Archiwum
-
Indeks
- Sykat Joanna Wszystko dla Ciebie
- Chmielewska J. Romans wszechczasĂłw
- Skradzione chwile 2. Marie De Witt Oszustwo
- Chmielewska Joanna (1993) Duch
- Przeciwko babom Joanna Chmielewska
- Joanna Chmielewska Harpie
- Chmielewska Joanna Jak wytrzymaÄ z mÄĹźczyznÄ
- Infekcja Andrzej Wardziak PEŁNA WERSJA
- Norton_Andre_ _Gwiezdne_bezdroza
- Dailey Janet OgieśÂ i lód
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każdym razie utłukli go z naszego powodu. Myśmy go namówili, żeby w tym brał
udział. - Nie wy, tylko ja... - Poza tym on przecież o niczym nie wiedział. %7łeby
mogli znalezć mordercę, musiałaby wyjść na jaw cała nasza afera. Inaczej nikt za
niczym nie trafi! - Rany boskie, co za melanż się zrobił... - Słuchajcie,
spróbujmy pomyśleć rozsądnie - zaproponował Donat. - Powinniśmy mieć jasny
pogląd na sytuację. Przede wszystkim, kto go zabił? - A cholera wie... - Jakichś
dwóch - przypomniał jadowicie Marcin. - Nie wiem, czy to nie byli znajomi.
Powiedział przecież przez telefon "to ci dwaj". Jak uważacie, co to znaczy?
Wszyscy spojrzeli na niego w milczeniu. Baśce zrobiło się dziwnie zimno w
środku. - Co to znaczy? - spytał Donat nieufnie. - Nie wiem, co to znaczy. Ale
nasuwa się przypuszczenie, że rozpoznał jakichś dwóch, z którymi miał do
czynienia. Nie chcę się posuwać za daleko, ale najprostsze jest skojarzenie z
tymi dwoma, którzy go napadali poprzednio... - Zwariowałeś! - przerwała Baśka
nieswoim głosem. - To nie byli ludzie waluciarzy! Donat, niepojętym sposobem,
zachował trzezwość umysłu. - Mało prawdopodobne. Raczej można przypuszczać, że
zwrócił na nich uwagę przy transakcjach. Wpadła mu w oko obstawa, może go
śledzili, chodzili za nim... Załóżmy, że tak było. Załóżmy, że ich złapią.
Powiedzą, że wynajęli ich waluciarze. Waluciarze powiedzą, że ten Waldemar
naprowadzał na nich jakichś bandytów. Waldemar nie żyje, koło się zamknęło, na
nas tu nie ma miejsca. - Ale jeśli zabili go nie ludzie waluciarzy, tylko nasz
personel... - To wtedy jest w tym jeszcze coś, co nie ma żadnego sensu. Ja tego
w ogóle nie rozumiem. Chyba, że Baśka kazała go zabić, w co wątpię. Baśka
wzruszyła ramionami, a po namyśle popukała się jeszcze palcem w czoło. Paweł
spojrzał na nią, następnie na Donata. - Ja myślę, że było tak, jak on mówi -
rzekł, wskazując go fajką. - Jeśli się afera nie wykryje, do nas nie trafią. Ale
wszystko jedno, Waldemara mam na sumieniu. Marcin, rób co chcesz, ale odkup te
znaczki, niech chociaż tyle z tego będzie! - Jak? Skąd? - Przez tego kumpla. Za
pieniądze najgorszy jełop potrafi kupować. Jest tam tego te pięćset
siedemdziesiąt ileś tysięcy, brakuje ledwo parę groszy, to już mięta... - Mój
szwagier ma w Londynie jakichś znajomych filatelistów - rzekł Donat. - Wezmę od
niego adresy, a twój kumpel do nich się zwróci... Wspólnie zaczęli rozważać
kwestię dokonania całego zakupu na odległość. Baśka milczała. Ona jedna
wiedziała, że suma na koncie w rzeczywistości jest znacznie mniejsza, ponieważ
