Archiwum
- Index
- D074. Riggs Paula Detmer Człowiek honoru
- Riggs Paula Detmer Przypadkowy tatuś
- Hunter Jillian Misja
- Laurell K. Hamilton MD 01 A Kiss Of Shadows
- 03. Marinelli Carol Królewski Ród Na śÂ‚asce ksić™cia
- Dekameron Giovanni Boccaccio
- KES Nauki spoleczne wobeckryzysu_na rynkach finansowych
- FM Twarz z przeszlosci
- Natalie Rivers Dom na wyspie Korfu
- 2. WśÂ‚adczyni Demonów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dużył swoich kompetencji. Ani ja, ani sir Thomas nie
zleciliśmy mu szantażu. Szantaż w ogóle nie wcho
dził w rachubę. Poza tym nie znam wielu osób, które
zaliczałyby siebie do przyjaciół sir Francisa. Przeciw
nie, zniechęcił do siebie pół dworu. Przynajmniej tyłu
przyjmie z zadowoleniem, że został upokorzony. Ale
musisz zrobić to w białych rękawiczkach.
- Wiesz, zauważyłem ostatnio, że staję się coraz
bardziej ostrożny i odpowiedzialny.
Lord Arlington pozwolił sobie na us"miech.
- W takim razie życzę powodzenia, Stair.
Stair natknÄ…Å‚ siÄ™ na Herrolda i jego totumfackiego
Jamesa Vaux w jednej z popularnych londyńskich ka
wiarni. Lokal ten upodobali sobie szczególnie parla
mentarzyści i członkowie rządu. Bywał tam również
Sam Pepys, najciekawsza bodaj postać z tego towa
rzystwa. On i Stair wymienili ukłony.
Stair skierował się do stolika, przy którym siedział
sir Francis. Tłuścioch rozpromienił się na jego widok.
- O, Cameron, wreszcie wróciłeś! A co z twoją
trzpiotką? Znalazła sobie nowego kochanka?
Stair odetchnął. Dyskrecja nie była cnotą Herrolda
i przynajmniej nikt nie będzie mógł powiedzieć, że to
on, Stair, sprowokował kłótnię.
- Nie znam żadnej trzpiotki, Herrold. Nie każdy
może równać się z tobą w rozwiązłości.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - ryknął sir
Francis, strząsając dłoń, którą Vaux położył na jego
ramieniu.
- Rozwiązłość lęgnie się w mózgu. Toteż twój
mózg niewiele się różni od brei w świńskim korycie.
Herrold z hałasem odsunął krzesło.
- Odszczekaj to, Cameron! Odszczekaj to zaraz!
- Chyba będziesz musiał wymóc to na mnie swoją
szpadą. Naznacz miejsce spotkania. A może zgodzisz
siÄ™ na Leicester Field?
Sir Francis zawahał się. Wyzywał go jeden z naj
lepszych szermierzy w królestwie. A przecież nie
mógł się wycofać. Oznaczałoby to bowiem coś gor
szego od śmierci. Człowiek bez honoru traktowany
był gorzej od bezpańskiego kundla.
Kiwnął głową, gdyż żadne słowo nie chciało mu
przejść przez gardło.
- Więc do powozów i do Leicester Field! - huk
nęło kilka głosów.
Pojechali. Na miejscu do grona widzów dołączyło
kilkanaście przypadkowych osób, które zorientowały
się, że mogą za darmo obejrzeć ciekawe widowisko.
Bądz co bądz, pojedynki nie zdarzały się codziennie.
Przeciwnicy najpierw zbadali grunt, starajÄ…c siÄ™ za
pamiętać wszystkie jego nierówności, po czym roze
brali się do koszul i wyjęli szpady. Już w pierwszym
złożeniu Stair zorientował się, że będzie miał pyszną
zabawę. Toteż bawił się z Herroldem niczym kot
z myszką. Przeganiał go po całym placu, wyciskał
z niego siódme poty, obnażał przed widzami jego
strach i jego cielesną potworność. Wreszcie, uzna
wszy, że dość już tego znęcania się, precyzyjnym
sztychem w przykucu przeszył mu kolano. Herrold ze
strasznym okrzykiem bólu zwalił się na ziemię.
Stair z nieco pobladłą twarzą pochylił się nad po
konanym przeciwnikiem.
- Zapamiętaj sobie, Herrold - powiedział półgło
sem. - Jeśli kiedyś się dowiem, że wyrażasz się
obrazliwie o mnie lub o moich najbliższych, dokoń
czę dzieła, które dziś zacząłem. Zrozumiałeś?
Herrold charczał i pojękiwał.
- Tak czy nie? Czekam na odpowiedz.
- Zrozumiałem, Cameron.
Stair wyprostował się i odwrócił. Zaspokoił pra
gnienie zemsty. Odebrał z rąk Sama Pepysa żakiet
i kapelusz. Obstąpiono go. Musiał uścisnąć wiele dło
ni. Do Herrolda podszedł jedynie Vaux.
