Archiwum
- Index
- Cabot Meg Dziewczyna Ameryki 2 Pierwszy krok
- Carroll Jenny (Cabot Meg) 1 800 Jeśli W
- Cabot Meg Liceum Avalon
- Fleming Ian Pozdrowienia z Rosji
- Dickinson Peter Tajemnica plemienia Ku
- Roberts Nora_Z nakazu sć…du
- Bray Libba Magiczny Krć…g 01 Mroczny Sekret
- Gromowa Ariadna Na tropie tajemnicy
- Bob Newhart I Shouldn't Even Be Doing This (pdf)
- Jessica Thomas [Alex Peres Mysteries 1] Caught In The Net
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Posluchaj, Brenno. Musze ci cos powiedziec...
-Och?
-Tak. Wiec... - Jak gleboka jest jej niechec do parow? - myslal. Wstal podenerwowany. -
Porozmawiajmy w domu. Wydaje mi sie, ze owce sa coraz blizej. A teraz nie mam ochoty
skakac do potoku, by ratowac ktoras z nich.
Brenna pozapinala aksamitna suknie, a potem z pomoca Reilly'ego wstala.
-Mamy do pogadania - zaczal nerwowo.
-Musimy sie naradzic, jak utrzymac nasz zwiazek w tajemnicy przed lordem...
-Och, daj spokoj - przerwal jej Reilly, przeczesujac palcami wlosy. - Potrafie sam zadbac o
siebie. Robie to juz od trzydziestu lat.
-Wiem, ale...
-Posluchaj, najpierw musze powiedziec ci cos wazniejszego.
-Dobrze. - Brenna schylila sie, by podniesc pamietnik Reilly'ego. - Ale nie mozemy...
Lecz Reilly nie dowiedzial sie, czego nie mogli. Bo w chwili gdy Brenna sie schylila,
rozbrzmial huk, ktory sploszyl siedzace na drzewach ptaki i przerazil owce.
Nastepnie cos bardzo mocno wyrznelo go w bark, zwalajac z nog.
Uslyszal, ze Brenna wola jego imie, i zobaczyl, ze upuszcza pamietnik. Przewracane zbyt
wiele razy kartki odkleily sie od grzbietu i rozsypaly po trawie.
Ostatnia rzecza, jaka zobaczyl Reilly, zanim ogarnela go ciemnosc, byly kartki z jego
pamietnika, powiewajace w cieplych podmuchach wiosennego wiatru.
24
Gdzie on jest?Charles Pearson zbudzil sie z drzemki, otworzyl oczy i ujrzal zjawe.
A w kazdym razie cos, co wygladalo jak zjawa. Nigdy przedtem nie widzial zjawy - oprocz
tej jedynej, ktora ukazala mu sie, gdy podgladal pokojowke, przemykajaca nago o polnocy
przez ich ogrod rozany, co wedlug starej celtyckiej tradycji mialo obudzic milosc w sercu
ukochanego kobiety, ktora dokonala owego wyczynu. Niestety, w przypadku Colleen
skonczylo sie to wyrzuceniem jej z pracy, gdyz pani Pearson zorientowala sie, ze
ukochanym pokojowki jest wlasnie Charles.
Teraz, siedzac w komnacie lorda Glendenninga i mrugajac zapuchnietymi od snu
powiekami, pomyslal, ze Colleen bardziej przypominala zjawe niz ta tutaj, poniewaz Colleen
nie miala na sobie ubrania. Tutejsza zjawa miala na sobie dluga obcisla suknie z
niebieskiego aksamitu, o perlowych guzikach, z ktorych nie wszystkie byly zapiete. A
poniewaz dziewczyna dyszala, co swiadczylo o tym, ze nie zmaterializowala sie z plomieni
kominka, lecz po prostu przybiegla, Charles mogl dostrzec jej wspaniale piersi.
-Slyszy mnie pan? - Dysponowala ochryplym i zniecierpliwionym glosem. Co dobrze
wspolgralo z obfita grzywa jej rudych wlosow, ktore rozsypaly sie w lokach, przywodzac na
mysl weze wokol glowy Meduzy. - Pytalam, gdzie on jest?
Wtedy Pearson oprzytomnial i upewnil sie na dobre, ze to nie zjawa, lecz kobieta. Zywa
kobieta z krwi i kosci - uderzajaco piekna, choc o gwaltownym temperamencie, o czym
swiadczyl pogrzebacz, ktory przytknela mu do gardla.
Chwyciwszy sie poreczy fotela, na ktorym byl usnal, Pearson goraczkowo rozgladal sie w
poszukiwaniu pomocy. Jedyna osoba poza nim byl w komnacie Shelley, rowniez zapadniety
w fotelu i nadal pograzony w glebokim snie. Tego dnia musieli wstac bardzo wczesnym
rankiem, aby zlapac prom z Lochalsh, i po lanczu, ktory, na nieszczescie, skladal sie z
huggis, ogarnela ich nieprzeparta sennosc.
-Zapytam pana... jeszcze... raz...
-Przypuszczam, ze ma pani na mysli hrabiego - odezwal sie ostroznie.
-Tak, pytam wlasnie o niego - odparla gniewnie. - Gdzie on jest?
-Bardzo mi przykro, madame, ale nie wiem. Byl tutaj przed chwila. Obawiam sie, ze
musialem przysnac...
Wtedy trzasnely drzwi i hrabia - tak, dzieki Bogu, hrabia - wykrzyknal:
-Co ty tu robisz, Brenno?! I czemu podtykasz ten pogrzebacz pod nos pana Pearsona?
Zimny metal odsunal sie od twarzy Pearsona, ktory z ulga opadl na oparcie fotela...
Lecz nie byl calkowicie obojetny na dramat, rozgrywajacy sie przed jego oczami.
Zjawa bowiem, ktora nosila imie Brenna - imie, ktore, co zabawne, on sam, Shelley i
Stillworth przypisywali nieatrakcyjnym kobietom - wywijala pogrzebaczem, zamachnawszy
sie na hrabiego, ktory w ostatniej chwili zdolal uskoczyc.
-Zwariowalas? - zagrzmial hrabia i, uchwyciwszy pogrzebacz, pociagnal go ku sobie. -
Dlaczego zamierzasz sie na mnie pogrzebaczem?
-Bo mysle, ze postrzeliles Reilly'ego! - ryknela dziewczyna. A nastepnie zwymyslala
hrabiego od ostatnich, poslugujac sie slownictwem, o jakiego znajomosc Pearson nie
podejrzewalby damy.
-Postrzelony? - Pearson potarl twarz. - Reilly zostal postrzelony?
-Tak - mknela zjawa. Nadal sciskala swoj koniec pogrzebacza, usilujac go wyrwac
hrabiemu. - Przez tego... - Po czym nastapily dalsze niecenzuralne wyrazy.
Coraz bardziej zaniepokojony Pearson wstal i kopnal Shelleya w lydke.
-Zbudz sie, stary - powiedzial. - Zbudz sie.
Shelley otworzyl jedno oko, zobaczyl dziewczyne i otworzyl obydwoje oczu.
-Coz to za dziewoja? - zapytal na widok Brenny, przeciagajacej pogrzebacz z hrabia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]