Archiwum
- Index
- Bednarska Agnieszka Emigracja uczuć Emigracja uczuć tom 1
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 1 Sten
- Camp L. Sprague de & Carter Lin Conan Tom 25 Conan Bukanier
- Longin Jan Okoń Trylogia Indiańska. Tom III Śladami Tecumseha
- Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
- Clancy Tom Splinter Cell 02 Operacja Barakuda
- Hasek Jaroslav Przygody dobrego wojaka Szwejka tom 2
- J. Michael Bishop How to Win the Nobel Prize, An Unexpected Life in Science (2003)
- 474. Harlequin Romance Michaels Leigh Cuda się zdarzają
- Lam Jan Głowy do pozłoty tom I
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ne niebo. Schował szablę.
Tutejsze stwory Chaosu wydają się dość prostackie. Mają mniej inteligencji
niż te, które spotykałem.
Owszem powiedziała Oone bez zdziwienia. To zupełnie możliwe.
Ona może być. . .
Aódz uniosła się nagle i przez chwilę Elryk gotów był sądzić, że to amator
cynaderek wrócił, by wziąć odwet za szpetny podstęp, ale okazało się, że to tyl-
ko wielka fala dzwignęła stateczek. Woda podnosiła się coraz wyżej pomiędzy
śliskimi, skalistymi klifami, a wysoko, na brzegach, pojawiły się rozmaite znie-
kształcone postacie. Były różnego wzrostu, Elrykowi przypominały zaś nieco że-
braków z Nadsokor, bowiem tamci również zwykli odziewać się w szmaty, a sa-
mookaleczenia były dla nich zwyczajną praktyką. Podobnie brudni, nosili też śla-
dy wszystkich możliwych chorób, ran i zaniedbania. Jęczeli, spoglądając chciwie
na łódz i oblizując usta.
Bardziej niż kiedykolwiek dotąd Elryk pożałował, że nie ma przy boku Zwia-
stuna Burzy. Runiczny miecz i kilka czarów wystarczyłyby do odstraszenia tego
zbiegowiska. Mógł jednak polegać wyłącznie na ostrzu zabranym Czarownikowi,
na przyjazni Oone i na zwykłej znajomości fechtunku ich obojga. Aodzią zatrzęsło
i powierzchnia wody uspokoiła się, teraz jednak płynęli o wiele wyżej, na równi
z brzegami, zaś niekształtna horda dyszała i pochrząkiwała wkoło, łapiąc zapach
zdobyczy.
Elryk nie marnował czasu na pertraktacje, ale od razu skoczył z dziobu łodzi
tnąc dwóch pierwszych, którzy chcieli go dopaść. Wciąż dość ostra szabla odcięła
łby, a albinos stanął nad ciałami szczerząc zęby jak wilk, do którego bywał zresztą
czasem porównywany.
Chcę mieć was wszystkich powiedział, pragnąc zastraszyć tłum podob-
121
nie, jak robili to piraci z Cieśnin Vilmirianu. Postąpił krok i trafił w pierś następną
istotę Chaosu. Nie zaznam radości, póki wszystkich was nie zabiję!
Tego horda nie oczekiwała. Stworzenia zachrząkały, zamamrotały, spojrzały
po sobie, silniej ścisnęły broń, poprawiły łachmany i mocniej stanęły na nogach.
Oone stanęła obok Elryka.
Domagam się sprawiedliwego podziału! krzyknęła. Zostaw ich dla
mnie, Elryku. Zrobiła wypad i ubiła małpią istotę dzwigającą piękny, wysa-
dzany klejnotami topór, zabrany zapewne jakiejś poprzedniej ofierze.
Oni was nie zaatakowali! krzyknęła z tyłu Królowa Sough. Tylko
grozili. Czy naprawdę musicie to robić?
To nasza sprawa, Królowo! rzucił Elryk przez ramię i zasil jeszcze
dwóch człekopodobnych.
Nie! Nie! To żadne bohaterstwo. Cóż może uczynić strażnik, jeśli nie jest
już bohaterem?
Tego nie rozumiała nawet Oone, i gdy Elryk spojrzał na nią pytająco, tylko
potrząsnęła głową.
Zbieranina nabierała z wolna pewności siebie i podchodziła coraz bliżej. Ryje
łapały wiatr, języki zbierały ściekającą po sflaczałych wargach ślinę. Przekrwione
i zaropiałe oczy spoglądały na nich z nienawiścią.
Tłum był tuż i ostrze szabli napotkało opór. Dwie następne istoty straciły gło-
wy patrzące jeszcze przed chwilą łby opadły na boki, łapy zacisnęły się kur-
czowo. Oone stanęła plecami do niego, z boku zaś osłaniała ich łódz, której na-
pastnicy wyraznie nie mieli śmiałości dotknąć. Przerażona Królowa łkała jedynie,
ale nie miała widocznie żadnej władzy nad istotami Chaosu.
Nie! To nie pomoże jej spać! Nie! Nie! Ona na pewno ich potrzebuje!
Wiem!
W tejże chwili Elryk usłyszał odgłos zbliżającego się jezdzca i ujrzał bielejącą
ponad tłumem zbroję Perłowego Rycerza.
To są jego poddani! krzyknął zbrojny w przebłysku zrozumienia. Oto
jego armia, z którą wezmie na nas odwet!
Nie! zawołała Królowa głosem, który wydawał się bardzo słaby, jakby
odległy. To nic nie da! To twoja armia. Będą ci wierni! O tak, będą wierni!
Słysząc to, Elryk zaczął cokolwiek pojmować. Czy to możliwe, że Królowa
nie była naprawdę człowiekiem? Może i wszystkie tutejsze stworzenia to tylko
jacyś zmiennokształtni, udający jedynie ludzi? To by wyjaśniało osobliwy sposób
myślenia, specyficzną logikę i dziwne wypowiedzi.
Nie czas był jednak na spekulacje. Istoty podchodziły coraz śmielej, nie zosta-
wiając już niemal miejsca na zamachnięcie się szablą. Lepka i śmierdząca krew
tryskała na ostrza i ramiona walczących. Elryk pomyślał, że chyba prędzej za-
krztusi się odorem, nim polegnie z rąk stworów Chaosu.
122
Było jasne, że nie zdołają przeciwstawić się całemu tłumowi. Bliscy byli koń-
ca wyprawy, i to za sprawą tak odrażających istot.
U stóp Elryka padły następne ciała, jednak to nie on był sprawcą ich śmierci.
Oone również była zdumiona takim przebiegiem zdarzeń.
Podnieśli głowy nie wiedząc, co właściwie się dzieje.
Perłowy Wojownik torował sobie drogę w szeregach tłumu, tnąc niczym kosą
na lewo i prawo, kłując prowizoryczną włócznią, chichotem żegnając każde ga-
szone życie. Oczy jaśniały mu radością, nawet jego koń zamierzał się co chwila
kopytami i zębami.
Tak należy! klasnęła Królowa Sough. Dobrze! To zadanie dla ciebie!
Przysporzy ci sławy!
Spychany przez Perłowego Wojownika oraz atakujących znów zawzięcie El-
ryka i Złodziejkę tłum szedł z wolna w rozsypkę.
Niedługo wszyscy niedawni napastnicy rzucili się w kierunku urwiska, woląc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]