Archiwum
- Index
- Co_Twoj_pies_probuje_Ci_powiedziec_Poznaj_tajemnice_psiej_psychologii_copies
- Olszakowski_Tomasz_ _Pan_Samochodzik_i_tajemnice_warszawskich_fortow
- Verne_Juliusz_ _Tajemnica_zamku_Karpaty
- 01. May Karol Tajemnica MikstekĂłw
- 04 Grobowa Tajemnica Harris Charlaine
- Gromowa Ariadna Na tropie tajemnicy
- George Catherine Tajemnica lekarska
- 05 Pogrzebane tajemnice
- Benchley Peter Bialy rekin
- Diana Copland Grand Jete (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kraju, osadzić ich tutaj i wyobrażać sobie, że wszystko będzie cacy. To jest sprzeczne z naturą.
Mówili-
śmy właśnie pani doktor Ku, że musi ich stąd przegonić, a im prę-
dzej, tym lepiej. Wszystko jedno, gdzie się wyniosą, byle prędko.
Moja stara boi się wyjść wieczorem, żeby nie dostać po głowie.
130
Muszą stąd iść, inaczej będą tu prawdziwe jatki.
Poproszę pańskie nazwisko rzekł Fibbie.
Tinker. Jack Tinker. A to jest ruchem głowy wskazał na starszego mężczyznę, jednocześnie
pociÄ…gajÄ…c nosem Rod Green, a tamten to Jimmy Youbegood i obaj potwierdzÄ… wszystko, co
powiedziałem.
Starszy mężczyzna przestał kręcić guzik od koszuli i powiedział
z naciskiem:
Nie o to chodzi, żebyśmy ich oskarżali. Niech się wymordują wzajemnie, jeżeli to ich zwyczaj,
byle nie tutaj. A mało razy tak było, że jak poczułem zapach ich gotowania, to już własnego obiadu
do gęby wziąć nie mogłem...
A jak hałasują wtrącił pan Youbegood. Ciągłe stukoty i łomoty. Mieszkam pod ósmym, na
samej górze, tu obok, i wciąż muszę słuchać tego piekielnego rumoru.
Czy ubiegłej nocy także hałasowali? zapytał Pibble.
Nie odparł pan Youbegood. Ale przedwczoraj wieczór piekielnie łomotali, jak jacyś opętani
bitowcy. Ty to słyszałeś, Jack?
Tego to ja nie powiem odparł pan Tinker. We wtorek akurat pracuję wieczorem. Ale tak się
zwykle zachowują, panie władzo.
Zakłócają spokój całej okolicy. Pani doktor Ku nie powinna była im na to pozwalać.
A to ich pańskie mówienie przerwał mu pan Youbegood.
Jak ten profesor w telewizji, co wykopuje gdzieś stare kości. Jakim prawem banda czarnuchów
wyraża się tak samo!
Z takich rzeczy nigdy nic dobrego nie wychodziło oznajmił
sentencjonalnie pan Green i nigdy nie wyjdzie. Niech ich pani 131
odeśle gdzieś indziej, niech sobie idą do diabła!
W inspektorze zakipiał gniew. Ruszył do ataku, zdecydowany walczyć wszelkimi możliwymi
sposobami.
Panie Youbegood, jakie komorne płaciła pańska żona, kiedy pan ostatni raz siedział?
Jimmy Youbegood wzruszył tylko ramionami z rezygnacją, jak stary zesłaniec, przekonany, że prawo
zawsze go dosięgnie. Ale Tinker zareagował jak aktorzyna z kiepskiego melodramatu. Obrócił
się ku nie biorącemu udziału w rozmowie panu Greenowi i stanąwszy na czubkach palców zapiał:
Nie mówiłem, żeby go tu nie sprowadzać?
A ja powiedziałem perswadował pan Green tonem niewzru-szonego rozsądku że musi nas być
trzech. Dwóch nic nie znaczy.
Prawda, panie władzo?
Detektyw ucieszył się jak zawodnik, do którego w sposób wprost nieprawdopodobny odbito piłkę.
