Archiwum
- Index
- O krasnoludkach i sierotce Marysi Maria Konopnicka
- Forgotten Realms Anthologies 03 Realms of Magic
- Longin Jan OkośÂ Trylogia IndiaśÂska. Tom III śÂladami Tecumseha
- 219. Knoll Patricia Najprawdziwsza McCoy
- Lingas śÂoniewska Agnieszka ObrośÂca nocy
- Huebner, Louise Witchcraft For All (Wicca 04)
- 14.Las ma wiele oczu
- Marvell Patricia Orch
- Dynastia Danforthów 01 McCauley Barbara Skandal czy slub
- (39) Olszakowski Tomasz Pan samochodzik i... Wynalazek inśźyniera Rychnowskiego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tej żabie!
Skoczył Pietrzyk na jednej nodze do chatynki Skrobka i dalej do jaskółki z prośbą:
Jaskółeczko! Jaskółeczko!
Wez mnie na swe siodełeczko,
Nieś mnie swymi pióry
Za morza, za góry,
Na sam koniec świata,
Gdzie babulki chata,
Muszę przynieść duchem
Złotą igłę z uchem
I jasne jedwabie,
%7łeby pomóc żabie.
Zaświegotała jaskółeczka, chętna do posługi.
Skoczył na nią Pietrzyk fru!... I tyłeś go widział. Ot, jak wiatr dmuchnął.
Tymczasem babuleńka ogień pali, gałązki na krzyż kładzie, zioła warzy i gardło Półpanka
smaruje.
Posługują jej Krasnoludki, jak mogą ten chrust nosi, ten mieszkiem ogień rozdyma, ten
garnczek trzyma, sam król miłościwy głowę Półpanka unosi, a co na niego spojrzy, to mu
perły jasne z oczu na ziemię lecą.
Nie minęły trzy pacierze, zaszumiały nad doliną jaskółcze skrzydła rącze, skoczył z nich
Pietrzyk lekko, jaskółce dziękując, babuleńce złotą igłę i jedwabną niteczkę podaje.
Wyjęła babuleńka okulary, na nos włożyła, igiełkę nawlokła i nuż owo gardło nieszczęsnej
żabie zeszywać.
Obstąpiły ją Krasnoludki, powyciągały nosy, patrzą jeden drugiemu przez głowę, a
babuleńka pękniętą skórę półpankowi zeszywszy, dzięgla mu pod nos przyłożyła i trzy razy
dmuchnie.
Jakże owa żaba nie kichnie! Jakby z armaty strzelił!
Rozskoczyły się Krasnoludki z nagłego strachu; a tu Półpanek otworzył jedno oko,
przymknął, otworzył drugie, patrzy i podnosić się zaczyna.
Podniósł się, siadł, za nutami się obejrzał i chwyciwszy je w łapy, rozdziawił do śpiewu
gębę.
Rozdziawił, lecz nie puścił głosu; rozdziawił szerzej jeszcze na nic! Rozdziawił po raz
trzeci głuchy skrzek wyszedł tylko z gardła.
O nieszczęsny Półpanku, nigdy ty nie dorównasz mistrzowi Sarabandzie w wielkiej jego
pieśni.
73
U KRLOWEJ TATRY
I
Trzy dni, trzy noce wędrowała Marysia do królowej Tatry.
Pierwszego dnia wiodły ją pola i łąki przez kraj szeroko oczom i sercu otwarty, cały w
zbożach, w trawach, w woni kwiecia stojący. Cały ten dzień szum kłosów słychać było;
szmer traw i szeptanie kwiatów:
Sierota... sierota... sierota...
I rozstępowały się przed nią zboża w obie strony, jakoby je rozdzieliły wielkie skrzydła
wiatru, a Marysia szła w ten las srebrzysty, modrząc się wskroś kłosów niebieską
spódniczyną swoją jako bławat polny. Szła wyciągając ręce przed siebie i szepcząc:
Prowadz mnie, prowadz, pole, do królowej Tatry!
I prowadziło.
Wyciągały się przed nią bruzdy zroszone, sypiąc perłami poranka, wyciągały się przed nią
miedze długie, kwieciem wonnym tkane; biegły przed nią ścieżyny miękkie, niezabudek
pełne, a w powietrzu słychać było skowronka, który w skrzydła szare bijąc śpiewał:
Tędy, tędy, sieroto! Grusze polne chyliły się ku wędrownicy małej, pytając, czy nie chce
ich cienia; kopce graniczne zatrzymywały ją na krótki wypoczynek pod krzakiem kwitnących
jeżyn; krzyż czarny, między trzema brzozami na rozstaju stojący, wyciągał do niej ramiona, a
wszystko, co tam grało i śpiewało w polach: ptaszęta, muszki, pszczoły i świerszczyki,
wszystko na jedną nutę grało i śpiewało:
...Idz, niebożę! Idz pod zorze!
