Archiwum
- Index
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 156 Maska miłości
- Dynastia DanforthĂłw 01 McCauley Barbara Skandal czy slub
- Frale Barbara Templariusze i całun turyński
- 0518. McMahon Barbara Jak znaleźć dobrego męża
- Małżeńska umowa McMahon Barbara
- McMahon Barbara Wszystko od nowa
- Cartland Barbara Namiętność i kwiat
- McCauley Barbara Pod osloną nocy
- Cartland Barbara Niechętna żona
- Boswell Barbara Sekret i zdrada
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zawstydziłam się, bo twój żart był tak kiepski.
- A ja myślę, że wstydzisz się swoich uczuć do mnie. Pociągam cię, ale z jakie-
goś nieznanego mi powodu uważasz, że powinnaś z tym walczyć.
- Oczywiście, że powinnam.
- Dlaczego?
- Ponieważ jesteś playboyem i podrywaczem.
- Co w tym złego?
- Zniszczysz moją reputację.
- Całując cię bez świadków? Pochlebia mi, że przypisujesz mi aż takie możliwo-
ści. - Zajrzał jej głęboko w oczy i spoważniał. - Możesz mnie pocałować lub nie, ale
przynajmniej bądź ze mną szczera. Twoje dobre imię na pewno na tym nie ucierpi.
- W porządku, tak, masz rację.
Charlotte opuściła głowę, by uniknąć jego wzroku. Stała nieruchomo i Alec po-
czuł nieodpartą pokusę, by chwycić ją w ramiona i pocałować te piękne zmysłowe
usta. Nie chciał jej jednak wystraszyć, pragnął znacznie więcej niż tylko pocałunku i
nie zamierzał wszystkiego popsuć natarczywością.
Nagle Charlotte uniosła głowę i położyła rękę na jego piersi.
- To z czystej ciekawości - ostrzegła go.
- Ależ oczywiście. - Na ustach Aleca pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Możliwe, że mi się nie spodoba. - Charlotte stanęła na palcach, przysuwając
twarz blisko jego twarzy.
- Bardzo możliwe. - Alec powstrzymywał się już ostatkiem woli.
- Czy wiele kobiet było rozczarowanych twoimi pocałunkami? - Tym razem to
Charlotte uśmiechała się zawadiacko.
- Nie przypominam sobie żadnych skarg. Nigdy jednak żadna nie zastanawiała
się nad tym aż tak długo jak ty.
- Lubię dobrze wszystko zaplanować.
- Najwyraźniej.
- O rany, nie wygram z tobą, prawda? - Charlotte przeraziła się dwuznacznością
swego żartu. - Poddaję się - westchnęła i zamykając oczy zbliżyła się do jego ust.
Nie trzeba go było namawiać. Pochylił się natychmiast i przycisnął usta do jej
rozgrzanych, rozchylonych warg. Poczuł, jak jego mózg eksploduje i przestaje reje-
strować cokolwiek oprócz zapachu i smaku Charlotte. Przylgnął do niej całym ciałem,
opierając ją o dębowe drzwi gabinetu. Ujął jej twarz w dłonie i powoli pogłębiał poca-
łunek. Charlotte aż jęknęła i rozchyliła jeszcze bardziej wargi, rękoma obejmując go
w pasie. Udo Aleca znalazło się między jej udami, podciągając do góry spódnicę. Gdy
poprzez cienki materiał spodni poczuł dotyk jej jedwabnej bielizny, zesztywniał z po-
żądania. Krew dudniła mu w uszach, a całe ciało zalała fala gorąca.
- Charlotte? - Głos Raine zdawał się dobiegać z innego świata.
Niestety Raine stała po drugiej stronie drzwi i w każdej chwili mogła je otwo-
rzyć w nadziei, że odnajdzie przyjaciółkę. Charlotte oprzytomniała i niechętnie otwo-
rzyła oczy. Alec z trudem odsunął się nieco, starając się uspokoić oddech.
- W porządku? - zapytał szeptem.
- Tak.
W pośpiechu obciągnęła zmiętą spódnicę i poprawiła bluzkę. Alec przygładził
jej zmierzwione włosy. Gest ten wprawił ją znowu w drżenie. Jej nabrzmiałe od poca-
łunków usta wyglądały tak ponętnie, że z trudem opanował podniecenie. Klamka przy
drzwiach poruszyła się. Odskoczyli od siebie pospiesznie. Drzwi otworzyły się, i uka-
zała się w nich zdziwiona twarz Raine.
- Och, Raine, dobrze, że to ty! Myśleliśmy, że to fotograf. Charlotte trochę spa-
nikowała. - Alec najwyraźniej potrafił improwizować. - Mówiłem jej, że nie powinna
się martwić. Nie widziałaś gdzieś jakiegoś podejrzanego typa z aparatem?
- Nie. - Raine spoglądała podejrzliwie to na jedno to na drugie.
- To świetnie - rzucił energicznie. - Za godzinkę będzie tu Kiefer. Jeśli go zoba-
czysz, poproś, żeby przyszedł do mojego gabinetu, dobrze? - Alec nie przestawał mó-
wić, dając Charlotte kilka chwil na dojście do siebie. Teraz uśmiechnął się promiennie
do siostry i zdecydowanym krokiem opuścił bibliotekę.
Jednak po kilku metrach oparł się chwiejnie o ścianę i z trudem uspokoił rozedr-
gane zmysły. To był tylko zwykły pocałunek, nic więcej, starał się przemówić sobie
samemu do rozsądku. Mimo to wiedział, że spotkało go coś niezwykłego. Jeśli wcze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]