Archiwum
- Index
- 01 Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Święty Relikwiarz (Uroczysko)
- Cykl Pan Samochodzik (54) Stara księga Arkadiusz Niemirski
- (39) Olszakowski Tomasz Pan samochodzik i... Wynalazek inĹźyniera Rychnowskiego
- Olszakowski_Tomasz_ _Pan_Samochodzik_i_tajemnice_warszawskich_fortow
- (05) Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i ... Niesamowity dwĂłr
- Jakub Czarny Pan Samochodzik i El Greco
- Pilch Jerzy Inne rozkosze
- Edigey Jerzy Najgorszy jest poniedzialek
- Pilch Jerzy Spis Cudzołożnic
- James P. Hogan The Proteus Operation
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kombinezon. Powinienem dojechać do Morąga przed czternastą, a więc jeszcze w
pełni urzędowania naszej dzielnej policji. Jedziesz ze mną?
- A dlaczego on, nie ja? - zaperzył się Aukasz.
Poklepałem go po ramieniu.
- Dlatego Andrzej, że dziwnie by wyglądało, gdybyś to ty wybrał się na
przejażdżkę z jego kuzynem, a on pozostał w domu. Siedz tu i uważaj na naszych
ponumerowanych przyjaciół. Coś mi się zdaje, że przygotowują na morąską akcję
jakieś skradzione BMW. Ale wolałbym być tego pewien. Musisz dowiedzieć się
czegoś wcześniej o kolorze auta oraz jego nowych numerach. Jasne?
- Jasne! - rozpogodził się Aukasz.
Andrzej poszedł do domu i po niedługim czasie wrócił przebrany już w
kombinezon. W rękach trzymał drugi i dwa kaski. Obawiałem się, czy przypadkiem
kombinezon ojca Andrzeja nie będzie na mnie za mały, ale okazał się nawet zbyt
luzny. Pan Bień to kawał chłopa!
Wyciągnąłem jawę z garażu. Andrzej pobiegł i otworzył bramę.
Zapaliłem motor i wsiadłem na niego. Ruszyłem. Andrzej w biegu wskoczył
na siodełko. Od strony siedziby gangu Baziaka nie zauważyłem żadnego ruchu. Nikt
też nie wyglądał przez żadne z okien. Nie niepokojeni wyjechaliśmy na %7łeromskiego i
dalej w kierunku szosy na Małdyty i Morąg.
Na szosie wypróbowałem talenty jawy. Musiano o nią rzeczywiście dbać,
bez wysiłku wyciągała bowiem 140 na godzinę.
Niewiele - zauważycie - w porównaniu do możliwości BMW, które miało grać
główną rolę w napadzie na kantor. Ale cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co
się ma! Rosynanta chciałem zachować na poważniejsze okazje.
Zajechaliśmy pod Komendę Miejską Policji w Morągu. Zaparkowałem jawę i
weszliśmy do budynku. Dyżurny policjant nie miał nic przeciwko temu, aby
zameldować nas komendantowi. Radził jednak poczekać - komendant był zajęty.
Usiedliśmy na krzesełkach pod ścianą i czekaliśmy w nabożnym skupieniu, w
jakie wprawia cywila wizyta w siedzibie policji. Wreszcie trzasnęły gdzieś otwierane
drzwi i tubalny głos zawołał:
- Tak trzeba! Na gorÄ…cym uczyneczku!
Korytarzem, w towarzystwie dwóch policjantów przeszedł skuty osobnik, dla
którego dokładniejszego określenia słowo oprych byłoby komplementem.
Za nim zobaczyliśmy oficera policji w mundurze z dystynkcjami komisarza.
Oficera o postaci wysokiej i chudej, jako żywo przypominającej pana Longinusa
Podbipiętę. Komisarz w radosnym nastroju zacierał ręce powtarzając:
- Na gorÄ…cym uczyneczku!
Tak oto poznaliśmy dowódcę morąskiej policji, komisarza Jana Kmitę.
- Aa, panowie rockersi do mnie? - odebrał meldunek od wyprężonego jak
struna (dbano tu o dyscyplinę!) dyżurnego.
- Tak jest! - wyprężyliśmy się odruchowo.
- Niech żyją polskie motory! - zasalutował ze śmiechem komisarz. - Proszę
bardzo.
W swoim gabinecie już po kilku moich stówach spoważniał. Wstał zza biurka
i podszedł do okna.
- Kantor. Tak więc przyszła kolej na kantor w Morągu - odwrócił się ku nam. -
Przepraszam, że tak to sobie powtarzam, ale właśnie niedawno sporządziłem listę
najbardziej narażonych na napad obiektów w Morągu. Kantor umieściłem na niej, jak
panowie się domyślają, na wysokim miejscu.
(Andrzejowi strasznie imponowało zwracanie się do niego przez pan , ale nie
dał tego poznać po sobie, jeśli nic wspomnieć lekkiego zaczerwienienia policzków, w
które nabrał powietrza.)
- Co, według panów, powinien zrobić w takiej sytuacji komendant ubogiej
morÄ…skiej policji?
Popatrzyłem na Andrzeja.
- Sądzę, że zasadzkę... - bąknął nieśmiało i poczerwieniał jeszcze bardziej.
- O, to, to! - zatarł ręce komisarz. - To lubię najbardziej! Schwytać na gorącym
uczyneczku!
Zerknął wesoło przez okno, jakby już tam widział doprowadzających do
komendy członków szajki.
- A wiedzą panowie, jakie przeszkody wodne broniły w średniowieczu dostępu
do MorÄ…ga?
Przyznam, że jeśli chodzi o zaskoczenie czymś niespodziewanym, to w pełni
się komisarzowi udało. Przypadkiem jednak wiedziałem:
- Jezioro Morąskie, potok zwany Młyńskim, staw Młyński, a dodatkowo od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]