Archiwum
- Index
- Roberts Nora Miłość na deser 01 Miłość na deser
- Isaac Asimov & Robert Silverberg The Ugly Little Boy
- Kościuszko Robert Wojownik Trzech Czasów 3 Strażnicy
- Roberts Nora Święte grzechy 2 Bezwstydna cnota
- Maklowicz Robert Podroze Kulinarne AG
- 02.Robert Ludlum Dziedzictwo Scarlattich
- 63. Roberts Nora Od pierwszego wejrzenia
- Heinlein Robert A. WÅ‚adcy marionetek
- Heinlein, Robert A Starman Jones
- 135. Roberts Alison Dobre rokowania
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To nieważne. Ale ostatniej nocy mój ogier rżał w
swej zagrodzie. Słyszałem, jak coś trzasnęło pod jego
kopytami - coś, co nie było ścianą stajni... Rano, kiedy
przyszedłem popatrzeć, znalazłem krew na jego
podkowach i krew na ziemi. A nocą słyszałem dziwne
dzwięki, jakieś hałasy pod klepiskiem, jakby głęboko w
ziemi ryły robaki. Oni wiedzą, że zabrałem ich Kamień.
Czy to ty mnie zdradziłaś?
Pokręciła głową.
- Dotrzymałam sekretu. Oni nie potrzebują mych
słów, by dowiedzieć się o tobie. Im dalej odchodzą od
świata ludzi, tym większa jest ich moc w sztukach
tajemnych. Któregoś ranka twa chata stanie pusta, a jeżeli
ktoś ośmieli się ją zbadać, nie znajdzie niczego oprócz
drobnych grudek ziemi na klepisku.
Bran uśmiechnął się.
- Zaplanowałem wyprawę i trudziłem się nie po to, by
paść ofiarą zbrodniczych szponów. Jeśli dostaną mnie
wśród nocy, nigdy się nie dowiedzą, co się stało z ich
bożkiem... czy czymkolwiek to dla nich jest. Będę z nimi
mówił.
- Ośmielisz się pójść ze mną i nocą spotkać się z nimi?
- Pioruny wszystkich bogów - warknął. - Kim jesteś,
by pytać mnie, czy się ośmielę? Prowadz mnie do nich
jeszcze tej nocy i pozwól układać się o zemstę. Zbliża się
dzień zapłaty. Dziś zobaczyłem poprzez wrzosowiska
srebrzyste hełmy i lśniące tarcze - nowy dowódca przybył
do Wieży Trajana, a Gajus Kamillus wyruszył na Mur.
Nocą król i milcząca czarownica poszli przez mroczną
pustkę moczarów. Noc była cicha i tak spokojna, jakby
cały prastary ląd pogrążył się w drzemce. Z daleka
mrugały gwiazdy, drobne czerwone punkciki na czarnym
tle nieba. Ich blask był słabszy niż lśnienie oczu kobiety,
sunÄ…cej przy boku Brana.
Dziwne, nieokreślone, pierwotne myśli przebiegały
przez głowę króla Tej nocy zadrżały w jego duszy
pradawne więzy, łączące go z tymi uśpionymi
wrzosowiskami, dręczące fantasmagoriami przyćmionych
przez eony kształtów strasznych snów. Ciężar wieku jego
rasy legł mu na barkach; tam, gdzie szedł teraz, wygnaniec
i obcy, kiedyś władali ciemnoocy królowie, których cechy
odziedziczył. W 'porównaniu z jego ludem celtyccy
i rzymscy najezdzcy byli tylko gośćmi na tej wyspie. Ale i
jego rasa, jak tamte, była rasą najezdzców. Był lud starszy
niż jego - lud, którego początki skrywały się w ciemnej
chmurze zapomnienia.
Przed nimi wznosiło się niewysokie pasmo wzgórz,
tworzące najbardziej na wschód wysuniętą część tych
rozrzuconych łańcuchów, które daleko stąd przeistaczały
się w góry Walii. Kobieta poprowadziła go ścieżką,
wydeptaną być może przez owce. Zatrzymała się przed
szerokim, ciemnym wejściem do jaskini.
- Przejście do siedzib tych, których szukasz, królu!
zaśmiała się nienawistnie. - Czy ośmielisz się wejść?
Chwycił jej splątane włosy i szarpnął wściekle.
- Raz jeszcze spytaj, czy się ośmielę - zapewnił - a
twoja głowa pożegna się z twymi ramionami! Prowadz.
Zmiech jej był jak słodki, trujący jad. Weszli do groty.
Bran skrzesał iskrę krzesiwem, a płonąca hubka ukazała
mu obszerną, zapyloną komorę. U stropu wisiały gromady
nietoperzy. Zapalił pochodnię, uniósł ją do góry i zbadał
zacienione wnęki. Nie znalazł nic prócz pustki i kurzu.
- Gdzie oni? - warknÄ…Å‚.
Skinęła na niego z tylnej części jaskini i - jakby
przypadkiem - oparła się o szorstką ścianę. Lecz bystre
oczy króla pochwyciły ruch jej dłoni, przyciśniętej do
skalnego występu. Cofnął się, gdy czarna studnia rozwarła
się nagle u jego stóp. Jeszcze raz jej śmiech zranił go jak
srebrzysty sztylet. Pochylił nad otworem pochodnię i
znowu zobaczył wytarte, prowadzące w dół stopnie.
- Oni nie potrzebują tych schodów - rzekła Atla.
Kiedyś z nich korzystali, zanim twój lud zagnał ich w
ciemności. Ale ty będziesz ich potrzebował.
Wstawiła pochodnię do niszy nad zejściem tak, by
rzucała słabe, czerwone światło w panującą na dnie
ciemność. Wskazała na otwór. Bran poprawił miecz w
pochwie i ruszył w dół. Gdy zagłębiał się w tajemniczą
ciemność, coś zasłoniło światło nad jego głową. Przez
chwilę myślał, że Atla zakryła otwór, potem zdał sobie
sprawę, że to ona schodzi za nim.
Schodzenie nie trwało długo. Nieoczekiwanie Bram
poczuł, że stoi na trwałym podłożu. Nie potrafił ocenić
rozmiarów miejsca, w którym się znalazł. Atla prześliznęła
się obok niego i stanęła w mętnym kręgu padającego z
góry światła.
- Wiele jaskiń na wzgórzach - jej głos brzmiał w
pustce słabo i dziwnie głucho - to tylko drzwi do większych
jaskiń leżących w głębi. Tak jak słowa i czyny człowieka
wskazują tylko ma ciemne groty mrocznych myśli i
zamiarów, leżące za nimi i pod nimi.
Bran wyczuł jakieś poruszenie w ciemnościach. Mrok
wypełniły ukradkowe dzwięki, niepodobne do żadnych
głosów, jakie powoduje krok człowieka. W czerni zaczęły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]