Archiwum
- Index
- Architektura_oprogramowania_Metody_oceny_oraz_analiza_przypadkow_propro
- Riggs Paula Detmer Przypadkowy tatuś
- 0777. Wilde Lori Szczęśliwy przypadek
- 0706. Davis Justine Poszukiwacz skarbów
- FM Twarz z przeszlosci
- Cherie Lynn Sweet Disgrace (pdf)
- Wprowadzenie do HTML5. Autorytety Informatyki Fragmenty
- Jeff Lindsay DzieśÂ‚o Dextera 04
- Koralina
- Bahdaj Adam Stawiam na Tolka Banana
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nym, mów, czego ci bêdzie potrzeba, dam. Nie dziêkuj : chcesz byæ wdziêcznym, b¹dx; nie
chcesz, mnie to nie zaszkodzi. Je¿eli ciê Pan Bóg w dobrym kiedy stanie postawi, pamiêtaj
to drugim czyniæ, co drudzy dla ciebie czyni¹.
Chcia³em mu do nóg upaSæ, ale z gniewem ode mnie odskoczy³, a poszed³szy do urzêdnika,
który nami zawiadowa³, zap³aci³ za mnie tyle troje, ile zwyczanie niewolników taksuj¹. Zdjê-
to ze mnie okowy, a ów dobry Amerykanin, którego by³ Gwilhelm kwakr na swoim miejscu
zostawi³, zaprowadzi³ mnie zaraz do domu, w którym naówczas mieszka³. Znalaz³em ju¿ tam
gotowe dla mnie suknie i list takowy:
Bracie! Dziêkuj Bogu za wolnoSæ: ludzie s¹ instrumentami OpatrznoSci jego. Za¿ywaj skrom-
nie tego, co tu znajdziesz. B¹dx zdrów.
Gwilhelm.
Znalaz³em w liScie weksel na piêæset funtów szterlingów, co wyniesie oko³o tysi¹c czerwo-
nych z³otych. Chcia³em zaraz bie¿yæ ido Gwilhelma, ale mnie Amerykanin zatrzyma³ powie-
daj¹c, i¿ wyjecha³ dla sprawunków i chyba za dwa dni powróci. Ów weksel zda³ mi siê byæ
niepotrzebny, ile maj¹cemu w³asne znaczenie; chcia³em go wiêc oddaæ Gwilhelmowi, który -
jakem siê dowiedzia³ od Amerykanina - nie bêd¹c informowanym o moich dostatkach, rozu-
88
mia³, i¿ potrzebowa³em wspomo¿enia. Przestrzega³ mnie jednak w tej mierze dobrze znaj¹cy
Gwilema, i¿ by³oby to mu bolesno. Postanowi³em przeto u siebie, skoro weksle zmieniam.
Obróciæ te pieni¹dze na wykupno drugich niewolników. Jako¿, maj¹c ju¿ sumy niektóre w rê-
ku, uczyni³em zadoSæ temu postanowieniu mojemu.
Nie mog¹c siê doczekaæ pojechaliSmy do owego miasta, gdzie Gwilhelm przebywa³. Przyj¹³
nas z wszelk¹ ludzkoSci¹ i w domu w³asnym pomieSci³. Gwa³t nieznoSny musia³em sobie
czyniæ, ¿eby siê wstrzymaæ od oSwiadczenia wdziêcznoSci wybawicielowi mojemu. On zaS,
z swojej strony, tak siê ze mn¹ obchodzi³, jak gdyby nawet nie wiedzia³ o tym, co dla mnie
uczyni³.