Miał już wystarczająco dużo adre-naliny we krwi i czuł, że w tym momencie dałby radę nawet
potężnej i złowrogiej organizacji.
Wy wszyscy trzej oświadczył nie znaczycie nic. Absolutnie nic. Pomińmy nawet przeszłość
pana Youbegooda i spójrzmy na was jako na zwyczajnych obywateli przecież wy od lat korzystacie
z dobroczynności kobiety. Pan doskonale wie, panie Green, że w całym Londynie nie znalazłby pan
takiego mieszkania nawet za dwukrotnie wyższe komorne. Wam się zdaje, że macie prawo wymagać.
Czy któryś z was kiedykolwiek podziękował pani doktor?
Nie sądzę. Ale jak tylko znalazła się w kłopocie, kiedy zamordowa-no w tym domu jej przyjaciela,
natychmiast przychodzicie i wymy-
ślacie jej, ponieważ chce pomagać także innym ludziom... ludziom, 132
którzy różnią się od was kolorem skóry. Powiem wam również, że wcale nie przypuszczam, aby
morderstwo zostało dokonane przez czarnego. Mógł to zrobić ktoś, kto żywił urazę do czarnych, na
przykład jeden z was. Więc jeżeli do mnie dojdzie, że znowu dokuczali-
ście pani doktor, nie będę się wahał. Każdym z was zajmie się grupka policjantów, która
szczegółowo zbada wasze życie. Może nie znajdą motywu do popełnienia morderstwa, ale zaręczam
wam, że coś tam znajdą. A teraz zmykajcie stąd i ani mi się ważcie wracać, chyba że będziecie mieli
coÅ› do zakomunikowania w zwiÄ…zku z morderstwem.
Pibble otworzył przed nimi drzwi, żałując, że jego wzburzenie przybrało formę gniewnego kazania,
zakończonego jałową pogróżką.
Tinker i Green wymknęli się potulnie i tylko pogardzany Jimmy Youbegood opuszczał pokój z pewną
butą. Wysłuchiwał już tylu pouczeń różnych urzędników, że nie robiły na nim wrażenia słowa byle
inspektora.
Wyszczerzył zęby mijając go i szepnął:
Ktoś wychodził na dach wieczorami.
Co wieczór?
Nie, ale często, kiedy nie padało.
A jak było ostatniej nocy? I poprzedniej, kiedy słyszeliście te hałasy?
Po tym przedwczorajszym hałasowaniu słyszałem go dwa ra-zy. Ale nie zachowywał się jak pan
albo ja, tylko jak smarkacz, który coś węszy na cudzym, podwórku.
Dziękuję rzekł Pibble. Zbadam to. A co tam, ze starym Izaakiem? To był, zdaje się, twój wuj?
Zszedł z tego świata, biedaczysko. Padł trupem na ławie 133
oskarżonych, kiedy przysięgli orzekli, że jest niewinny. Do widzenia, zobaczymy się wkrótce.
Pibble zamknął drzwi i zwrócił się ku Ewie. Stała wsparta o biurko, a jej ręce tworzyły czarny
trójkąt równoramienny. Wydawała się jeszcze bardziej przygnębiona niż wtedy, gdy osaczali ją
Tinker i Green.
Gdzie jest Paul? zapytał inspektor.
Pewno w świetlicy seniorów. Baliśmy się, że jego obecność tylko pogorszy sprawę. Dziękuję panu
za pomoc. Myślę, że należało ich potraktować ostro. A w każdym razie już się tego nie zmieni. Co się
stało, już się nie odstanie. Jak posuwa się dochodzenie?
Pomalutku. Chciałbym zadać pani jeszcze kilka pytań, jeżeli wolno. Po pierwsze, czy członkowie
plemienia lubiÄ… hazard?
O tak. Zwłaszcza mężczyzni wszelkiego rodzaju. Młodzi za-interesowali się wyścigami konnymi i
jak słyszałam, doskonale im idzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]