać swych sławnych szarych
komórek... Jestem ojciec Marcin - podał mi rękę, a potem oparł się wygodnie,
przyłożył rękę do ust i zamyślił na chwilę. - Jakby to panu wytłumaczyć. Powiedzmy,
że jestem prawą ręką księdza biskupa...
- Teraz rozumiem... Na czym miałaby polegać moja rola w tej sprawie?
- Jak już wspomniałem, ksiądz biskup nie może wziąć udziału w tej licytacji...
- złożył ręce w trójkąt. - Chętnie wyręczyłbym go w tym obowiązku, ale jest pewien
problem...
- Jaki?
- Nie znam się na sztuce... Boję się, że nie odróżniłbym kopii obrazu el Greca
od oryginału... A w grę wchodzi spora suma. Dowiedziałem się przypadkiem, że bawi
pan ostatnio w naszych stronach, a znając pańską renomę, uzdolnienia i uczciwość,
wydał mi się pan idealnym kandydatem do spełnienia tej misji.
- Ale to przecież paserstwo! - oburzyłem się.
- Myśli pan, że o tym nie wiem? - ojciec Marcin wyjął z habitu papierosa,
zapalił go i zaciągnął się. Wbiłem oczy w jego usta. Nie przygryzł filtra. - Ale
rozważmy sprawę logicznie. Czy cena, którą proponuje %7łyczliwy , jest
wygórowana?
- Jest śmieszna! - żachnąłem się. - Obraz jest wart sto razy tyle...
- Tak myślałem. A więc może warto odzyskać bezcenne arcydzieło za
śmieszną kwotę.
- Wie ojciec, co warto by zrobić?
- Zamieniam się w słuch - wbił we mnie wzrok.
- Warto by zgłosić sprawę policji i pozwolić jej działać. Obraz wróciłby do
prawowitych właścicieli bez zbędnych kosztów, a przestępca zostałby ukarany...
- No właśnie - zakonnik wstał i podszedł do okna, żeby strącić popiół z
papierosa. Przysiadł na parapecie, wystawił bladą twarz do słońca i mówił dalej: -
Prawowici właściciele... - zaciągnął się znowu. - Czy pan wie, panie Pawle, że
diecezja siedlecka nie ma żadnych praw do tego obrazu? - ostatnie słowa
wypowiedział patrząc mi prosto w oczy.
- Coś słyszałem...
- Ta licytacja to jedyna szansa, żeby odzyskać to, co jest własnością naszej
diecezji...
Zamyśliłem się. Nie miałem chęci brać udziału w tej licytacji. Z drugiej jednak
strony to mogła być jedyna szansa, by dotrzeć do ludzi, którzy ukradli arcydzieło.
Ojciec Marcin dyskretnie spoglądał za okno, pozwalając mi w spokoju się
zdecydować. Po pięciu minutach wahania, podszedłem do niego.
- Zgoda - powiedziałem. - Będę ojca wysłannikiem...
- Wspaniale - mnich zeskoczył z parapetu i uścisnął mi dłoń obiema rękami. -
Bardzo się cieszę! Oczywiście ta rozmowa pozostanie tylko między nami...
- Dobrze.
Wymieniliśmy się telefonami, żeby ojciec Marcin mógł do mnie zadzwonić,
kiedy %7łyczliwy znów się odezwie.
Już miałem wyjść, ale przypomniałem sobie o guziku, znalezionym przez
Szczurołapa w lesie. Wyciągnąłem go z kieszeni i pokazałem zakonnikowi.
Przyjrzał mu się uważnie.
- Oczywiście rozpoznaję herb Drohiczyna... - obrócił krążek. - Na rewersie są
delta i theta... - podał mi przedmiot i spojrzał prosto w oczy. - Nigdy wcześniej nie
widziałem takiego guzika...
Jego wzrok był szczery. Pożegnałem się i wyszedłem.
Idąc wzdłuż oświetlonej słońcem ściany katedry, spojrzałem na zegarek. Była
szesnasta. Za cztery godziny miałem się zjawić na wieczorku wróżb dyrektor
Jankowskiej. Musiałem się więc śpieszyć, żeby załatwić to co zamierzałem, tym
bardziej że podczas rozmowy z ojcem Marcinem pojawiło się kolejne, nieplanowane
zadanie.
Pojechałem po raz kolejny do wiejskiego domku otoczonego ogródkiem, gdzie
mieszkał Jan Surdykowski.
W domu była jego żona. Twarz miała zmęczoną z niewyspania. Duże
czerwone półkola pod oczami świadczyły, że ostatnio dużo płakała.
- Dzień dobry - przywitałem się. - Dwa dni temu rozmawiałem z pani mężem
na temat sprzedaży maszyny do pisania, miałem się dzisiaj zgłosić po jej odbiór -
musiałem skłamać, żeby nie wyjawić jej sprawy z anonimem.
- Nie wiem, co mąż panu obiecywał... - powiedziała zachrypniętym cichym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]