Archiwum
- Index
- Brittainy C. Cherry Kochając pana Danielsa
- Danielle Steel Skok w nieznane
- The Jawhara Sheikhs 3 The Sheik's Captive Br
- Waltari Mika Obcy przyszedśÂ‚ na farme
- Janota Tomasz Dzieci Ziemi
- HPLHS Call of Cthulhu Related Texts The Necronomicon
- G.William WśÂ‚adca much
- LE Modesitt The Forever Hero 2 The Silent Warrior
- Catherine George Milion pocaśÂ‚unków
- J. Michael Bishop How to Win the Nobel Prize, An Unexpected Life in Science (2003)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jego nie ograniczały ani mury, ani zakazy. Miał wygodny pokój z łazienką, osobny,
stolik w restauracji zakładowej, kartę opłaconych kąpieli i zabiegów, ale mógł też z
nich nie korzystać, nie przychodzić na posiłki i włóczyć się aż do znudzenia po całej
okolicy.
Miasteczko nie nęciło go niczym. Wprawdzie mogło się poszczycić długą historią,
l^cz z tamtych czasów nie zostało nic godnego uwagi. Różni władcy muzułmańscy,
którzy rządzili miastem w ciągu wieków, też nie zapisali się w pamięci potomnych.
Po francuskich kolonizatorach natomiast zostały koszary i hotele, monotonna
zabudowa małomiasteczkowych ulic.
Dla zamożnych gości z Europy powstały sklepiki z pseudo-orientalnymi pamiątkami,
pocztówkami, filmami fotograficznymi. Znana ze swych właściwości kuracyjnych
miejscowość od pół wieku z górą przyciągała ludzi. Dla nich wybudowano kościół i
dość okazałą pocztę. Nowe władze wzniosły przede wszystkim szkoły, szpital,
wielofunkcyjny budynek, w którym pomieściła się administracja i organizacje
społeczne. Największą atrakcję dla turystów stanowił targ. Obok straganów z
jarzynami były tam sklepiki ludowych rzemieślników i starzyzna, biżuteria,
mahometańskie dewocjonalia, ale główna pokusa to kobierce i dywany, włochacze z
wielbłądziej wełny i grube, ciepłe burnusy, coraz bardziej przydatne podczas
wieczornych chłodów, kiedy temperatura na dworze spadała blisko zera, chociaż dnie
nadal były ciepłe, a w południe słońce nawet mocno przygrzewało.
"
Kramy mieściły się w niewielkich izbach, na progu stali kupcy, gorąco
zachęcający do wejścia i obejrzenia towaru. Czę-
stowali gości kawą lub herbatą miętową, podawaną w niewiele większym od
naparstka srebrnym kusztyczku. Trudno było odmówić, ale i trudno wypić, jeśli się
pamiętało o higienie, bowiem owe czarki do kawy rzadko bywały myte, a jeśli nawet,
to bynajmniej nie w przegotowanej czy bieżącej wodzie.
Ozdobą Biskry nadał była oaza, tak zasobna w wodę, że rosło w niej sto kilkadziesiąt
tysięcy palm daktylowych, ale pod ich koronami powietrze wydawało się duszne i
parne. Ludzie, którzy spędzali swe życie na pielęgnacji życiodajnych drzew, byli
ubodzy, mizerni, apatyczni, jakby ta naturalna cieplarnia wyssała z nich wszystkie
siły.
.Daniel wędrował dalej, na brzeg oazy, gdzie szerokim korytem słał się jasny ued. Po
przeciwległej jego stronie widniały znowu palmowe gaje i brunatnofiołkowe
wzgórza. W oddali dzwigał się błękitny masyw gór Auresu, a nad nim bezmierny
przestwór pogodnego nieba.
Zmrok zapadał wcześnie, wieczory dłużyły się niepomiernie. Daniel przesiadywał
przed telewizorem, oglÄ…dajÄ…c stare filmy europejskie z arabskimi napisami, ale
bardziej cieszyły go filmy algierskie, pozwalające zbliżyć się do spraw świata, który
go otaczał. Dwa z nich szczególnie go zajęły: Wiatr z Aures" reżyserii Mohamęda
Lakhaar Hamina, którego treścią są dzieje matki poszukującej syna więzionego w
obozie francuskim-, oraz Bitwa o Algier", zrealizowana przez Yacefa Saadi, jednego
z uczestników ruchu oporu.