znajduje się tam udział Gawła. Wiedziała też, że Gaweł ze swojego udziału nie
zrezygnuje... Gaweł nie tylko nie zrezygnował, ale nawet podniósł wysokość
roszczeń. - Ktoś tu musiał nawalić - powiedział gniewnie od razu na wstępie jej
wizyty. - Coś za łatwo wytropili tego Waldemara. Po pierwsze nie przychodz do
mnie więcej, bo gliny węszą, a po drugie to ja przez wasze wygłupy nie będę
ponosił strat. Proponuję taki układ: albo biorę połowę, albo pożyczacie mi
całość na pół roku i potem dostajecie swoją część z procentem. Powiedzmy sześć
procent. Co wolisz? - Zwariowałeś? - odparła Baśka z irytacją. - Z jakiej racji
połowę? - Z takiej, że na tyle liczyłem. Poszło dwieście osiemdziesiąt tysięcy,
liczyłem na sto pięćdziesiąt dla siebie. I miałbym tyle za parę tygodni, gdyby
nie to, że ktoś się wygłupił. Nie wiem, czy ten Waldemar nie puścił farby. - Jak
Waldemar mógł puścić farbę, skoro o niczym nie wiedział. Był ofiarą napadów i
nic więcej. - No to nie wiem, może ty sama. Albo któryś z tych twoich
wspólników. Zepsuliście mi interes i ja to sobie muszę odbić. Wybieraj, albo
połowa, albo pożyczka całości, mnie wszystko jedno. - A jakbyś tak nic nie
dostał, to co by było? - spytała Baśka z furią, bo ją trafił nagły szlag. Gaweł
przyjrzał się jej dziwnym wzrokiem. - Toby było bardzo niedobrze - odparł po
chwili niezwykle uprzejmym tonem. - Dlaczego miałbym nic nie dostać? Ton
sprawił, że Baśka się opamiętała. Nie chciała teraz wojny z Gawłem. Westchnęła
ciężko i szczerze wyjawiła mu, na czym polega zmartwienie. Z zakupem znaczków
nie można zwlekać, a pieniędzy nieco brakuje, miała nadzieję, że on zrozumie i
zrezygnuje z pretensji. Inaczej całe przedsięwzięcie diabli biorą. Gaweł
wysłuchał spokojnie, nie wyśmiał jej, nie udusił, okazał nawet zainteresowanie i
wrócił do normalnego sposobu bycia. - Wasze kretyńskie zmartwienia to ja mam
gdzieś - oznajmił. - Idiotów powinno się topić za młodu. Ale lubię cię i mogę
wam pomóc. Dobrze wiem, że wy tam macie więcej, utrzaskaliście sobie beze mnie i
miałem zamiar do tego się nie wtrącać. Ale mogę to też wziąć, mogę wziąć całość
na pół roku. Za pół roku, najdalej za trzy kwartały, będziecie mieli dosyć na tę
świętą makulaturę i jeszcze wam zostanie. Zysk z tej waszej prywatnej części
fifty-fifty. - Czy ty nie rozumiesz, jak ja mówię po polsku? Za pół roku
wszystko dawno wyjdzie na jaw i będziemy się mogli wypchać. - E tam. Odkupicie z
opóznieniem, wielkie rzeczy. A ja mam swoje plany i nie myślę z nich rezygnować.
No, już, decyduj się. Baśka pojęła, że musi się szybko zastanowić i znalezć
jakieś wyjście. Pomyślała, że Gaweł, tak samo jak Marcin, jest uwiązany w kraju.
Nigdzie teraz nie pojedzie, trzeba po prostu zyskać na czasie, a potem już
będzie za pózno, postawi się go w obliczu faktu dokonanego i koniec. Nie
pomorduje ich przecież, a z głodu z pewnością nie umrze... - Muszę się z nimi
porozumieć - rzekła po namyśle. - Nie wiem, może pójdą na twoją koncepcję. Dam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]