Archiwum
- Index
- Balogh Mary [Bedwynowie 01] Noc miĹoĹci
- Christopher Moore Wyspa Wypacykowanej KapĹanki MiĹoĹci
- Bainka Minte Konig KomĂłrkowa MiĹoĹÄ CAĹOĹÄ!
- 0017.Tinsley Nina WstÄp do miĹoĹci
- Schiller Fryderyk Intryga i miĹoĹÄ pl
- 139. Broadrick Annette MiĹoĹÄ po teksasku
- 0774. DeNosky Kathie Podniebna miĹoĹÄ
- Crawford Lillian Pierwsza miĹoĹÄ
- Sandra Lee SzkoĹa MiĹoĹci
- Hardy Kate MiĹoĹÄ w Patagonii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możesz go przyjąć.
- Zwłaszcza kiedy dowiedział się, że cierpi na niestrawność! -
stwierdził Dan z uśmiechem.
- Cieszy mnie, że czujesz się już lepiej. Wstań, kiedy uznasz za
stosowne. Wypuściłam psy na dwór, a niebawem zabiorę je na spacer.
Może mogłabym przejąć kilku twoich pacjentów, a ty, jeśli oczywiście
czujesz się na siłach, odwiedziłbyś Becky?
Spojrzał na nią, jakby nie rozumiejąc jej słów, a ona dostrzegła w
jego oczach tęsknotę. Bez chwili namysłu pochyliła się nad nim i
pocałowała go w usta. Nie odrywając od niej warg, przyciągnął ją bliżej,
113
RS
wsunął rękę pod sweter i dotknął piersi, a ona odwróciła się, by ułatwić
mu do nich dostęp.
- Dan - wyszeptała. Wiła się w jego ramionach, chcąc przylgnąć do
niego całym ciałem.
- Do diabła, Holly! - mruknął nagle szorstko, obciągając jej sweter.
Zamknął oczy i opadł na poduszki. Na jego twarzy malowało się
napięcie i pożądanie. Holly wygładziła sweter i przeczesała palcami włosy.
Zamknęła oczy i policzywszy do stu, ponownie je otworzyła. Dan patrzył
na nią uważnie, a malującej się w jego oczach tęsknocie tym razem
towarzyszyła determinacja.
- Holly, to bez sensu - powiedział z żalem.
- Stale mi to powtarzasz.
- Bo to prawda.
- Nie.
- Holly...
- Dan, nie mówmy o tym. Posłuchaj, może poleżysz sobie, a ja zajmę
się twoimi pacjentami?
- Ty chyba próbujesz zatrzymać mnie w łóżku. Roześmiała się i
wstała.
- Raczej nie. Biorąc pod uwagę sposób, w jaki dziś rano patrzyli na
mnie pacjenci, to będzie prawdziwy cud, jeśli dożyję do lunchu.
- Sądziłem, że do tej pory miałaś tylko jednego.
- Zgadza się, ale wystarczył mi za dziesięciu.
- Miewałem takie dni.
- Prześpij się jeszcze - poleciła. - O dziesiątej przyślę tu Amy lub
Julię ze śniadaniem.
114
RS
Mruknął coś pod nosem, ale Holly nie była pewna, czy pomruk ten
wyraża sprzeciw czy zgodę. Nie miała jednak czasu, by się na tym
zastanawiać, ponieważ rozległ się dzwonek do drzwi przychodni,
zapowiadający przybycie kolejnego pacjenta. W samą porę przypomniała
sobie, że powinna doprowadzić do ładu swój strój i poprawić włosy. Kiedy
otworzyła drzwi, stojący na progu mężczyzna uśmiechnął się do niej
pogodnie.
To dobrze, pomyślała, że choć jeden człowiek nie podejrzewa, że
chcę ich wszystkich uśmiercić...
W istocie reakcje jej pacjentów były mieszane, a u ich podłoża legła
najprawdopodobniej fatalna przygoda pani Peake. Kiedy Holly wyszła z
gabinetu, kierując się do kuchni, dostrzegła znajomą twarz.
- Pan Jarvis?
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko, wstał i uścisnął jej dłoń.
- Czyżby to była mała Holly ? Nie do wiary, jak ty wyrosłaś! To ty
jesteś tą doktor Blake, do której przyszedłem?
- Tak, to ja. Przez jakiś czas będę pomagać doktorowi Elliottowi.
- Bardzo mnie to cieszy. Słyszałem, że nowym zastępcą jest jakaś
doktor Blake, ale nie przyszło mi nawet do głowy, że może to być córka
Phillipa! Myślałem, że jesteś zbyt dobra, żeby pracować na prowincji.
Podobno dobrze wypadłaś na egzaminach.
Holly poczerwieniała.
- No cóż, jakoś je zdałam.
- Jakoś? - Roześmiał się serdecznie. - Szkoda, że nie słyszałaś
swojego ojca, który właśnie w tym czasie przyjechał zbadać mojego byka.
Był z ciebie bardzo dumny. Pamiętaj, że córka Phillipa musi być równie
115
RS
biegła w swoim fachu, jak on sam. Więc zostałaś lekarzem ogólnym, tak?
I słusznie, moja mała Holly! - Poklepał ją po dłoni. - Nie będę cię zatrzy-
mywał, na pewno wzywają cię obowiązki. Zobaczymy się za chwilę.
Holly, uśmiechając się, ruszyła w stronę kuchni. Odchodząc,
usłyszała wypowiedz pana Janasa, skierowaną do siedzącego obok
pacjenta.
- To córka naszego weterynarza. Już jako dziecko była niezwykle
rozgarnięta. Jest oczkiem w głowie ojca. Mogła robić, co tylko chciała, ale
jest tutaj, z nami, i mamy ogromne szczęście. Nie mam pojęcia, skąd się
wzięły te wszystkie brednie na temat Glorii Peake, ale dobrze wiem, że
gdyby od lat nie piła tak dużo, na pewno nie cierpiałaby teraz na
niestrawność. Uważam, że język spuchł jej z tego samego powodu, z
jakiego wydłużył się nos Pinokia!
Holly wbiegła do kuchni, z trudem tłumiąc śmiech.
- Co się stało? - spytał Dan, który akurat tam był.
- Stary Jarvis poznał mnie, a teraz opowiada wszystkim, że język
Glorii Peake spuchł z tego samego powodu, z jakiego wydłużył się nos
Pinokia! Dan uśmiechnął się.
- Złośliwy człowiek. To niezbyt miłe porównanie. Holly ochłonęła.
- Tak, masz rację, a w dodatku, jeśli dotrze do jej uszu, będzie miała
do mnie jeszcze większe pretensje.
- Trzeba jednak przyznać, że to zabawne - dodał Dan, na którego
ustach nadal błąkał się uśmiech.
- Nie chciałabym, żeby pacjenci zaakceptowali mnie tylko dlatego,
że jestem córką swojego ojca, lecz żeby darzyli mnie sympatią i
116
RS
zaufaniem. To jedna z wad podejmowania pracy w tej okolicy. Tutaj
wszyscy znają mnie od urodzenia.
- Szkoda, że nie przyjechałaś tu z Londynu i nie masz ojca, który jest
właścicielem prywatnej kliniki na Harley Street. Wszyscy traktowali mnie
jak trędowatego aż do momentu... No cóż, przez dłuższy czas.
Wyjął kubek ze zmywarki i opłukał go pod kranem, a Holly w
milczeniu rozważała jego słowa. Do jakiego momentu? - zastanawiała się.
Do chwili, kiedy opuściła go żona? Idę o zakład, że nikt jej tu nie lubił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]