Archiwum
- Index
- Bednarska Agnieszka Emigracja uczuć Emigracja uczuć tom 1
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 1 Sten
- Camp L. Sprague de & Carter Lin Conan Tom 25 Conan Bukanier
- Moorcock_Michael_ _Sniace_miasto_ _Sagi_o_Elryku_Tom_IV
- Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
- Moorcock_Michael_ _Perlowa_Forteca_ _Sagi_o_Elryku_Tom_II
- Clancy Tom Splinter Cell 02 Operacja Barakuda
- Hasek Jaroslav Przygody dobrego wojaka Szwejka tom 2
- Clancy Tom Zwiadowcy 1 Wandale
- Jennifer L. Armentrout Onyx tom 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosiła wieść - błądzili po rozległej Krainie Drżącej Ziemi, ścigając. McIntosha.
W leniwie ciÄ…gnÄ…ce siÄ™ dni i wieczory naczelnicy wiedli rozmowy na temat
ostatecznych wyników pokojowego układu. Większość sądziła, że urzeczywistnią się
marzenia czerwonoskórych plemion o nienaruszalności plemiennych terytoriów przez
białych. Ten i ów napomykał, że Amerykanie sami głoszą, że teraz zawarty pokój będzie
wieczysty. Jedynie Sekwoja, Weatherford i McGillivray mieli inne zdanie. PrzypominajÄ…c
polityczne nauki wielkiego Tecumseha, ostrzegali przed kłamstwami, chytrością i podstępem
bladych twarzy.
- Nie ufajcie, bracia, Miczi-malsa - mówił światły Sekwoja. - Trzy mile stąd, za
rzeką w lesie stoi pod bronią tysiąc żołnierzy.
- To lęk przed wojownikami Pięciu Cywilizowanych Plemion spowodował, że
Długie Noże zgromadziły w pobliżu fortu wojsko - twierdził - Diva-Li.
- W bitwach z nami poległo dużo białych - tłumaczył %7łuraw - więc Miczi-malsa,
podobnie jak my, nie chcą wojny. Boją się czerwonych wojowników.
Przytakiwano, wierząc w jasną i pokojowo rysującą się przyszłość. Ale
Weatherford nadal nieufnie kręcił głową, a Czarny Jastrząb milcząc uporczywie rozważał
coś w głębokim zadumaniu.
William Henry Harrison i Andrew Jackson - generałowie okryci sławą zwycięskich
bitew - siedzieli w obszeraej komnacie forta, popijajÄ…c pieniÄ…ce siÄ™ piwo.
- Czy warto zwlekać z rokowaniami? - w głosie Jacksona brzmiało
zniecierpliwienie. - Czas czekania się wydłuża, a nigdy nie można ufać tej czerwonej
hołocie. Wprawdzie w fortecy i nad rzeką stacjonują wystarczające siły, by uśmierzyć
każdą próbę buntu, ale nie wolno nam dopuścić do żadnego starcia.
- Yes. Nasza misja to doprowadzenie do pokoju z czerwonoskórymi. - Harrison
rozkoszował się smakiem piwa, - Tysiące ludzi przybyłych z Europy gniezdzi się w portach i
większych miastach, stwarzając poważne kłopoty. Trzeba tych kolonistów jak najszybciej
wypchnąć na ziemie Zachodu i Południa, inaczej dojdzie do rewolucji. Dlatego uspokojenie
Indian jest pierwszoplanowym zadaniem.
- Nie przybył jeszcze Menewa, który wśród Kriksów cieszy się olbrzymim
szacunkiem. Brakuje też Seneków, - Nie musimy na nich czekać - Harrison odsunął pusty
kubek. - Menewa i Czarna Strzała ścigają McIntosha. Chodzi im o dziewczynę.
- A ten biały Indianin?
- Ryszard Kos? - brwi Harrisona ściągnęły się w grymasie lekceważenia. - Błąka
siÄ™ wraz z Menewa po Okefenokee w pogoni za McIntoshem.
- Skąd te wiadomości?
- Od Sama Houstona, który przybył tu wczoraj. Przyniósł też wampum Ulateki,
wodza Kriksów znad Tennessee River, zapewniający o jego pokojowym stosunku do Unii.
- Nie ufam wampumom czerwonoskórych - Jackson sięgnął po nową butelkę piwa.
- Ulateka jest chory. To on wychował od dziecka Houstona. Podobno można mu
wierzyć. Tak twierdzi Sam.
- Co proponujecie, sir? - Jackson napełnił kubek Williama.
- Najwybitniejsi wodzowie obozują pod fortem - Harrison sięgnął po piwo. -
Według informacji zaufanego Mohawka naczelnicy coraz burzliwiej dyskutują na temat
układu. To nie jest korzystne. Najlepiej więc rozpocząć rozmowy i zmusić czerwonych do
podpisania kapitulacji.
- Well. - Jackson przygładził włosy nad wysokim czołem. - Uczyńmy to pojutrze,
13 maja. - Zamyślił się na moment, a potem dodał:
- Wśród indiańskiej starszyzny są ludzie wykształceni. Możemy mieć kłopoty
choćby z Sekwoją, jeśli zechce osobiście zapoznać się z treścią układu.
-. Trzeba tak pokierować sprawą, żeby nie mieli możliwości przeczytania tekstu.
- Albo sporządzić dwie redakcje dokumentu - Jackson mrugnął chytrze. - Jeden do
publicznego odczytania przez czerwonoskórych, a drugi do podpisu.
- Ali right! - Harrison patrząc z uznaniem na współtowarzysza H podniósł kubek. -
To niezła myśl. W ten sposób podpiszą to, co my będziemy chcieli.
Zadowoleni z siebie przywołali oficerów, aby wydać im odpowiednie rozkazy.
Dzień 13 maja 1816 roku był słoneczny i ciepły. Tylko lekkie powiewy wiatru
ciągnące z zachodu tu i tam wlokły po niebie strzępy bielutkich obłoków. Na równinie, w
pobliżu palisady fortu Jeffersona szerokim kręgiem siedzieli wodzowie i szamani indiańskich
plemion. Za stołem rozparli się wygodnie w krzesłach oficerowie Unii. W zupełne ciszy
krążył tradycyjny kalumet, a kiedy wreszcie z rąk Weątherforda wrócił do McGillivraya i po
oczyszczeniu cybucha znikł w rytualnym woreczku, oczy zgromadzonycłuspoczęły na
generałach. Harrison wstał, oparł się o stół i butnie zawołał:
- Czerwoni bracia, Unia z Wielką Brytanią zawarły pokój. Zwycięstwo l jest nasze.
Czas, aby między nami zapanowała zgoda. Dosyć wylało się t krwi. Czyż nie pora związać
się wieczną przyjaznią z niezwyciężoną Unią? - Przerwał spoglądając na poważne,
nieruchome twarze Indian, po czym mówił dalej: - Bracia, pułkownik Howard Coffee
przedstawi wam projekt układu. Wysłuchajcie go uważnie. Biały Ojciec pragnie dobra
czerwonych synów i córek.
Generał usiadł, a Coffee rozwinąwszy papier głośno czytał. Niektórzy Indianie
tłumaczyli treść układu na języki swoich plemion. Gdy pułkownik skończył, po krótkiej
ciszy Czarny Jastrząb poprosił o głos.
- O, biali bracia! - zaczął. - Miejsca na ziemi wystarczy dla wszystkich. Wódz
Sauków i Foxów pragnie pokoju. Ale czy ten papier nie kryje fałszu? Czy mówi prawdę, że
plemienne terytoria nie zostaną uszczuplone przez Miczi-malsa i backwoodsmenów?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]