Archiwum
- Index
- Bednarska Agnieszka Emigracja uczuć Emigracja uczuć tom 1
- Christine Young [Highland 01] Highland Honor (pdf)
- LU. VII IX. Christie Agatha Morderstwo w Orient Expresie
- Camp L. Sprague de & Carter Lin Conan Tom 25 Conan Bukanier
- Christie_Agatha_ _Poirot_prowadzi_sledztwo_(SCAN dal_1128)
- Christopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości
- Feehan Christine Mrok 01 Mroczny książę
- Christie Agatha Wczesne sprawy Poirota
- Christie Agatha Świadek oskarżenia
- Christie Agata Dom nad kanałem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śmiecia. Pozwolimy ci odejść. Dwóch Migów zdziwiło się jeszcze bardziej.
- Pójdziesz sobie po prostu do swoich koszar i powiesz swoim kumplom, co się wam przytrafiło.
Strażnik, niemal sztywny ze strachu, kiwnął głową.
- I następnym razem, kiedy wyślą cię na patrol, lepiej nie szalej dookoła jak jakiś cholerny
bohater. Rób mało hałasu. Nie bądz zbyt ciekawy, co też dzieje się w dole korytarza i nie patrz tam.
Nie chciałbyś chyba wiedzieć, co tam zaszło. Pozwólcie mu iść, chłopcy.
Strażnik popatrzył na oddział Migów i poszedł. Przesuwał się nieśmiało do zakrętu korytarza,
obrócił się i zniknął.
- Myślisz, że zrobi to, co chciałeś, Webb? - zapytał jeden z jego ruda.
- To nie ma znaczenia. Innymi słowy, nie jest już wart nawet splunięcia. I czy nie wydaje ci się,
że bezpieczeństwo zdziwi się nieco, że to on właśnie ocalał i nie ma żadnych obrażeń?
- Dalej nic nie rozumiem.
- I dlatego nie jesteś dowódcą oddziału. Jeszcze. Chodzmy. Musimy posprzątać.
Pięcioosobowy patrol zanurkował, gdy Frick i Frack szybowali w dół z wysokich dzwigarów
magazynu. Jeden z mężczyzn miał dość czasu na to, aby podnieść swoją broń i wypalić kilka dziur
przez skrzynki, zanim minikapsułki białego fosforu uległy samozapłonowi.
Dwa stworzenia odleciały prędko w bok, z ciekawością obserwując piekło poniżej, kiedy fosfor
przepalał ciało i kości, a potem wylądowały w przewodzie wentylacyjnym wysoko w górze.
- Ty! Co to jest? Brązowe gówno?
- Potrawka z soi - odpowiedział Sten. - Chcesz trochę?
- Nie. Nie potrzebuję żadnych dodatkowych chorób. Sam sobie wezmę. - Tech - medyk nabrał
sobie potrawki z wazy na tacÄ™, a potem przesunÄ…Å‚ siÄ™ w kolejce.
Sten, z twarzą starannie wypraną z jakiegokolwiek wyrazu, spojrzał w dół kolejki na Bet. Oboje
mieli na sobie białe fartuchy i nie można było odróżnić ich od innych pracowników w jadalni
personelu %7łłobka. Część umysłu Stena rozpoczęła odliczanie, podczas gdy inna rejestrowała urywki
rozmów prowadzonych przy stole przez Techników.
- Cholerne małe potworki! Tatusiu to, tatusiu tamto i tatusiu, ja muszę być dzisiaj kosmicznym
holownikiem i...
- Gdybyśmy ich nie potrzebowali, Kompania powinna wysłać ich prosto w przestrzeń...
- Opowiadaj im historyjki, głaszcz po głowie, sprzątaj po nich, kiedy nabrudzą. Kompania płaci
nam zdecydowanie za mało.
- Jak idzie z Billym?
- Ja i ten śmierdziel dochodzimy wreszcie do porozumienia. Dałem mu oczyszczalnię ścieków i
zostawiłem tam na dwie zmiany. Cholerny gówniarz nauczy się wreszcie.
- Tak właściwie, doktorze, to nie ma powodu, aby Kompania utrzymywała nadal te stworzenia
tak, jak dotychczas. Jestem właśnie w trakcie ustalania programu, który pozwoli na użycie
kontrolowanych amputacji.
- Hmmm. Interesująca koncepcja. Możemy rozwinąć to w...
Czas.
Sten zatrzasnął zamek swojego karabinu, odbezpieczył go i podniósł do góry, palec tuż przy
spuście. Dwóch wchodzących strażników upadło z dziurami wielkości pięści w piersiach.
- W dół! Wszyscy w dół! - krzyknęła Bet, ludzie popatrzyli na nią, a potem padli, gdy Sten wyjął
dwa granaty ze swojej torby i trafił nimi w środek hallu.
