Archiwum
- Index
- Cykl Pan Samochodzik (19) Złoto Inków (2) Jerzy Szumski
- Jerzy Szumski Pan Samochodzik i floreny z Zalewa
- Edigey Jerzy Najgorszy jest poniedzialek
- Pilch Jerzy Inne rozkosze
- Howard Robert E. Dolina Grozy(1)
- Brenden Laila Hannah 08 Znak Ognia
- Chalker Jack L W śÂšwiecie Studni 3 Poszukiwanie (pdf)
- Celmer Michelle Królewskie związki 02 Książę i sekretarka (Gorący Romans 893)
- Williams Polly Bezradnik maśÂ‚śźeśÂ„ski
- James Fenimore Cooper Jack Tier, Volume 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domo, że na wszystkich, co znajdują się w delegacjach służbowych, spływają odwieczne żą-
dze. Na wszystkich! Bez wyjątku. Na Szwedów także i jest to dobitnym potwierdzeniem
faktu, iż świat ma sens.
Szwed, zdawać by się mogło, przybywa z raju, z mitycznej krainy wyzwolonych ewange-
liczek. Zdawać by się więc mogło, iż nie powinien nadmiernie przeć do koedukacyjnych
komplikacji. A tu masz, wręcz przeciwnie, okazuje się, że zasady rządzące delegacją służbo-
wą są tak niezmienne jak wschody i zachody księżyca.
56
Tak. Nawet gdyby udało mu się w swojej małości całkowicie zataić przed sobą wolę bożą,
i nawet gdyby mnie, Gustawa, przy nim nie było, gdybym nie wykonał tysiąca telefonów,
gdybym nie odnalazł w moim kalendarzyku tysiąca zapomnianych imion - Marii Magdaleny
Zgółki, Szpetnej Czarnulki, Agaty Tłamsik i innych wypełniłoby się.
Wystarczyło unieść wzrok i spojrzeć na gorejące ciemnością miasto, by dostrzec, że i bez
nas, Szwedzki Humanisto, nieśmiertelne prawa rządzące ruchami planet i regułami delegacji
służbowych wypełniają się i wypełniać będą. Ktoś mocniejszy od nas pragnął, by tego dnia
ponad błotną pogodą, wnętrzami kościołów, zieloną studnią, pomnikiem Lenina, Sławkow-
ską, Grodzką, Sienną, ponad Sukiennicami i białą trawą Błoni skłębioną jak pościel - umie-
ścić czyjeś ciało wyzute z ostatnich halek. Ktoś mocniejszy od nas tego pragnął i ktoś wie-
dział, że będzie to dobre.
Gdy wyobraziłem sobie i pojąłem całe piękno tej szalenie chagallowskiej kompozycji,
uznałem, iż jedynie unosząca się nad dachami miasta Iza Gęsiareczka w kostiumie kąpielo-
wym byłaby na miejscu. Przypomniały mi się Epifanie pierza, upału i dotyku.
A poza tym, najprościej w świecie, było do niej blisko. Szliśmy akurat przez Topolową,
mijaliśmy Muzeum Lenina, a Zza Gęsiareczka mieszkała po przeciwnej stronie.
Stałem w ciasnym przedpokoju, otoczony jej ramionami, dobrym zapachem i nagłą ciszą,
jaka zapanowała po wyłączeniu radia.
- Ale jaja, Gustawie, ale jaja! - powtarzała Iza, obejmując mnie i coraz to zaglądając mi w
oczy.
Stałem nieporadnie i chybotliwie z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, Szwed przyglądał
się nam z kurtuazyjnym uśmiechem, z pokoju starca dochodziło pełne arystokratyzmu mla-
skanie. Wreszcie lewą ręką, wstydliwie, jakby klucząc w obawie przed własnymi gestami,
objąłem ją w talii, poczułem kruche kręgi stosu pacierzowego i wtedy... stań się i przenoś
moją duszę utęsknioną na płaski dach zakładu doświadczalnego w Kołudzie Wielkiej. Niech
przepadnę bez wieści pomiędzy upalnym pobielałym niebem a płaskimi równinami. Niech
znów będą praktyki robotnicze i na szarym kocu niechaj się położę.
