Archiwum
- Index
- Architektura_oprogramowania_Metody_oceny_oraz_analiza_przypadkow_propro
- 0777. Wilde Lori Szczęśliwy przypadek
- Mikolaja Doświadczyńskiego przypadki
- 006. Marshall Paula Niebezpieczna misja
- D074. Riggs Paula Detmer Człowiek honoru
- Roberts Nora śÂšwić™te grzechy 2 Bezwstydna cnota
- Roberts Nora MiśÂ‚ośÂ›ć‡ na deser 01 MiśÂ‚ośÂ›ć‡ na deser
- BieśÂ„kowska_Danuta_ _Daniel_na_Saharze
- Chmielewska Joanna (1993) Duch
- 0588. Jordan Penny SśÂ‚odki zapach czekolady
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dolarów, Stacy. Tyle by to kosztowało. Dzisiaj zarabiam
więcej w ciągu paru godzin, ale co mi z tego.
ZamknÄ…Å‚ oczy.
- Co rano budzę się ze świadomością, że zabiłem swoją
żonę i dziecko - powiedział po chwili. - Nie chcę, żebyś ty
żyła w takim samym piekle.
- Boyd, nie chciałam...
- Proponuję ci mieszkanie, póki nie będziesz dość silna,
by sama sobie radzić - przerwał jej chrapliwym głosem. - I
pracę, jeśli masz na nią ochotę. Pomogłabyś mi uporządkować
papiery, nagromadzone od miesięcy. Ciągle odkładam to na
pózniej. Dziewięć dolarów za godzinę: to przeciętna pensja
pomocy biurowej, jak ostatnio sprawdzałem.
Z zaciśniętymi ustami wyminął łóżko, wszedł do
garderoby i zniknÄ…Å‚, nie dajÄ…c Stacy szansy na odpowiedz. Po
kilku sekundach wrócił ubrany w dżinsy i bawełnianą roboczą
koszulę. W rękach trzymał buty i niebieski ręcznik. Rzucił go
na oparcie krzesła po drugiej stronie pokoju.
- Dokąd idziesz?! - zawołała Stacy drżącym głosem.
Boyd dostrzegł znużenie pod łzami lśniącymi na białych
policzkach. Poczuł się fatalnie.
- Ty musisz odpocząć, a ja potrzebuję ruchu.
Jego umięśnione ciało zdradzało napięcie. Stacy
domyślała się, jak wiele kosztowało go otwarcie starych ran.
Wysunęła się spod kołdry i podeszła do niego.
- Przykro mi z powodu Karen i dziecka - szepnęła. - Ale
musisz wiedzieć, że to nie była twoja wina.
- Owszem - odparł spokojnie i stanowczo. - Była.
Wyminąłby ją, ale Stacy chwyciła go za ramię i
zatrzymała. Patrzył przed siebie nie widzącym wzrokiem, a
twarz miał jak z kamienia - jakby żałował, że otworzył przed
nią drzwi do swojej przeszłości.
- Ja... - umilkła. Nie warto się z nim kłócić, przynajmniej
nie na temat poczucia winy ani jej dumy. Miał rację. Była
głupia, upierając się, by Jarrod wypisał ją ze szpitala. Głupia i
samolubna. - Boję się, Boyd - przyznała drżącym głosem. -
Obawiam się, że możesz mieć rację. Mogę stracić dziecko.
Wiem, powinnam zostać w szpitalu, ale... - Wargi jej zadrżały,
a oczy wypełniły się łzami. - Obiecałam sobie, że koniec z
płaczem.
Objął ją bez słowa, silną dłonią przycisnął głowę Stacy do
swego ramienia. Przymknęła oczy, wbijając palce w jego
ciepłe, twarde plecy. Były jak mur dzielący ją od straszliwego
lęku.
- Wszystko w porządku, kochanie - wymruczał, ciepłym
oddechem owiewając jej skroń. - Nie przejmuj się. Płacz, ile
chcesz. Może to nie jest takie złe.