Bet rozrzucała pełną garść pastylek ogniowych po pokoju i oboje położyli się obok reszty.
Mijały sekundy i nastała ogłupiała cisza, a potem wrzask z drugiej strony kolejki. I
wszechogarniajÄ…cy blask.
Sten podniósł głowę i spojrzał na Bet. Zmiała się. Skoczył na równe nogi i pocdągnął ją do góry.
Potrząsnął nią. Wróciła do rzeczywistości, kiedy popychał ją do zsypu na śmieci, będącego ich
wyjściem ratunkowym.
Tak naprawdę, to rozumiał ją teraz trochę lepiej.
- Tu mówi Wolny Vulcan. Wiemy, co znaczy być Migiem, %7łyć pod butem Kompanii. Mieć
świadomość, że nie ma sprawiedliwości ani prawa, oprócz stworzonego przez tych, którzy
posiadają władzę. A teraz sprawiedliwość zawita na Vulcan. Sprawiedliwość dla tych, którzy przez
wieki żyli w terrorze. Migowie. Wiecie, kim są wasi Doradcy, i że komitety zażaleń są czystą
kpinÄ….
Spiker podniósł nieco głos.
- Koniec z tym. Od następnej zmiany Wolny Vulcan zaprowadzi tu prawa przysługujące
każdemu wolnemu człowiekowi w galaktyce. Jeśli twój majster zmusza cię do podwójnej pracy,
jeśli współpracownik donosi szefom, jeśli twoi synowie i córki zostali ci odebrani przez Kompanię,
położymy wreszcie temu kres. Teraz. Wolny Vulcan zajmie się tymi, którzy zrobili z was
niewolników.
Głos złagodniał.
- Jeżeli masz jakieś skargi, mów o tym. Nie szkodzi, że nie `~`' wiesz, kto należy do Wolnego
Vulcana. Może kolega z pracy, inny robotnik przy taśmie, panienka lub chłopak do zabawy, nawet
Tech. Twoje słowa zostaną usłyszane i nasze sądy podejmą pracę. Przynosimy wam
sprawiedliwość, ludzie z Vulcana.
POLITYKA KOMPANII - TYLKO DLA DORADCÓW I KIEROWNICTWA
BEZPIECZECSTWA
Nagły brak zainteresowania Migów naszym programem zażaleń został poddany mi pod uwagę.
Naszym zdaniem zaniepokojenie działalnością malej bandy malkontentów nazywających się
"Wolnym Vulcanem" jest nadmierne, ponieważ panujemy nad sytuacją.
Execowie ze Służby Bezpieczeństwa ustalili, że główne obszary, na których występują
wspomniane braki zainteresowania, pokrywają się z obszarami, na których zlokalizowano
malkontentów. Zastosowanie odpowiednich środków, z najsurowszymi włącznie, jest konieczne. Z
dużym naciskiem sugerujemy, aby Doradcy uświadomili robotnikom, za których dobro
odpowiadają, fakt, iż osoby zachęcające do udziału w wymierzaniu "sprawiedliwości ",
zapowiadanym przez owych malkontentów, również poniosą konsekwencje swojego postępowania.
Thoresen
- Zastanawiałam się nad tym - wycedziła Ida rozdawszy wszystkim szklanki z alkoholem - że
chyba żadne z nas nie jest człowiekiem, jakim chcieliby nas widzieć nasi rodzice.
- Niektórzy z nas - powiedziała gwałtownie Bet - należą do tego rodzaju ludzi, którzy przede
wszystkim nie chcieliby mieć nic wspólnego z naszymi rodzicami.
- Czy nie jesteś aby odrobinę zgorzkniała, skarbie? spytał Alex.
- Rodzice? - skrzeknÄ…Å‚ Frick.
- Dlaczego miałaby kolonia, nasza kolonia przejmować się tym? - pisnął potwierdzenie Frack.
- Jeśli wy, ludzie, nie powodujecie bólu u innych osobników swojego gatunku - powiedział Doc -
to nie możecie się doczekać, aby sprawić go sobie, czyż nie?
Sten zainteresował się.
- A jak misiaczki dajÄ… sobie radÄ™ ze swoim potomstwem, Doc?
- To nie jest istotne. Po pierwsze, podczas procesu zapładniania samiec opróżnia swój członek i
po kopulacji szybko ginie. - Wąsy Doca poruszały się szybko. - Gdy małe zalęgnie się w samicy, to
egzystuje... o, jako rodzaj pasożyta aż do porodu. Moment narodzin, oczywiście, oznacza także
moment śmierci samicy.
Bet zamrugała.
- To zdecydowanie ogranicza wasze życie seksualne, prawda?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]