Archiwum
- Index
- Co_Twoj_pies_probuje_Ci_powiedziec_Poznaj_tajemnice_psiej_psychologii_copies
- Olszakowski_Tomasz_ _Pan_Samochodzik_i_tajemnice_warszawskich_fortow
- Verne_Juliusz_ _Tajemnica_zamku_Karpaty
- 01. May Karol Tajemnica MikstekĂłw
- 04 Grobowa Tajemnica Harris Charlaine
- Dickinson Peter Tajemnica plemienia Ku
- George Catherine Tajemnica lekarska
- 05 Pogrzebane tajemnice
- Conrad Linda Cudem ocaleni
- Kotowski Krzysztof Marika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łem zrozumieć. Zapewne rodzina, która przechowywała talizman, posiadała jakieś szczególne przywileje. Ale im
również nie wolno było zbliżać się do wąwozu...
Więcej się nie dowiedziałem. Mac-KinIeyowi też nie powiodło się lepiej. Szerpowie byli śmiertelnie przerażeni
tym przeklętym trzęsieniem ziemi, czemu trudno się dziwić... Ale niech pan nie sądzi, że zrezygnujemy z dalszych
poszukiwań w Himalajach. Będziemy to robić inną metodą i bez pośpiechu. Pomoże nam pewien dziennikarz ne-
palski, mieszkaniec Katmandu, który ma zamiar wyruszyć wkrótce do Solo Khumbu i osiedli się tam na dłużej, by
zebrać materiały do książki o Szerpach. Nie jest to bynajmniej chytry podstęp. Po prostu wybierał się tam od daw-
na. Dziennikarz ten powoli i ostrożnie spróbuje dowiedzieć się jak najwięcej o świątyni i legendzie, która ją
otaczała. Będzie mu znacznie łatwiej, jest bowiem swoim człowiekiem, zna dobrze język Szerpów, ich zwyczaje i
obyczaje. Uprzedził nas, byśmy nie liczyli na wiadomości w najbliższym czasie, musi bowiem zachowywać wielką
ostrożność. Szerpowie są zbyt wystraszeni. To rozsądny i dzielny człowiek. Przy sposobności, pamięta dobrze
pana i Milforda. Nawet rozmawiał z wami.
O czym? Może o historii Himalajów? zapytałem. O trzęsieniach ziemi? Czy to może on ostrzegał
Milforda?
Zdziwiony Sołcwiow wzruszył ramionami, a ja przypomniałem sobie, że nie opowiedziałem mu o tym spotkaniu
i o proroczych słowach Nepalczyka.
To ciekawe! powiedział po wysłuchaniu mojej opowieści. To bardzo ciekawe! Szkoda, że mi pan o tym
dawniej nie mówił. Ale będziemy z nim korespondować. Może właśnie dlatego zaofiarował nam swoje usługi, że
w jakimś stopniu był związany z tym, co się stało.
Wybiegając nieco naprzód powiem, że nepalskim korespondentem Sołowiowa został istotnie ten sam dzienni-
karz, który oprowadzał Milforda i mnie po ulicach Kat-mandu, W odpowiedzi na pytanie Sołowiowa odpisał, że
doskonale pamięta przebieg ówczesnej rozmowy. Pamięta również, że Milford, niezwykle dowcipny i pełen
temperamentu, wywierał wówczas wrażenie człowieka znajdującego się w stanie najwyższego napięcia
nerwowego. Ne-palczyk ani myślał o tym, by bawić się w smutne przepowiednie; po prostu ostrzegał Milforda
przed wyprawą w góry wiedząc, że wymaga to zimnej krwi i opanowania...
Samochód zajechał przed hotel. Umieściliśmy naszych gości w przygotowanych kwaterach i pojechaliśmy
dalej. Ulice zalane były złotawym światłem wieczoru, a Soło-wiow rozglądał się z zainteresowaniem na wszystkie
strony stęsknił się widocznie za Moskwą.
A co się tyczy Andów ciągnął dalej przerwaną rozmowę to rozumując logicznie można dojść do wnio-
sku, że goście z nieba mogli również tam wylądować. Możliwe, że w Himalajach wylądował nie jeden statek
gwiezdny, lecz dwa lub kilka, ale nie mamy obecnie żadnych wskazówek umożliwiających poszukiwania.
Słuszniej więc będzie wyruszyć w Andy nie przerywając poszukiwań w Himalajach. Czy zgadza się pan ze mną?
Nie podoba mi się pańska mina! Dlaczego pan tak zmarkotniał? Przecież otwiera się przed nami nowa
perspektywa!
Po prostu przeżyłem tu bardzo ciężkie chwile powiedziałem. Przecież pan nie wie: mieliśmy
wiadomość, że pan zginął.
Sołowiow zdziwił się ogromnie; nie mogło mu się w głowie pomieścić, kto mógłby nadać przez radio taką infor-
mację. Powiedział, że zwróci się do Anglików o pomoc w wyjaśnieniu sprawy.
