Archiwum
- Index
- Roberts Nora Miłość na deser 01 Miłość na deser
- Hilari Bell Goblin Wood 01 The Goblin Wood v2
- Giovanni Guareschi [Don Camillo 01] The Little World of Don Camillo (pdf)
- Anthony, Piers Tarot 01 God of Tarot
- Christine Young [Highland 01] Highland Honor (pdf)
- 398. Gerard Cindy Dzikie serca 01 Ni srebro ni złoto
- Carter Ally Dziewczyny z Akademii Gallagera 01 Powiedziałabym ci, że cię kocham ale
- Ciara Lake [Xihirian Shifters 01] Xihirah [Siren Classic] (pdf)
- Janrae Frank Journey of Sacred King 01 My Sister's Keeper
- Sandemo Margit Saga o Królestwie Światła 01 Wielkie Wrota
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A jeśli dotyka ogonem?
Wtedy mo\e podskoczyć na podwójną wysokość.
W takim razie nogi tego człowieka będą na wysokości półtora metra ponad wodą. Kto wdrapie się na drzewo? Ja czy ty?
Ja odpowiedział Apacz.
Po tej rozmowie obydwaj podnieśli się z ziemi, podeszli do hrabiego i przeciągnąwszy mu lasso podwójnie pod ramionami, związali
jego ręce na plecach. Do lassa, którym Alfonso był przepasany, umocowano dwa inne. Niedzwiedzie Serce ujął ich końce i zaczął
wspinać się na drzewo.
Hrabia zrozumiał, \e zaczyna się taniec śmierci. Kroplisty pot wystąpił mu na czoło, w oczach zaczęło wirować.
Litości, litości! zajęczał.
Obaj sędziowie nie zwracali na te jęki najmniejszej uwagi.
Litości! Uczynię wszystko, czego za\ądacie, tylko nie wieszajcie mnie nad tymi krokodylami. Błagam!
I na to pozostali głusi. Bawole Czoło ujął hrabiego za ramię i pociągnął w kierunku drzewa.
Litości! Dam wam wszystko, hrabstwo całe, wszystkie posiadłości, całą Rodrigandę. Zrezygnuję ze wszystkiego, co mam, tylko
darujcie mi \ycie!
Teraz dopiero przemówił wódz Miksteków:
Czym\e jest dla nas Rodriganda, twoje hrabstwo, czym wszystkie twoje włości!? Widziałeś skarby Miksteków, a jeszcze masz
czelność ofiarowywać mi swą nędzę? Spójrz lepiej na te bestie, które nigdy dotąd nie jadły jeszcze białego hrabiego. Dopóki starczy ci
sił, będziesz mógł podciągać w górę nogi, by ich nie urwały, lecz gdy zaczniesz słabnąć, urwą ci je z pewnością i zdechniesz jak pies.
Trup twój zgnije, spadnie do wody i wtedy po\rą go ze smakiem. Oto jaki będzie koniec białego hrabiego, który w pogardzie swojej
chciał oszukać Indiankę!
Litości! skomlał Alfonso śmiertelnie przera\ony.
A ty, czy miałeś litość, gdyś ranił serce Indianki? Zresztą, czy to jedyny twój występek? Wakonda nie pozwolił, aby człowiek
wiedział wszystko. Nie znam twego \ycia, ale przysiągłbym, \e wiele złego zrobiłeś. Krokodyle cię po\rą, chocia\ tyś nędzniejszy ni\ te
zwierzęta. Wakonda dał im \ycie, aby karmiły się padliną, a człowieka stworzył po to, aby krzewił dobro. Lecz twoja dusza jest strokroć
podlejsza od duszy tych gadów!
Po tych słowach przyciągnął Alfonsa, który bronił się rozpaczliwie, tu\ nad wodę. Pokonał opór hrabiego związując mu nogi
rzemieniem.
Litości! Zmiłowania! jęczał Rodriganda.
Nic to nie pomogło. Bawole Czoło zaniósł go pod drzewo, Apacz wspiął się tymczasem na nie, trzymając lasso w zębach.
Umocowawszy rzemienie na gałęziach, zaczął za pomocą lassa podciągać swą ofiarę do góry. Pomagał mu Bawole Czoło. Wszystko
szło wolno, ale sprawnie.
Hrabia jęczał bez przerwy. W pewnej chwili zawołał:
Puśćcie mnie, puśćcie! Będę wam słu\ył jak ostatni pies, jak ostatni niewolnik!
Tylko hrabia ma niewolników, my, wolni Indianie, nie znamy ich!
Widok aligatorów rzeczywiście mógł przera\ać. Sadzawka była dla nich za mała, a przy tym brak było w niej po\ywienia. Zaczęły ju\
po\erać się wzajemnie jednemu brakowało nogi, drugi zaś miał wydarty kawał boku. Wietrząc ofiarę, zebrały się wszystkie pod
drzewem.
Machając olbrzymimi ogonami, patrzyły łakomie na hrabiego, rytmicznie otwierały i zamykały paszcze. Kłapanie to było niezwykle
hałaśliwe; zdawało się, \e ktoś uderza o siebie mocnymi deskami.. Alfonso szalał:
Puśćcie mnie, bestie, łajdaki!
Mój brat niech ciągnie mocniej! zawołał Bawole Czoło do Apacza.
Bądzcie przeklęci na wieki! krzyczał Alfonso.
Wystarczy rzekł Tecalto, mierząc okiem znawcy odległość gałęzi od wody i porównując ją z długością lassa. Mój brat otoczy
gałąz sznurem i zacieśni węzeł!
Apacz wykonał polecenie. Nadeszła decydująca chwila. Hrabia ryczał ju\ nieludzkim głosem:
Wyście nie ludzie, a diabły wcielone!
Nie, właśnie jesteśmy ludzmi, którzy diabłu wymierzają sprawiedliwość odpowiedział Bawole Czoło. Jazda!
Rozległ się przerazliwy krzyk. Miksteka wypuścił bowiem hrabiego z rąk, potę\nie go pchnąwszy. Hrabia, przywiązany do gałęzi,
znalazł się nad wodą. Kołysał się tam i z powrotem, a ile razy zbli\ał się w tym wahadłowym kołysaniu nad powierzchnię wody,
krokodyle podskakiwały do góry, aby go schwycić.
Wszystko w porządku stwierdził Bawole Czoło. Obaj Indianie stanęli na brzegu i przyglądali się, jak
kołysanie hrabiego coraz bardziej powolniało, a\ wreszcie skazaniec zawisł nieruchomo. Okazało się, \e Bawole Czoło świetnie
wszystko wymierzył i przewidział. Hrabia wisiał w ten sposób, \e krokodyle mogły go w ka\dej chwili chwycić za nogi. Musiał je więc
podciągać do góry, gdy się tylko zbli\ała któraś z bestii. Było jasne, \e w miarę wycieńczenia ofiary zwierzęta zaczną ją po\erać
kawałkami. Wiele zgrzeszył w swym \yciu hrabia Alfonso, a ta okrutna śmierć była zapłatą za wszystkie jego winy.
Sprawa skończona, wracamy rzekł Apacz, sam przejęty strasznym widokiem.
Idę za mym przyjacielem odparł Tecalto. Odprowadzał ich nieludzki ryk skazanego na śmierć. Gdy przybyli do ujścia strumienia,
znalezli tam znacznÄ…
[ Pobierz całość w formacie PDF ]