Archiwum
- Index
- Cartland Barbara Najpiękniejsze miłości 156 Maska miłości
- Dynastia DanforthĂłw 01 McCauley Barbara Skandal czy slub
- Frale Barbara Templariusze i całun turyński
- Dunlop Barbara Dziedzic francuskiej fortuny
- 0518. McMahon Barbara Jak znaleźć dobrego męża
- Małżeńska umowa McMahon Barbara
- McMahon Barbara Wszystko od nowa
- Cartland Barbara Namiętność i kwiat
- McCauley Barbara Pod osloną nocy
- Cartland Barbara Niechętna żona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szkoły, zagrają w ogóra o honor ulicy Zwierzynieckiej. Nie pomogła też ofiarna propozycja
Bartoszowej, która, znacząco patrząc na dziadka, przypomniała sobie, że dawno nie było
ruskich pierogów. Dziadek blady i przy_ gnębiony siedział nad jajecznicą i nawet jej nie
tknął. Buba dwa razy żegnała go przed wyjściem do szkoły. Wracała do kuchni spod drzwi
pod pretekstem, że zapomniała o drugim śniadaniu. I wszystko na nic. Dziadek wciąż milczał,
pokazując domownikom twarz zmęczonego życiem człowieka.
Matka najwyrazniej ignorowała jego "fochy", co wyrażało się całkowitym brakiem
zainteresowania dziadkowym cierpieniem. Ojciec też nie przywiązywał wagi do dziwnego
zachowania teścia.
- Rozumiem tatę - zagadnął, przysuwając sobie talerz z jego jajecznicą - ja też miewam
problemy z żołądkiem. Będzie lepiej, jak wezmę na siebie ten ciężar cholesterolu z taty
talerza.
- Nie wyjadaj ojcu sprzed nosa, Pawełku - matka wdzięczyła się do ojca, jakby się znali od
wczoraj. - Jajecznica wcale nie jest taka zdrowa.
- Czy mówiłaś już tacie o naszych planach, kochanie?
- ojciec objął matkę czułym spojrzeniem.
- Nieee... Ale skoro o tym mowa... - zebrała się matka na odwagę. - Doszliśmy do wniosku, że
taty emeryturę będziemy odbierać sami.
- Albo przelejemy ją na nasze konto. To znacznie ułatwi wszelkie operacje finansowe.
Marysia zaofiarowała się być taty osobistym skarbnikiem.
Matka uśmiechnęła się skromnie i zawstydzona spuściła oczy.
- Ale robię to tylko dla taty dobra - zastrzegła. - Będziemy wypłacać tacie sumki, które
powinny wystarczyć na różne potrzeby.
Przy słowie "różne" matka znacząco spojrzała na ojca.
- No właśnie - ojciec dokończył jednocześnie zdanie i jajecznicę.
- Mam nadzieję, że Buba też wam kiedyś zafunduje bezpieczną starość - dziadek po raz
pierwszy tego ranka otworzył usta. - I że nie będzie żałowała groszy na aspirynę oraz
pampersy. Bo tak prawdę powiedziawszy, to są jedyne potrzeby, gdy się skończy
siedemdziesiÄ…t lat, prawda?
Dziadek wstał od stołu i z dostojeństwem odczepił zwisającą pod brodą serwetkę. Rzucił ją na
talerz ze śladami po jajecznicy i spokojnie opuścił kuchnię. Powędrował za nim wzrok
Bartoszowej, która, niewiele myśląc, złapała nietkniętą herbatę dziadka i mszyła zanim.
Matka z ojcem zostali sam na sam ze swym pomysłem i konfiturami. A także z wolnym
czasem, jakby umyślnie danym im po to, by mogli się zastanowić, dlaczego tak nagle, bez
żadnego powodu, bezpowrotnie opuścił ich dobry humor i apetyt.
Buba wróciła przygnębiona i małomówna. Torbę z trampkami wcisnęła do szuflady, a strój
gimnastyczny rzuciła niedbale na poręcz ludwika. Takim gestem, jakby strój zawinił.
- Kiepsko? - spytała lapidarnie Bartoszowa, zgarniając szorty i białą koszulkę.
- Kiepsko - zgodziła się Buba. - Dostałam jedynkę z zakazem poprawy.
- Jak to, z zakazem poprawy? - dziadek stał w przedpokoju, z niepokojem zaglądając w oczy
wnuczki. - Nawet morderca ma szansÄ™ poprawy, a ty nie?
Dziadek był niegdyś kibicem piłki nożnej, ale od czasu braku sukcesów polskiej drużyny
ograniczał się do kibicowania Bubie.
- Nie u Szwarcenegera - Buba próbowała zdobyć się na uśmiech, ale jej nie wyszło. -
Powiedział, że mogę stawać na głowie, a nie zmieni oceny.
- Za co ta jedynka?
- Za stanie na głowie.
- Nie stanęłaś?
- Stanęłam, ale krzywo. Poza tym boję się stawać! Wszyscy się boją i mają zwolnienia od
lekarza. Tylko Kaśka, Kamila i ja ćwiczyłyśmy na wuefie. Razem dostałyśmy tróję.
- A inni? - badał dziadek - A inni bili brawa. Poza Jolką. Ona normalnie się ze mnie śmiała i
to było najgorsze.