W barku, gdzie spotykali się z konieczności wszyscy kuracjusze, miał do dyspozycji
prasę angielską i francuską, która docierała tutaj zdumiewająco szybko, samolotem
lub autobusem, a także całą kolekcję trunków i napojów orzezwiających, diabelnie
drogich jak na jego kieszeń. Było tu najcieplej, w czerwonawym półmroku snuł się
dym papierosowy, rozbrzmiewały dyskretnie przeboje Rzymu i Paryża, niekiedy
odzywała się muzyka andaluzyjska, bądz też chaabi", oparta na algierskich
motywach ludowych, czasem algierskie śpiewki partyzanckie.
Do baru przychodzili też mieszkańcy Biskry, lecz nie wdawali 54 się na ogół w
rozmowy z cudzoziemcami, którzy trzymali się
osobno i nudzili na potęgę. Daniel znał już z widzenia dwie Angielki, jedną starą,
zwiędłą i władczą, drugą mniej więcej trzydziestoletnią, sekretarkę tamtej albo jej
ubogą kuzynkę, zawsze gotową do usług, przynoszącą i odnoszącą do pokoju ciepłe
okrycia, książki, zakupy.
Drugą parą, która zwróciła uwagę Daniela, było małżeństwo niemieckie, ciche i
stateczne, mówiące jedynie w ojczystym języku i dlatego skazane tutaj na
odosobnienie, choć wyraznie spragnione kontaktów z ludzmi. Herr Grundman,
czerstwy sie-demdziesięciolatek, badał podobno florę pustynną, coś tam zbierał na
wydmach, gromadził i opisywał w swoim pokoju. Ze staroświecką kurtuazją odnosił
się do żony utykającej na prawą nogę. Oboje skrupulatnie brali kąpiele siarkowe i
poddawali się masażom, a co kilka dni konferowali z medykiem, chodzącą reklamą
sanatorium. Był to postawny, brodaty Arab z pałającym spojrzeniem i bardzo
czerwonymi wargami, natrętnie wpatrujący się we wszystkie kobiety, niezależnie od
ich wieku i urody. Miał w poczekalni album ze zdjęciami pacjentów i
entuzjastycznymi wypowiedziami na temat cudownych skutków kuracji.
Daniel z rozbawieniem przeglądał te pochwały w rozmaitych językach, przypatrywał
się twarzom starych ludzi, którzy łudzili się, że miesiąc spędzony na Saharze
odwlecze to, co nieuchronnie było im sądzone.
Bardziej przejmujący był widok sześcio- czy siedmioletniego chłopca, który przybył
tutaj z matką, by siarczano-klimatyczną kuracją leczyć ciężki stan gruzlicy kości. Ten
jednak przypadek ukrywano wstydliwie przed oczami kuracjuszy. Młoda matka nie
pojawiała się nigdy w barze.
Daniel niecierpliwie wyczekiwał profesora Olafsona, który nie wiadomo dlaczego
opózniał swój przyjazd. Z braku innej lektury chłopiec zajrzał do prac wręczonych
mu przez Wa-pieńskiego. Autor pierwszej z nich dowodził, że przedstawione przez
Ibn Chalduna przyczyny nietrwałości berberyjsko-arab-skich organizmów
państwowych w północnej Afryce występują również dzisiaj i zagrażają algierskiej
państwowości.
Islamizacja Berberów nie wyrugowała naturalnego podziału na rodziny, klany,
plemiona. Berberyjskie królestwa stanowiły 55
zawsze konfederacje luzno ze sobą powiązanych klanów. We współczesnej Algierii
ciągle istnieje niebezpieczeństwo dezintegracji, dlatego władze afirmują
światopogląd muzułmański, doceniają integrującą rolę islamu choć spajając
plemiona Berberów i Arabów nie zawsze sprzyjał on umocnieniu więzów
państwowych.
Ibn Chaldun ostrzegał przed działalnością bractw muzułmańskich, narzucających
[ Pobierz całość w formacie PDF ]