Archiwum
- Index
- Celmer Michelle Królewskie zwišzki 02 Ksišżę i sekretarka (Goršcy Romans 893)
- Jameson Bronwyn Gorący Romans DUO 886 W poszukiwaniu wspomnień
- Dickson_Helen_ _Harlequin_Romans_Historyczny__274_ _Zakochany_lajdak
- 191. Schuler Candace To miał być tylko romans
- Cornick Nicola Romans Historyczny 111 Mezalians
- Jump Shirley Harlequin Romans Pantofelek Kopciuszka
- 02 Trish Wylie Ĺťycie jak romans
- Chmielewska Joanna (1993) Duch
- Przeciwko babom Joanna Chmielewska
- Chmielewska Joanna Skradziona kolekcja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uciekł z holu. Stałam nadal i myślałam.
%7łelazko powinno znajdować się tam, gdzie się prasuje, razem z deską do prasowania. Deski do
prasowania także nigdzie nie widziałam, a nie ma co mówić, od żelazka jest większa i nie wszędzie
się zmieści. W tym domu na ogół jest gosposia, gosposia prasuje, jeśli nie w kuchni, to gdzie?
Przecież nie w piwnicy i nie w łazience! Gdzie może prasować gosposia...? Oczywiście w
służbówce!
Odzyskałam zdolność ruchu. Deska do prasowania stała jak byk w służbówce za szafką, ustawiona
pionowo, żelazko znajdowało się obok, na półeczce. Omal nie poleciałam do męża podzielić się z
nim radosnym odkryciem, na szczęście przyhamowała mnie następna trzezwa myśl.
%7łelazko istotnie znajdowało się tam, gdzie powinno się znajdować, a zatem dlaczego on nie mógł
go znalezć? Nie wie, że ma w domu gosposię czy co?... Załóżmy, że nigdy niczego sam nie
prasował, nawet portek, załóżmy, że o poczynaniach gosposi nie ma pojęcia i w ogóle się nimi nie
interesuje, załóżmy, że to żelazko było mu potrzebne pierwszy raz... W porządku, możliwe, że nie
wiedział, gdzie stoi. Szukał, też w porządku, mógł szukać, ale dlaczego w takim strachu przede
mnÄ…?!
Umysł mi się zmącił, w żaden sposób nie udawało mi się tego zrozumieć. Przyszło mi do głowy, że
może on robi coś nielegalnego, popełnia jakieś machlojki, kanty, nadużycia, diabli wiedzą, co
jeszcze, i boi się, że Basieńka to wykryje. Ten telefon od Wiktorczaka, z którym nie chciał
rozmawiać w mojej obecności... Albo może wie, że Basieńka to wcale nie ja, to znaczy ja to wcale
nie Basieńka, tylko ja, nie boi się Basieńki prawdziwej, ale boi się fałszywej, a swoje domysły z
niezbadanych pobudek ukrywa, udając, że bierze mnie za swoją prawdziwą żonę i boi się, żebym
nie wykryła, że udaje...
Poczułam, że od nadmiaru tego bania się i jego przyczyn sama lada chwila oszaleję. Zagmatwałam
się w rozważaniach. Coś w tym wszystkim było przerazliwie dziwnego...
Wychodząc na spacer natknęłam się u stóp schodów na tego nieszczęsnego, wystraszonego,
denerwującego półgłówka i drgnął we mnie cień litości.
- Oczywiście, żelazka nie znalazłeś? - powiedziałam ze wzgardą. - Przecież mówiłam, że jest na
swoim miejscu. W służbówce. Nie wiem, gdzie masz oczy i rozum.
- Nie widziałem - mruknął półgłówek, spojrzał na mnie ponuro i ukrył się w kuchni.
Ze spaceru wróciłam dość pózno, bez żadnych złych przeczuć, całkowicie zaprzątnięta jednym
tematem, mianowicie rozmyślaniami o żonie blondyna z autobusu. Spotkałam go na skwerku już
trzeci raz i wylęgło się we mnie przekonanie, że włóczy się tam wieczorami, ponieważ jest z nią
pokłócony. Innych powodów przechadzki nie umiałam znalezć.
Otworzyłam drzwi, weszłam do holu i w progu pokoju ujrzałam męża, ponuro nadętego i
patrzącego na mnie okropnym wzrokiem. Założył ręce po napoleońsku i wydawał z siebie jakiś
dziwny, bulgoczący pomruk. Mimo woli zatrzymałam się, cokolwiek zaniepokojona, nie wiedząc,
co to ma znaczyć. Mąż wykonał gwałtowny wypad jedną nogą do holu.
- Ladacznico!!! - ryknÄ…Å‚ znienacka grzmiÄ…cym basem.
Zdrętwiałam. Rozmaitych rzeczy mogłam się spodziewać, ale przecież nie czegoś takiego! Cóż go
napadło?! W bezgranicznym osłupieniu wytrzeszczyłam na niego oczy, w ogóle nie pojmując tej
osobliwej inwokacji.
Mąż cofnął nogę, wykonał wypad drugą, wyglądało to zupełnie jak ćwiczenia gimnastyczne,
machnął rękami, przez moment robił takie wrażenie, jakby sobie usiłował coś przypomnieć,
wreszcie pogroził mi pięścią.
- Lafiryndo!!! - zawył, dla odmiany dyszkantem. - Ja wiem wszystko!!! Nie będziesz szargać
mojego nazwiska po rynsztokach!!!
Zbaraniałam do reszty. Jakich znowu rynsztokach, na litość boską?! O co mu chodzi, o tę wilgoć na
skwerku? Błoto jest, istotnie, ale szargam w nim nie żadne nazwisko, tylko obuwie Basieńki...
Urżnął się czy co...? Patrzyłam na niego niebotycznie zdumiona, nie mogąc tych cyrków do niczego
dopasować, co gorsza, niepewna, co z tym fantem zrobić. Wziąć udział w awanturze, zawrócić i
uciec, obrazić się...? %7ładnych instrukcji w tej kwestii nie dostałam...
- Mam dość twoich gachów, nie zniosę tego dłużej!!! - szalał mąż, nie ruszając się z progu pokoju. -
Jesteś moją żoną!!! Zabiję bydlaka!!! Zabiję!!!...
Bydlakiem w niebezpieczeństwie mógł być tylko pan Palanowski. Jako Basieńka powinnam chyba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]