Pojechaliśmy do obserwatorium. Sołowiow chciał jak najprędzej zobaczyć zdjęcia wybuchów na Marsie i foto-
grafię rozjarzonej płytki. Potem odprowadziłem go do domu.
Muszę jeszcze opowiedzieć o zakończeniu sprawy tajemniczej audycji radiowej. Dokładny jak automat Mac-
Kin-ley wyjaśnił ją szybko. Była to audycja z Londynu przeznaczona dla słuchaczy rosyjskich. Oczywista nie dla
takich, którzy usłyszą tylko ostatnie zdanie, jak ja i Ma-sza. Anglicy, którzy zginęli w górach i ich śmiali to-
warzysze, o których była mowa w audycji to byli Ang i jego ojciec, Milford i jego poprzednik, Europejczyk, z
którym ojciec Anga wyruszył do świątyni. Anglicy sprawdzili nawet, że był to (co za dziwny zbieg okoliczności)
także dziennikarz, nazwiskiem Fryderyk Starbotle. Otrzymałem pózniej, dzięki pomocy Mac-KinIeya, pełny tekst
audycji.
Głęboki smutek w głosie lekora był szczery: tekst czytał bowiem przed mikrofonem autor audycji przyjaciel
Starbotle'a, który zetknął się kiedyś z Milfordem. Nie miał on> długo żadnych wiadomości o losach Starbotle'a,
który przepadł bez wieści. W rozmowie z uczestnikami ekspedycji usłyszał o Europejczyku, który zginął w tajem-
niczej świątyni. Napisał więc do Katmandu, nawiązał w Anglii kontakty z dobrze poinformowanymi ludzmi i
stwierdził, że istotnie zeszłej jesieni przyjaciel jego przyjechał z Dardżilingu do stolicy Nepalu i przyłączył się jako
korespondent do ekspedycji udającej się w góry. Na tym ślad się urywał, lecz dziennikarz, który dobrze znał
charakter Starbotle'a, był przekonany, że to on, dowiedziawszy się w jakiś sposób o istnieniu świątyni, namówił
Szerpa, żeby zaprowadził go do niej. Zresztą czy ten doświadczony alpinista, który już nieraz był w Himalajach,
mógłby zniknąć bez śladu tak, iż nawet członkowie eks-
pedycji nic na ten temat nie mogli powiedzieć? Widocznie pod jakimś sprytnym pretekstem odłączył się od ekspe-
dycji, nie wywołując żadnych podejrzeń. Możliwe jest również, że wcale nie brał w niej udziału, tylko wyruszył z
niÄ… razem z Katmandu.
Autor audycji wyrażał się również bardzo ciepło o Mil-fordzie, podziwiając jego talent dziennikarski, wybitny,
oryginalny umysł i znakomite reportaże ze Wschodu. Wspominał nader powściągliwie i mgliście o jakiejś
tragedii osobistej, wskutek której Milford na zawsze opuścił Anglię. Z bólem i radością czytałem te wzruszające
słowa i z całego serca jestem wdzięczny autorowi audycji, redaktorowi Ryszardowi Darnieyowi. Jeśli wpadną mu
do rąk te stronice, niech wie, że chciałbym bardzo spotkać się z nim i opowiedzieć o Milfordzie. Sądzę, że trzeba
o nim napisać: jego życie i śmierć to temat godny książki. A najlepiej będzie, jeśli napisze ją rodak Milforda.
Po powrocie Sołowiowa sprawa przybrała całkiem inny obrót. Przyjechał z wyprawy zakończonej fiaskiem, zda-
wałoby się, że jego przeciwnicy powinni triumfować i głosić, że żadnej świątyni w ogóle nie było, że Sołowiow to
znany fantasta i tak dalej. Stało się jednak inaczej. Nie zabrakło, rzecz prosta, uszczypliwych słów: niektórzy
przedstawiciele sfer naukowych spotykając Sołowiowa mieli współczujące miny i wyrażali zdumienie jakie
niezwykłe zjawiska zdarzają się w przyrodzie... na przykład trzęsienie ziemi... Lecz on wcale nie zwracał uwagi na
te docinki. %7łyczliwie i poważnie wysłuchiwał obłudnych frazesów, stwierdził, że istotnie w przyrodzie zdarzają się
dziwne zjawiska, i dodawał, że wobec głębokiego zainteresowania szanownego kolegi dla tych zagadnień
radziłby szanownemu koledze odbyć małą przejażdżkę w Himalaje do tej skarbnicy cudów. Następnie
wypowiadał parę słów na temat piękna przyrody Himalajów, serdecznie ściskał dłoń rozmówcy i z uśmiechem
śpieszył do swych różnorodnych zajęć.
Trzeba przyznać, że postąpił bardzo mądrze i dyplomatycznie, przywożąc Anglików do Moskwy. Głęboka wiara
gir Osborne'a sama przez się działała zarazliwie jeśli nie na filary astronomii, to w każdym razie na zwykłych
śmiertelników. Przy Osbornie Sołowiow wyglądał na niesłychanie trzezwego, rozważnego a nawet oschłego czło-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]