Koc leży na dachu gęsiego pawilonu. Dobro sprawy wymaga bowiem, aby stadko gęsi,
składające się z dwunastu gąsiorów i dwudziestu dziewięciu gęsi rasy białej-włoskiej, nie
było niepokojone przez obserwatora Obserwatorem jest Iza, która w zakładzie doświadczal-
nym w Kołudzie Wielkiej gromadzi materiał do pracy magisterskiej na temat płciowych za-
chowań gęsi. Iza kończy zootechnikę.
Siedzę na brzeżku koca i mówię, że niewiele brakowało, a też zdawałbym na zootechnikę,
na zootechnikę albo na weterynarię, bo tak chcieli rodzice. Ale w ostatniej chwili zaniosłem
papiery na humanistykÄ™.
- A więc piszesz wiersze - mówi Iza. Ma na sobie wiśniowy, przetykany złotą nitką ko-
stium kąpielowy, który tu, na dachu zakładu doświadczalnego, wygląda jak rzecz nie z tej
ziemi.
Samochody dostawcze suną po oślepiającym asfalcie. Pachnie skoszona trawa i topniejąca
smoła.
Iza wkłada słoneczne okulary i uważnie przypatruje się dwunastu gąsiorom i dwudziestu
dziewięciu gęsiom rasy białej-włoskiej.
- A więc powiadasz, chłopcze, że piszesz wiersze powtarza machinalnie i notuje coś w ze-
szycie. Wolałbym, rzecz jasna, usłyszeć to zdanie z ust jakiegoś klasyka. Chyba tysiąc razy
wyobrażałem sobie, że tak właśnie zwraca się do mnie Jarosław Iwaszkiewicz i proponuje mi
debiut w «TwórczoÅ›ci». Chyba tysiÄ…c razy wyobrażaÅ‚em sobie tÄ™ scenÄ™. Ale co począć, o
57
słodki paradoksie, tymi słowami przemawia do mnie goła zootechniczka. I to także jest do-
bre.
Gęsi zbite w rogu podwórka zdają się szykować do księżycowego turnieju. Każda ma na
skrzydłach umocowany kolorowy numer.
Chyba zbyt intensywna, na granicy rozkosznej bolesności, opalenizna Izy uświadamia jej
istnienie całego ciała Przecież nie zawsze myśli się o całym sobie, o ramionach, brzuchu,
stopach, o wszystkim.
Co pewien czas podnoszÄ™ siÄ™ z miejsca i po betonowych, niedawno odnowionych scho-
dach (zapach schnÄ…cego cementu) schodzÄ™ do pralni. W ciemnym, dymiÄ…cym wilgociÄ… po-
mieszczeniu stoi drewniana beczka wypełniona nieustannie płynącą wodą, a obok, na kru-
chym jak próchno taborecie - blaszany kubek pokryty zieloną emalią. Nabieram wody, piję
(jest tak zimna, jakby kryło się w niej samo sedno lodu) i niosę kubek żywej wody dla Izy.
Ona nie pije jednak, zanurza wargi, zwilża skórę i moczy ciemne i grube jak grafit włosy.
Prawdę mówiąc, rodzice wcale tak nie nalegali na zootechnikę albo weterynarię. Ojcu
było właściwie wszystko jedno, a matka zajmowała się wyłącznie nieobecnością mojego
brata.
- Moja matka - mówię, dotykając ustami ucha Izy bardzo chciała, żeby mój brat Juliusz
został pastorem, ale on zaraz po maturze uciekł z domu z Krysią wyznanie rzymskokatolic-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]