Tymczasem Geordie szedł ulicami Londynu. Ce
lem jego wędrówki był dom Amosa Shootera. Zapa
dał zmierzch. Pachołkowi dopisało szczęście. Drzwi
otworzył mu sam Shooter.
Obrzucił gościa podejrzliwym spojrzeniem.
- Co, do diabła, tu robisz? - zapytał. - Jesteś słu
gÄ… Toma Trencharda, prawda?
- Byłem jego sługą - skłamał bez zająknienia
Geordie. - Wyrzucił mnie na bruk, płacąc za lata
służby tyle co żebrakowi. Chcę się zemścić. Mam kil
ka rzeczy do sprzedania. Pomyślałem o jegomościu.
- O jakich rzeczach mówisz? - Shooter wciąż był
czujny i nieufny.
- Mój dawny pan jest jednym z faworytów króla
i przyjacielem lorda Arlingtona. Ma dostęp do wielu
państwowych tajemnic. Niektóre z nich i ja pozna
łem. Są dużo warte, lecz nie jestem pazerny. Na pew
no zgodzimy siÄ™ co do ceny.
Shooter zamyślił się. Ten człowiek mógł mieć fa
ktycznie coś do powiedzenia. A jeśli zamierzał wy
wieść go w pole, to on, Amos, znał się na wielu sztu
czkach. Ostatecznie uciszy go, jak uciszył już tylu in
nych spryciarzy.
Cofnął się o krok, chcąc wpuścić Geordie'ego do
środka, ten jednak powiedział:
- Najlepiej chodzmy do tawerny i porozmawiaj
my przy piwie.
- W tym domu przynajmniej nikt nas nie podsłucha.
- Byłoby zle, gdyby zobaczono mnie w domu je
gomościa. Ludziska mają długie języki. Nad kuflem
piwa można swobodnie pogadać, nie budząc żadnych
podejrzeń.
Amos zawahał się. Zcigały go wywiady przynaj
mniej trzech państw. Jego sakiewka była pusta. Miał
przed sobą głupca, półidiotę, gotowego sprzedać mu
za kilka groszy informacje warte być może tysiące
funtów. Właściwie nie było nad czym się zastanawiać.
Wyszedł przed próg i zamknął za sobą drzwi.
Poszli. Zrobiło się już całkiem ciemno, świecił tylko
księżyc. Prawdziwa noc złodziei i morderców. Uliczka
była pusta. Prowadził Shooter, zostawiwszy Geordie'e-
go pół kroku za sobą. Zdumiał się, kiedy ten chwycił go
za ramię i silnym szarpnięciem odwrócił ku sobie. Jesz
cze bardziej się zdumiał, kiedy poczuł rozpalone ostrze
noża pomiędzy żebrami. I z tym zdumieniem na twarzy,
owiany gorącymi słowami to za moją panią", osunął
się na ziemię i skonał.
Geordie rzucił się do ucieczki. W miarę jak się od
dalał od przeklętego miejsca, jego radość rosła. Do
pełnił zemsty. Niecnotę i zbrodniarza spotkała zasłu
żona kara.
- Gdzie byłeś? - spytała Catherine, kiedy wpadł
do domu. - Pewnie broiłeś razem ze swym panem.
Przed kwadransem wrócił Rob i przyniósł naj
świeższe wieści. Cały Londyn już mówił o pojedynku
Camerona z Herroldem.
Geordie zrobił minę niewiniątka. Można było
przysiąc, że modlił się przez cały dzień w kościele.
Pokręciła głową. Dławił ją śmiech.
- Tylko bez krętactw. Wiem, że twój pan wymie
rzył Herroldowi sprawiedliwość. Założę się, że za
grzewałeś go do awantury.
Po twarzy Geordie'ego przemknął cień. Catherine
pomyślała, że tylko z pozoru jest twarzą ofermy i nie
szczęśnika. Za tą maską krył się ladaco i rzezimie
szek. Sługa i jego pan tworzyli dobraną parę. Czy
Tom kiedykolwiek przestanie być awanturnikiem?
Miała co do tego niejakie wątpliwości, ale chyba nie
bardzo chciała mieć poczciwca za męża.
- Zresztą nie mówmy o tym. Nie chcę znać tych
waszych diabelskich ścieżek, którymi się włóczycie.
Jeszcze bym straciła do was serce. Za karę pójdziesz
spać bez kolacji.
Geordie skulił ramiona i bez słowa sprzeciwu zajął
swoje posłanie. Ona też rozebrała się i zdmuchnęła
świecę. Jednego była pewna. Jako lady Cameron nie
umrze z nudów.
EPILOG
Pewnego letniego wieczoru 1667 roku dwóch
dżentelmenów z otoczenia króla Karola II siedziało
w pierwszym rzędzie krzeseł Książęcego Teatru. Je
den z nich był niski i tęgi i nosił czarną perukę. Dru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]