Dom, w którym mieszka³, dawniej dla wygody handlu od niego kupiony, nie mia³ tych ozdób,
którymi zwyczajnie od drugich siê ró¿ni¹ pomieszkania ludzi bogatych. Ale cokolwiek tylko
do uczciwego obejScia i zupe³nej wygody imaginowaæ mo¿na, wszystkiego by³o dostatkiem;
porz¹dek zaS przyzwoity i najwytworniejsze ochêdóstwo nowego szacunku ka¿dej rzeczy
dodawa³o. Sposób mySlenia zgadza³ siê zupe³nie z powierzchownoSci¹ lego i lubo ta z pierw-
szego wejxrzeniem osobliwoSci¹ czyni³a odrazê, zyska³, kto j¹ przezwyciê¿y³, poznaniem
najwyborniejszych duszy przymiotów.
89
ROZDZIA£ SZÓSTY
Dowiedzia³ siê od Amerykanina Gwilhelm, i¿ dane od niego piêæset funtów szterlingów ob-
róci³em na wykupno niewolników; wzi¹wszy mnie wiêc jednego dnia na stronê rzek³:
- Bracie! godzieneS przyjaxni ludzi dobrych. Wiem, coS uczyni³ z owymi pieniêdzmi; nakar-
mi³eS mnie pociech¹. Od tego czasu mam ciê za syna, miej do mnie zupe³n¹ poufa³oSæ; cze-
go ci tylko teraz albo potem bêdzie trzeba, mów.
Zastanowiwszy siê nieco, tak dalej mówi³:
- Rozumiem, ¿e ciê dziwi, a mo¿e i obra¿a³ z pocz¹tku mój sposób postêpowania, nazbyt pro-
sty i niemanierny. Nie umiem ja, prawda, tak mówiæ, a podobno tak i mySleæ, jak teraxniej-
szy zwyczaj ka¿e, ale nie chcê siê w tej mierze przezwyciê¿aæ, tym bardziej ile ¿e nie widzê
po¿ytku z tego przezwyciê¿enia. przyzwyczajony do prostoty gestem, niech mi Swiat pozwo-
li umrzeæ poczciwym grubianinem. Taiæ, co mamy w sercu, i ³udziæ drugich powierzchowno-
Sci¹ fa³szyw¹ rzecz jest niegodna nie tylko prawego cz³owieka, ale stworzenia, które mySliæ
umie. Moja i mnie podobnych prostota, wiem dobrze, i¿ obra¿a tych, którzy na oSwiadczeniu
zasadzaj¹ uprzejmoSæ; lepiej jednak straciæ cokolwiek na pierwszym wejxrzeniu ni¿ wszyst-
ko, gdy nas lepiej ludzie poznaj¹.
PowieSæ mojego przyjaciela Amerykanina by³a mi pobudk¹ do poznania ciebie; twój stan nie-
szczêSliwy mówi³ za tob¹, ale kiedyS siê da³ poznaæ ostatni¹ akcj¹ twoj¹, znieewoli³eS mnie
ku sobie i gestem twoim przyjacielem. Nie w¹tpiê, ¿e wzajemnoSæ zachowasz; i za pierwszy
punkt twojej ku mnie przyjaxni to k³adê, abyS mi szczerze powiedzia³, w czym chcesz, ¿ebym
ci teraz us³u¿y³.
NaSladuj¹c otwartoSæ jego powiedzia³em mu wrzêcz, ix najwiêksze teraz by³o moje pragnie-
nie wróciæ siê do Europy, ojczyznê ogl¹daæ, d³ugi sp³aciæ i w ojczystej w³oSci osi¹Sæ.
-Jakie¿ masz do tego sposoby ? - rzek³ Gwilhelm. Obieca³em mu pokazaæ zdobyte weksle.
Rzek³ zatem: - Lubo wedle podobieñstwa posesor tych wekslów uton¹³, musia³ mieæ sukce-
sorów. U¿ywaj¹c wiêc cudzego zbioru czynisz krzywdê dziedzicom, o których mo¿na by siê
dowiedzieæ. Nie rozumiej, i¿byS móg³ u¿ywac prawa niegodziwego, które nada³o w³asnoSæ
znalexcom rzeczy na morzu zginionych. Zwyczaj ten, dzikoSci pe³en, usprawiedliwia zbójec-
two. Korzystanie z cudzego nieszczêScia, choæby by³o prawne, sercom dobrze urodzonym nie
przystoi.
