Archiwum
- Index
- Bednarska Agnieszka Emigracja uczuć Emigracja uczuć tom 1
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 1 Sten
- Camp L. Sprague de & Carter Lin Conan Tom 25 Conan Bukanier
- Moorcock_Michael_ _Sniace_miasto_ _Sagi_o_Elryku_Tom_IV
- Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
- Moorcock_Michael_ _Perlowa_Forteca_ _Sagi_o_Elryku_Tom_II
- Clancy Tom Splinter Cell 02 Operacja Barakuda
- Hasek Jaroslav Przygody dobrego wojaka Szwejka tom 2
- Clancy Tom Zwiadowcy 1 Wandale
- Jennifer L. Armentrout Onyx tom 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
komornik zwykł był przerywać w ten sposób każdą rozmowę, która mu była niemiłą.
Parę razy, gdy gościł u siebie pana "starostę", albo pana "komisarza", i kiedy
po wyczerpaniu wszystkich możliwych uwag o pogodzie, a przed rozpoczęciem
obowiązkowych robrów wista, lub pul preferansa, poruszono nieunikniony w małem
mieście temat polityki, pan "starosta", albo pan "komisarz" rozszerzał się
zwykle o ojcowskich zamiarach c. k. rządu, i o ciężkiej głupocie niektórych
tutejszo-krajowców, którzy nie chcąc tego uznać, są wiecznymi malkontentami.
O tak, c. k. rząd ma ze wszech miar ojcowskie zamiary konstatował wówczas p.
Wielogrodzki i w okamgnieniu, krzywiÄ…c
(się niezmiernie, chwytał się za nogę; co kierowało zwykle rozmowę towarzystwa
na jego przeklęty "gicht". Siedząc w kąciku obok Herminy i słuchając uważnie, co
mówili starsi, nie mogłem w końcu nie zrobić spostrzeżenia, iż istnieje jakiś
niedocieczony, tajemniczy zwiÄ…zek
między "ojcowskiemi zamiarami" rządu, a "gichtem" ponieważ zaś pod względem
politycznym byliśmy oboje także parą dorastających "malkontentów", ponieważ
dalej pan "starosta" znany był powszechnie więcej jako rózga, w ręku ojcowskiego
rządu, niż jako widomy reprezentant innych, dobrotliwszych jego zamiarów,
ponieważ; pan "komisarz" był tylko bardzo prostym i cienkim kijem, o jeden
stopień niższym od owej rózgi, więc robiliśmy nieraz pocichu różne rewolucyjne
uwagi, w których zawarte były bardzo śmiałe hipotezy co do natury owego
pokrewieństwa lojalności z podagrą. Nieokreślony jakiś instynkt mówił mi, że
zachodzi także jakaś analogia w stosunku zacności p. Klonowskiego do
dokuczliwych cierpień komornika wskazywało ją przynajmniej dość
niedwuznacznie, analogiczne zachowanie się p. "Wielogrodzkiego. Ale nic więcej
nie potwierdzało moich uprzedzeń, o których już mówiłem, wszyscy owszem zgadzali
się, iż p. Klonowski jest bardzo zacnym człowiekiem, a troskliwość, jaką właśnie
objawiał co do mnie, odejmowała resztę wszelkiej podstawy mojej niechęci.
Mówiłem sobie, że jestem zepsutym, rozpieszczonym "maminym synkiem", że mię w
końcu wszyscy wyśmieją' jako mazgaja, że potrzeba mi przyzwyczajać się do czego
innego, niż do ciągłych pieszczot, i do innej opieki, niż macierzyńska.
Postanawiałem sobie silnie, być mężczyzną przed czasem, skoro przed czasem, los
tego odemnie wymagał.
Na wiadomość, że wyzdrowiałem, przybył do %7łarnowa p. Klonowski. Była to pora
poobiednia i zastał nas wszystkich zgromadzonych w bawialnym pokoju. Komornik
ciągnął "pasjansa", p. "Wielogrodzka siedziała przy krosienkach, my oboje z
Herminą przeglądaliśmy jakieś ryciny. Po pierwszem, bardzo serdecznem
przywitauiu, zająwszy wskazane mu miejsce na kanapie, odezwał się p. Klonowski:
Przybyłem podziękować państwu za zajęcie się moim pupilem w istocie, jestem
wam tak wdzięczny, jak gdybyście wszystko to zrobili dla mojego rodzonego
dziecka. Poczciwe to było kobiecisko, ta nieboszczka Moulardowa, choć zawsze jej
mówiłem, że psuje swego gagatka. No, chodz tu, mój biedaku, dodał zwracając się
do mnie pokaż się, czy jesteś już zdrów zupełnie. No, zmizerniałeś trochę
zauważał, biorąc mię za brodę ale to przejdzie! Bądz-mi zuchem, bo
przyjechałem zabrać cię z sobą i oddać do szkoły. Umieszczę cię u księży
Bazylianów w Aawrowie, razem z moim młodszym synem. No, cóż ty na to?
Uważałem, że wśród tego, co mówił p. Klonowski, Hermina zbliżyła się do matki,
objęła ją rękami za szyję, całowała ją i wpatrywała jej się w oczy. Pani
Wielogrodzka, popieściwszy córkę, zwróciła się do p. Klonowskiego.
Panie dobrodzieju, mówiliśmy już parę razy, ja z moim mężem, tej sprawie, i
postanowiliśmy prosić pana, abyś zostawił Mundzia as, przynajmniej na ten rok
szkolny. Wszak tutaj mamy także gimnazjum, nawet jak mówią, lepsze niż w
Aawrowie, a u nas na niczem zbywać mu będzie. W tym wieku, a osobliwie po
stracie, jaką poniósł, byłoby to może i lepiej dla niego, gdyby pozostał wśród
otoczenia osób znajomych i z któremi się oswoił. My także przyzwyczailiśmy się
uważać go jako własne dziecko, i przykroby nam było, gdybyś go nam pan zabrał.
Ho, ho, moja pani dobrodziejko, ozwał się p. Klonowski panie wszystkie, jak
widzę, dałyście sobie słowo, aby rozpieszczać tego chłopca! Pieśćcie go sobie
zresztą, jak chcecie, ale na to pozwolić nie moge, aby wam był ciężarem.
Wychowanie jego jest moją rzeczą, jako opiekuna, jest na to zresztą mały spadek
po jego matce. Wielka mi rzecz, że się znajdzie wśród obcych ludzi wszak moi
synowie mają jeszcze, Bogu dzięki, rodziców, a przecież muszą chodzić do szkoły
i także cały rok nie są w domu. Czy to chłopiec chowa się za piecem? Kraj
potrzebuje twardych ludzi, a takich nie może mu dać miękkie wychowanie! W
[ Pobierz całość w formacie PDF ]