Archiwum
- Index
- Cykl Pan Samochodzik (19) Złoto Inków (2) Jerzy Szumski
- Jerzy Szumski Pan Samochodzik i floreny z Zalewa
- Edigey Jerzy Najgorszy jest poniedzialek
- 1035. Child Maureen Rozkosz w sieci kłamstw
- Pilch Jerzy Spis Cudzołożnic
- 0017.Tinsley Nina Wstć™p do miśÂ‚ośÂ›ci
- Collins Max Allan Wodny śÂ›wiat
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksi晜źniku (02) Blask twoich oczu
- Alexander, Lloyd Chronicles of Prydain 04 Taran Wanderer
- Longyear, Barry Circus World 1 Circus World
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
może usłyszała szelest jej sukienki, może ujrzała jakiś cień dla nikogo poza
niÄ… niewidoczny.
Zauważyłeś, mam nadzieję kontynuował po chwili Oyermah że ro-
biłem, co mogłem, aby ich powstrzymać. Bo ona, gdy patrzyła przez szybę,
patrzyła tylko na ciebie, Kohoutku, i patrzyła tak pałającym, tak jadowitym
i zarazem tak pełnym rozpaczy spojrzeniem, że nie miałem cienia wątpliwo-
ści: ktoś bardzo osobliwymi więziami z tobą związany spogląda na ciebie.
Któż to na Boga jest, Kohoutku? Wbrew pozorom doktor Oyermah nie
oczekiwał jeszcze odpowiedzi.
Wiedziałem od razu, wiedziałem, że nie jest to przypadek, że dama za
szybą nie pobłądziła, nie zgubiła drogi, że nie jest to ktoś, kto wiedziony
bezinteresowną ciekawością postanowił zajrzeć, co też się dzieje za oknami
iluminowanego domostwa. Toteż gdy za stołem nastało wielkie poruszenie,
robiłem wszystko, by uniknąć ewentualnych poszukiwań. Wszystkim sza-
32
nownym domownikom i gościom niezwykle sprzyjała czyjaś domniemana
obecność w ogrodzie. Zastygli zauważyłeś, Kohoutku boś i ty zastygł,
wszyscyście zastygli w śmiertelnym przerażeniu, kiedy ja, Oyermah, zamil-
kłem. Myśleliście, że może umieram, słabnę, że nadchodzi koniec, że prze-
szyło mnie nagle kruche ostrze niedołężnej starości, a ja z zachwytu, z mło-
dzieńczego zachwytu zamilkłem, a także z lęku o ciebie, Kohoutku, z lęku o
was.
Istotnie, gdy Oma kolejny raz powtórzyła, iż ktoś jest w ogrodzie, wszy-
scy z nadmierną skwapliwością rzucili się do okien.
Kto! Gdzie! Czuj duch! Zdrada! Zdrada! Aapaj! Trzymaj! Do broni!
Huzia na Józia! krzyczeli, jakby chcieli wszczętym rumorem, okrzykami,
odsuwaniem krzeseł wypełnić tak wiele znaczące nagłe zamilknięcie dokto-
ra. I nic nie pomogło, że Oyermah nagle odżył, że tubalnym głosem nawo-
ływał, by kontynuować biesiadę, że hamował zapały, że próbował ponownie
wznosić toasty, nic nie pomogło.
Mężczyzni narzucili na ramiona palta, zapalono latarki i świece, szukano
podręcznego oręża, lasek, parasoli, narciarskich kijków, ojciec Kohoutka
wydobywał z dna szafy pistolet gazowy i stary Oyermah, widząc iż nie da
rady powstrzymać pospolitego ruszenia, postanowił objąć zwodnicze, wio-
dące byle jaką armię na manowce przywództwo.
Dobrze, panowie oficerowie Oyermah wstał i narzucił na ramiona ten
sam, co prawda, pociemniały, tu i ówdzie pokryty łatami, ale ten sam, wie-
kuisty ogromny barani kożuch. Dobrze, panowie oficerowie, ruszymy na
plac boju, ale zgodnie z regułami wojennej strategii. Pan, Panie Naczelniku,
pozostanie na tarasie i będzie osłaniał tyły. Pan, Panie Inżynierze tak Oy-
ermah zwracał się do ojca Kohoutka, który był z zawodu mierniczym ru-
szy wraz ze swoim browningiem w stronÄ™ starej rzezni, my zaÅ›, wielebny
Pastor oraz ja, będziemy powoli obchodzić dom dookoła. Ty natomiast, Ko-
houtku, idz dołem Oyermah bardzo stanowczym ruchem pchnął Kohoutka
w wyznaczonym kierunku. Gotowi? Gotowi! ryknął potwornym, sły-
szalnym na całej ziemi cieszyńskiej basem Oyermah. Zabić! Zabić!
krzyknął ojciec Kohoutka. Nie zabijać, żywcem brać! odpowiedział
doktor i obława powoli pogrążyła się w ciemności.
Kohoutek z walącym jak młot sercem szedł szlakiem wskazanym przez
doktora, dobrze znał swojego mistrza, wyczuwał w jego kabotyńskich dzia-
łaniach rodzaj świadomej strategii i przemyślanej reżyserii, i istotnie ledwo
uczynił kilka kroków, ujrzał ją. Aktualna kobieta Kohoutka stała pod pniem
starej jabłoni i najwidoczniej trzęsła się ze strachu i zimna.
Co ty robisz, kobieto, co ty robisz! Kohoutek podbiegł do niej. Bła-
gam cię, poczekaj jeszcze trochę, a wszystko się wyjaśni. Wiesz, jak cię ko-
cham. Kohoutek schylił się, objął boskie uda swojej aktualnej kobiety i
uniósł ją w górę. Kocham cię nad życie, trzymaj się gałęzi, kocham cię,
kocham, podciągnij się jeszcze trochę, jutro się wszystko wyjaśni szeptał
zdyszany Kohoutek będziemy zawsze razem i nigdy się nie rozstaniemy,
wejdz trochę wyżej, tam jest całkiem wygodne rozgałęzienie, kocham cię
powiedział Kohoutek bardzo dobrze, wypocznij trochę, a jak się wszystko
skończy, wracaj do siebie. Kocham cię spojrzał w górę i istotnie było to
chyba dobre schronienie, bo w gęstwinie konarów starej, nigdy nie przyci-
nanej jabłoni niczego nie było widać. Aktualna kobieta Kohoutka nie odzy-
33
wała się ani słowem. Kohoutek spojrzał jeszcze raz i nie widząc nawet cie-
nia, nawet zarysu postaci odniósł przedziwne wrażenie, że korona starej ja-
błoni pochłonęła jego aktualną kobietę, że przepadła ona raz na zawsze, że
wpierw po gałęziach, potem zaś po powietrznych szczeblach wspięła się na
wysokości, z których nie ma powrotu.
Ho, ho, ho, helo, helo słychać było z góry ostrzegawcze nawoływania
Oyermaha. Ho, ho, helo, helo, helo odpowiedział Kohoutek. Helo,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]