Niech ci Pan Bóg dopomoże!
Jak kraj szeroki i długi, tak wśród pól i łąk siedzą wioski ciche czerniejąc i bielejąc niskimi
chatkami; jak kraj szeroki i długi, porykują trzody, rżą konie w paszach świeżych, owieczki
się runami po pagórkach śnieżą, nawoływania i echa fujarek lecą daleko, roznośnie, a dokoła
błękit... błękit... błękit...
Za Marysią drepce Podziomek migając czerwonym kapturkiem wśród zieloności łąk i pól
niby krasny maczek; brodę zadziera wysoko, zdaje mu się, że to on sierotkę wiedzie... Ale nie
tak było.
Wiodły ją te polne dróżki,
Modre chabry i ostróżki,
Wiodła ją ta miedza szara,
Zpiew skowronka, brzęk komara,
Wiodły ją te szumne kłosy,
Aężne trawy w perłach rosy,
Wiodła ją ta zorza złota
Bo sierota!
74
Ale drugiego dnia weszła Marysia w świat chłodny i mroczny, w świat zmierzchów
zielonych i głębokiej ciszy, w świat borowy.
Otoczyły ją tam dęby rosochate, zgarbione, z szeroko rozrosłymi konarami, na których
szemrał liść świetnej zieleni. Otoczyły ją tam sosny czarne, bez ruchu stojące, o pniach
kapiących złotą, bursztynową żywicą; a wśród sosen czarnych zabielały brzozy, szemrzące
liściem drobnym, i graby zadumane, na których świstały kosy, i niska kalina na niskich
dołkach stojąca, a wody spragniona.
I szła Marysia sierota, szła jakby przez kościół ogromny, tysiącem kolumn podparty,
kobiercem mchów wysłany, a z góry, wysoko, przez liście, rzucało słońce garście złotych
blasków.
I szła Marysia sierota, zlękniona głęboką ciszą, coraz szepcząc w duszy:
Prowadz mnie, prowadz, borze, do królowej Tatry!
I zaszumiały dęby rosochate i czarne sosny, i brzozy, i graby, i niska kalina, i podniosły się
szumy górne po wierzchołkach i szepty ciche po najniższych gałązkach, młodym liściem
odzianych, a w szumach i szeptach wyraznie słychać było:
Tędy!... Tędy!... Idz tędy, sieroto!
I tworzyły się przed Marysią borowe głębie, i upadły blaski słońca na dróżkę mchami
słaną, przed same stopki bose, właśnie jakby kto w mrokach borowych sypał gwiazdy złote,
wskroś zmierzchów wiodące.
I szła Marysia, i wzniosła głosek cichy, i śpiewała z pełnego serca piosenkę prostą,
nieuczoną, rzewną, której wtórzył szmer brzozy i szumy dębów starych:
Oj, lesie, ciemny lesie,
Oj, głos się przez cię niesie,
Oj, szumią w tobie drzewa,
Oj, cichość twoja śpiewa!
A kiedy tak szła śpiewając, odzywał się w dali to huk siekiery drwala, to kukanie kukułki,
to poświst wiewiórki, to stukanie dzięcioła w pień drzewny.
A kiedy zaśpiewana dróżkę zmylić miała, zastępował jej to krzak jeżyn i za spódniczkę
potargnął, to zahuczał puchacz w dziupli schowany, to zielona jaszczureczka ścieżynkę
przebiegła, to orzeszyna schylała gibkie gałązki do jej płowej główki, szepcząc:
Tędy... tędy... tędy!
Za Marysią szedł Podziomek migając czerwonym kapturkiem niby kraśny grzybek
borowy, a idąc zadzierał brodę, bo mu się zdawało, że to on Marysię wiedzie... Ale nie tak
było.
Wiodły ją te brzozy drużki,
Mchy zielone spod jej nóżki,
Wiodły ci ją te kaliny,
Leśne gąszcze i drożyny,
Wiodły ci ją dęby, sosny,
Szum głęboki, szum żałosny,
Wiódł ci ją bór przez swe wrota
Bo sierota!
Ale trzeciego dnia weszła Marysia w świat gór i strumieni, który był modry od mgieł i
dalekich szczytów, a srebrny od wód, a dzikszy niżeli oba tamte pierwsze światy.
75
Jak okiem zajrzeć, stoją skalne zręby, pod niebo się wspinając, jedne na drugie tłocząc,
bodąc chmury czołem.
Jak okiem zajrzeć, huczą zdroje żywe, pasma wód tryskają spod głazów i biegną z
szumem, i pienią się, i grają, i przegląda się w nich złoto słońca i modrość nieba. I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]