- Porozmawiam z tym, jak mu tam...
- Szwarcenegerem? Daj spokój, dziadku! To tak jakbyś rozmawiał z górą mięśni.
- Czy ja dobrze słyszę? - w drzwiach gabinetu stała matka w przewiewnym szlafroczku. -
Ojciec po to odzyskał głos, żeby z Bubą obgadywać nauczycieli? I nie wstyd wam?
- Dlaczego ma być mi wstyd? - zaperzyła się Buba - skoro nie ja jestem kupą mięśni? -
spojrzała na matkę krytycznie i dodała: - Widzę, że też byś nie wyszła na mierną.
JesteÅ› za gruba!
- O czym ona mówi? - przeraziła się matka.
- O twojej figurze, Marysiu. Podzielam jej zdanie uprzejmie skwitował dziadek.
- A co też grubość czy nie grubość ma wspólnego z gimnastyką? - fuknęła matka.
- Szwarceneger preferuje chude. Chude nie ćwiczą, bo się odchudzają i mdleją. wiczą
zdrowe i dostają jedynki za to, że są zdrowe - płaczliwym tonem wyjaśniała Buba.
- Co na to wasz wychowawca? Chyba macie jakiegoś wychowawcę? - matka spojrzała na
córkę z pewną dozą zrozumienia.
- Właśnie - smętnie odrzekła Buba. - Mamy jakiegoś.
Pewnie zaproponuje na wywiadówce, żebym brała korepetycje z przewrotu w tył.
- Obiad - Bartoszowa uznała, że wszystko zostało już powiedziane i wtargnęła do pokoju z
pierogami okraszonymi apetycznÄ… cebulkÄ….
- .. .bo najważniejsza, Bubo, jest motywacja - tłumaczył Bubie dziadek - na przykład dla
takich pierogów sam stanąłbym na głowie...
- Dawno nie było Mańczaków - przypomniała sobie matka przy drugim talerzu, pełnym
chrupiÄ…cych skwarek.
Robiła wszystko, by nie być w typie Szwarcenegera. - Zastanawiam się nawet, czy do nich
nie zadzwonić.
- Zadzwoń, oczywiście - ucieszył się dziadek - ale po obiedzie.
Dzwonek domofonu sprawił, że łyżka dziadka zamarła nad półmiskiem. Szybko jednak i
zachłannie uzupełnił braki na talerzu.
- Wykrakałaś! - rzucił tonem wróżbity.
Ku zdumieniu wszystkich w drzwiach salonu stała Mańczakowa. W zwykłym swetrze i
normalnej ortalionowej kurtce.
Z rozczochraną fryzurą, ale zaaranżowaną przez życie, nie fryzjera. I ze łzami w oczach.
- A właśnie mówiliśmy o państwu - odezwał się przymilnie dziadek. - I proszę, jaka telepatia.
My o Mańczakach, Mańczakowie u nas.
Słowa dziadka musiały trafić na zły grunt. Mańczakowa zatoczyła wokół błędnym wzrokiem i
zapłakała w głos.
- Co się stało, droga pani? - dziadek zerwał się z miejsca, a właściwie z trudem oderwał się od
swego talerza i otoczył Mańczakową silnym, a właściwie słabym ramieniem.
Mańczakowa nie przestawała rozpaczać. I nie chciała odpowiedzieć, gdzie jest pan Mańczak.
Dopiero po dłuższej chwili zmobilizowała się i wyznała silnym kontraltem.
- Odszedł.
- Pan Mańczak? - upewniał się dziadek.
Skinęła potakująco głową.
- Coś podobnego - dziadek wydawał się zaskoczony.
- Patrzcie, państwo, jak to bywa w życiu... A jeszcze kilka dni temu tak dobrze wyglądał...
- Zwariował pan? - Mańczakowa natychmiast zarzuciła rozdzierający szloch i spojrzała na
dziadka z odrazą. - On. .. odszedł ode mnie! - wykrztusiła i wybuchła ponownym płaczem.
- A, to zupełnie zmienia postać rzeczy - dziadek zachował zimną krew. - No cóż, droga pani.
Nie pierwszy to raz mężczyzna porzuca ukochaną kobietę dla bardziej ukochanej.
- Skąd pan wie? - oczy Mańczakowej znów napełniły się łzami. - A ja. .. głupia. .. łudziłam
się, że to tylko zemsta. . .
że on wróci i... i....
- Nie wróci. Nie sądzę - dziadek usiadł i jakby nic się nie stało, kończył obiad.
- Nie wróci? - Mańczakowa przycupnęła na krześle i wpa1Iywała się w dziadka jak w
wyrocznię. - Skąd pan wie, że nie wróci?
_ A tak szczerze - mówił dziadek trochę niewyraznie, bo z pierogiem w ustach - to co mu pani
zrobiła?
Mańczakowa natychmiast spuściła oczy i mięła róg chusteczki do nosa.
_ No, śmiało! - głos dziadka zabrzmiał groznie.
_ Nie pozwoliłam sprzedać naszego trabanta - wydusiła zbielałymi wargami i chusteczka
powędrowała do jej rozmytego makijażu.
_ Właśnie - dziadek spojrzał na Mańczakowi jak sędzia.
_ A czy pani wie, co on przeżywa w tej mydelniczce? Ile godności codziennie traci w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]