Przełknęła ślinę.
- Nie, ale niezdrowe dla Tory. Czytałam, że dzieci są
równie wyczulone na nastrój matki, jak na bodzce fizyczne.
- To może powinniśmy dopilnować, żeby twój nastrój się
zmienił. - Boyd uniósł jej głowę, pogładził ciepłą dłonią
policzek. Otworzyła oczy i zobaczyła, że ją obserwuje.
Chciała mu podziękować, lecz musnął wargami jej usta.
- Pozwól, że się tobą zaopiekuję... Zaopiekuję wami
obiema, dopóki nie będziesz dość silna i samodzielna. -
Znowu dotknął jej ust wargami. Delikatnie. Miękko.
Stacy zadrżała.
Boyd czuł, jak ta dzielna istota słabnie przy nim, i starał
się zachować dystans. Była delikatna i przestraszona, wciąż
jeszcze w szoku. Potrzebowała pociechy i pomocy, a nie
seksualnych podniet.
Dopóki Stacy będzie pod jego dachem, jest nietykalna.
Nieważne, jak chętne i ciepłe wydawało się jej ciało i jak
słodkie były jej usta. To nic, że nie mógł swobodnie oddychać,
gdy był z nią w jednym pokoju. Wystarczyło, by spojrzała na
niego, a już jej pożądał.
Walcząc z ogarniającymi go pragnieniami, potarł
policzkiem jej włosy i pogładził plecy palcami, które nie były
tak spokojne, jak by tego pragnÄ…Å‚.
- Lepiej się czujesz? - zapytał, gdy był już pewien, że
zapanuje nad głosem.
Uśmiechnięta, odsunęła się, wciąż opierając o niego swój
brzuch. Z wahaniem uniosła dłoń do jego twarzy i przesunęła
palcami po szorstkich płaszczyznach.
- Boyd, czy zdołam ci się kiedyś odwdzięczyć? -
szepnęła. - Co ja bym bez ciebie zrobiła przez te ostatnie dni?
- Już mi się odwdzięczyłaś, więc daj temu spokój.
- Ale...
- Wierz mi, Stacy. Jesteś mi bardziej potrzebna niż ja
tobie. Miała co do tego poważne wątpliwości i powiedziała
mu o tym.
- Nie widziałaś jeszcze bałaganu na moim biurku -
oświadczył i odsunął się trochę, by spojrzeć jej w oczy.
- Może powinnam się potargować o wyższą pensję.
- Bierze pani tę pracę czy nie, pani Patterson? Zauważyła,
że kąciki ust Boyda uniosły się w uśmiechu, i w tej właśnie
chwili poczuła się znów młoda, zdolna przeskakiwać
wieżowce. Kiedy otaczały ją ramiona tego mężczyzny,
przyszłość nie wyglądała tak ponuro.
- Chyba wezmę. - Westchnęła i dodała: - Ale jedno
musimy sobie wyjaśnić. Nie będę spała w twoim łóżku.
Zmarszczył brwi i zerknął na zmiętą pościel.
- Jeśli myślisz o nieprzyzwoitych propozycjach z mojej
strony, możesz o tym zapomnieć. - Odsunął się nieco.
- Nie o to mi chodziło. - Powracał ból głowy, czuła się
dziwnie oderwana od własnego ciała. - Wiem, że ty... że ja...
Chciałam powiedzieć, że zostanę tu pod warunkiem, że cię
stąd nie wyrzucę. Z twojego łóżka.
- Czy to znaczy, że mamy się nim podzielić?
- Nie.
- Nawet jeśli obiecam, że nie będę ściągał kołdry ani cię
łaskotał? - powiedział kpiącym tonem.
Stał tak blisko, że dokładnie widziała złociste końce rzęs i
błyszczące szare oczy. Nabrała tchu i zaczęła od początku:
- Chciałam powiedzieć, że z całą pewnością będzie mi
bardzo wygodnie na sofie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]