Archiwum
- Index
- Howard Robert E. Dolina Grozy(1)
- Rosa Montero Instrukcja, jak ocali㇠śÂ›wiat
- Rozdział 67
- James P. Hogan The Proteus Operation
- Hasek Jaroslav Przygody dobrego wojaka Szwejka tom 2
- Eddings, Dav
- Moorcock_Michael_ _Perlowa_Forteca_ _Sagi_o_Elryku_Tom_II
- Jennifer L. Armentrout Onyx tom 2
- 249. Clark Lucy śąycie na walizkach
- Saga o Ludziach Lodu 32 GśÂ‚ód
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stemplofil.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powodu go nienawidzić i \e od dawna otrzymywał pogró\ki z tytułu swych szczerych
artykułów. Z drugiej strony, na podstawie zgodnych i pewnych zeznań sześciu świadków,
między nimi i radcy McGinty ego, ustalono niezbicie, \e oskar\eni bez przerwy grali w karty
w Domu Związkowym, jeszcze nawet w godzinę po napadzie. Nie trzeba więc chyba mówić,
\e sąd zwolnił ich od winy i kary z czymś w rodzaju przeprosin za posądzenie i fatygę oraz z
lekkim wyrzutem pod adresem kapitana Marvina i policji za zbytnią gorliwość.
Publiczność, wśród której McMurdo dojrzał wiele znajomych twarzy, głośnym wyrazem
zadowolenia powitała ów wyrok. Członkowie lo\y śmiali się i kiwali rękami ku oskar\onym.
Ale byli te\ ludzie, którzy z zaciśniętymi gniewnie ustami i w ponurym milczeniu patrzyli na
wylewający się z sali tłum. Jeden z nich, niski, ciemnobrody, w tych śmiałych słowach
wyraził myśli swoje i swoich kolegów, gdy niedawni aresztanci przechodzili koło niego:
Przeklęci zbrodniarze! Jeszcze was dostaniemy!
V
NAJCZARNIEJSZA GODZINA
Je\eli było jeszcze coś, co mogło podnieść popularność McMurdo wśród bractwa
wolnomularzy to jego aresztowanie i uniewinnienie. W historii lo\y nie znano wypadku,
aby nowicjusz w noc przyjęcia spełnił czyn, za który stanąłby przed sądem. McMurdo miał
ju\ opinię brata łaty, wesołego kompana do kieliszka, a nade wszystko rezoluta, który nie
zniesie najmniejszej obelgi nawet ze strony wszechmocnego Szefa. Ale prócz tego zdołał on
jakoś zaszczepić wszystkim braciom przekonanie, \e nikt lepiej od niego nie potrafi obmyślić
i wykonać krwawej zbrodni. To facet od mokrej roboty , mówiła do siebie starszyzna i
czekali na okazję, by go odpowiednio u\yć. McGinty miał dosyć powolnych sobie narzędzi w
ręku, orientował się jednak, \e ten człowiek jest najzręczniejszy ze wszystkich. Czuł się jak
ktoś, kto trzyma śmigłego ogara na smyczy. Nie brakło mu gończaków do mniejszej roboty,
ale wiedział, \e kiedyś i jego wypuści na odpowiednią ofiarę. Kilku członków lo\y, między
nimi i Ted Baldwin, kosym okiem patrzyli na ten szybki awans przybysza i znienawidzili go
nawet za to, ale woleli trzymać się z daleka od niego, bo był gotów zarówno do bitki, jak i do
zabawy.
Ale zyskując sobie względy braci, McMurdo tracił je gdzie indziej, i to tam, gdzie były
dlań po stokroć wa\niejsze. Stary Shafter nie chciał go znać i zabronił mu wstępu do swojego
domu. Ettie za bardzo go kochała, by z nim zerwać, zdawała sobie jednak sprawę, \e
mał\eństwo z człowiekiem uwa\anym za zbrodniarza nic dobrego jej nie przyniesie. Tote\
pewnego ranka, po nie przespanej nocy, postanowiła zobaczyć się z McMurdo, mo\e nawet
po raz ostatni, i wszelkimi siłami perswazją i prośbą spróbować wydobyć go spod
wpływu złych ludzi. Udała się do niego do domu, o co ją ju\ nieraz prosił, i weszła wprost do
bawialni. McMurdo siedział przy stole odwrócony plecami do drzwi i coś pisał. Wtedy strzelił
jej do głowy dziewczęcy płochy pomysł miała przecie\ dopiero dziewiętnasty rok. Nie
słyszał, jak weszła, podkradła się więc niepostrze\enie na palcach i poło\yła mu dłoń na
ramieniu. Spodziewała się, \e go zaskoczy, co się jej w pełni udało. Ale teraz z kolei on ją
zaskoczył. Zerwał się jak tygrys, lewą ręką porwał i zmiął list, który pisał, prawą zaś chwycił
Ettie za gardło. Chwilę przyglądał się jej w osłupieniu, a potem wściekły gniew tak
wściekły, \e cofnęła się, dr\ąc, jak przed czymś okropnym, czego jeszcze w swym spokojnym
\yciu nie zaznała przeszedł w radość i zdziwienie.
To ty! zawołał, pocierając czoło. I pomyśleć, \e przyszłaś do mnie, a ja nie
mogłem nic lepszego zrobić, ni\ złapać cię za gardło! Chodz, kochanie wyciągnął do niej
ramiona niech ciÄ™ przeproszÄ™.
Ale ona wcią\ jeszcze była pod wra\eniem tego strachu i winy, które wyczytała przed
chwilą w jego twarzy. Kobiecy instynkt powiedział jej wyraznie, \e nie chodzi tu o zwykły
przestrach człowieka zaskoczonego. Wina tak, to było to wina i przera\enie.
Co ci się stało, Jack?! wykrzyknęła. Czemu się tak przestraszyłeś? Och, gdybyś
miał czyste sumienie, nie patrzałbyś na mnie w ten sposób.
Bo widzisz, myślałem całkiem o czym innym i kiedy podeszłaś cichutko na tych
cudnych nó\kach&
Nie, nie, to coś więcej zaczęła go nagle podejrzewać. Poka\ mi ten list, który
pisałeś.
Nie mogÄ™, Ettie.
Teraz ju\ nabrała pewności.
A więc jakaś inna kobieta! powiedziała. Czuję to. Bo czemu nie chcesz pokazać
mi listu. Mo\e \ona? Skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś \onaty& ty, zupełnie tu obcy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]