Przerazi³a mnie ta refleksja Gwilhelma. Uzna³em jej s³usznoSæ, ale restytucja zdobyczy odej-
mowa³a mi sposób zap³acenia d³ugów i ¿ycia uczciwego w ojczyxnie.
Przynios³em nazajutrz Gwilemowi moje weksle; wzi¹³ je do swego gabinetu i tam niezad³u-
go zabawiwszy wyszed³ z weso³¹ twarz¹, a uScisn¹wszy mnie za rêkê, rzek³:
- Dziêkujê Bogu za ten wielce dla mnie po¿¹dany przypadek. Okrêt ten francuski wióz³ moje
niektóre towary i weksle; od¿a³owa³em je ju¿ by³ dawno, a gdy je OpatrznoSæ w rêku twoim
90
osadzi³a, ustêpujê ci ich z ochot¹. Z wielkim zyskiem wróci³a mi siê strata, gdy tobie dogo-
dziæ mogê. Nie rozumiej, ¿eby mnie ten dar ubo¿y³; mam z ³aski bo¿ej wszystkiego dostat-
kiem i tê sarnê stratê inszymi korzySciami dawno ju¿ mam nadgrodzon¹.
Pamiêtny dawniejszych przestróg, nie Smia³em siê rozszerzaæ z podziêkowaniem, ale sk³o-
niwszy siê nieco, Scisn¹³em serdecznie dobroczyñcê mojego. On zaS dalej prowadz¹c swój
dyskurs - wiadomy o chêci powrotu do mojej ojczyzny - obieca³ siê jak najprêdzej postaraæ
o sposób przes³ania mnie do Europy.
Jako¿, skoroSmy przyjechali do Buenos Aires, dowiedzia³ siê o okrêcie francuskim, który siê
powraca³ do Marsylii. Da³ mi zaraz o tym znaæ a westchn¹wszy rzek³:
- Muszê ci siê przyznaæ, i¿ te z tob¹ rozstanie siê bolesne mi jest. Przyjaxñ moja rada by ciê
tu przytrzymaæ jeszcze, ale ta¿ sama przyjaxñ ka¿e przenosiæ twoj¹ chêæ nad moje ukonten-
towanie. Gdyby mnie tu nie przytrzymywa³y interesa, pragn¹³bym ciê mieæ towarzyszem po-
wrotu mojego do Pensylwanii. Rozumiem, ¿eby ci siê i kraj, i obywatele podobali; i lubobyS
tam nie znalaz³ tej cnoty, tej niewinnoSci co w twojej wyspie, postrzeg³byS przecie niejakie
mo¿e z Nipuanami podobieñstwo. Darowa³byS mi zapewne dni kilkanaScie; ale gdy tu jesz-
cze przez kilka miesiêcy zabawiæ muszê, nie chcê martwiæ sprawiedliwej i wrodzonej chêci
widzenia ojczyzny twojej.
Przez czas bytnoSci naszej w Buenos Aires dowiedzia³ siê Gwilhelm, i¿ ów kapitan Swie¿o
z okrêtem swoim do portu zawin¹³. Zaniós³ wiêc skargê do s¹du tamtejszego, stawi³ mnie
urzêdownie. Klejnoty i pieni¹dze dekret Gwilhelmowi przys¹dzi³; rz¹dca najwy¿szy preroga-
tywy wszystkie winowajcy odj¹³, a skonfiskowawszy resztê takimi¿ sposoby zebranych do-
statków, od czci honoru i fortuny ods¹dzonego na kopanie kruszców odes³a³. I tak pojecha³
na moje miejsce do Potozu Don Emanuel Alvarez y Astorgas y Bubantes.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]