Archiwum
- Index
- MacLean Alistair (1974) Przelecz zlamanego serca
- MacLean Alistair Złota wyspa
- Historyczne Bitwy Cajamarca 1532, Andrzej TarczyśÂ„ski
- Andrzej_Samson_Moje_dziecko_mnie_nie_slucha
- Bracia St Claire 01 Mortimer Carole Gwiazda z Hollywood
- (39) Olszakowski Tomasz Pan samochodzik i... Wynalazek inżyniera Rychnowskiego
- Jarrett Miranda Ziemia krwi, ziemia milosci
- KES Nauki spoleczne wobeckryzysu_na rynkach finansowych
- Dahlia Rose, Brenda Steele, Regina Paul, Dorian Wallace Mating Season (anth.) (pdf)
- Sutton_Wall_Street_and_Hitler
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Marzenia niestety nie zawsze się spełniają, a szkoda - powiedział smutno Bowman i dziewczynie mowę odebrało. - Nie
wyglądasz na idiotkę i nie mówisz jak idiotka, więc nie psuj efektu zachowując się jak głupia gęś. Jeśli sądzisz, że nasi
przyjaciele mieli zamiar jedynie pooddychać nocnym prowansalskim powietrzem, to dlaczego nie zejdziesz i nie spytasz, jak
siÄ™ czujÄ…?
Bez słowa odwróciła się na pięcie i wróciła do samochodu. Bowman poszedł za nią i ruszyli w ponurym milczeniu. Po
mniej więcej minucie skręcił na prawo i zatrzymał się na niewielkim parkingu. Zgasił światła, wyłączył silnik i zaciągnął
rÄ™czny hamulec. Opodal wznosiÅ‚a siÄ™ wapienna §ciana, pociÄ™ta rozmaitej wielkoÅ›ci otworami, prowadzÄ…cymi w gÅ‚Ä…b
mrocznego labiryntu, wykutego przez ludzi.
- Nie masz chyba zamiaru się tu zatrzymywać? - zdziwiła się Cecile.
- Właśnie to zrobiłem.
- Przecież zaraz nas tu znajdą! - jęknęła z rozpaczą. - Lada minuta będą tędy przejeżdżać.
- Jeśli są zdolni do myślenia po tym małym kołowrotku, to będą pewni, że jesteśmy już w połowie drogi do Av" inionu. Poza
tym sądzę, że sporo czasu minie, zanim odzyskają dotychczasowy entuzjazm do jazdy nocą.
Wysiedli i przyjrzeli siÄ™ wejÅ›ciom do jaskiÅ„. Niepokój - nie, to nie byÅ‚o wÅ‚a§ciwe okreÅ›lenie dla panujÄ…cej tu atmosfery.
Wiało dosłownie grozą. Bovvman teraz już wiedział, co miał na myśli policjant dziś wieczorem w hotelu. Co więcej, podzielał
jego uczucia. Był przekonany, że nie tylko urodzeni i wychowani w okolicy mogli mieć fobię na punkcie jaskiń. Nikt zdrowy
na umyśle nie wszedłby tam dobrowolnie po zapa
dnięciu zmroku. Bowman uważał siebie za osobnika w pełni władz umysłowych i nie miał najmniejszej ochoty
wchodzić do środka. Musiał jednak to zrobić.
Wziął latarkę i polecił Cecile: - Poczekaj tu na mnie!
- Ani mi się śni! - oznajmiła dziwnie stanowczo. - Za nic w świecie nie zostanę tu sama!
- Wewnątrz prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej. - Nic mnie to nie obchodzi.
- Cóż, to wolny kraj...
Weszli przez największy otwór, który znajdował się z lewej strony. Swobodnie dałoby się przez niego przesunąć
dwupiętrowy dom, i to razem z piwnicami. Zwiatło latarki prześlizgnęło się po ścianach pokrytych graffiti, będących
dziełem wielu pokoleń. Bowman wybrał przejście prowadzące w prawo, do jaskini jeszcze większej niż ta, z której
wyszli. Zauważył, że Cecile potyka się co krok, choć teren nie jest zbyt wyboisty, a na nogach ma sandałki na płaskim
obcasie. Dowodziło to, że z jej wzrokiem nie wszystko jest w porządku. Być może właśnie dlatego zgodziła się mu
towarzyszyć.
Następna jaskinia także nie kryła nic ciekawego. Bowman ocenił, że jej wysokość mogły osiągnąć jedynie
nietoperze, a skoro nie była dostępna dla niego, to i dla Cyganów. Skierował się ku wejściu do kolejnej jaskini.
- Upiorne miejsce - szepnęła nagle Cecile. - Masz rację, nie jest pociągające.
W milczeniu przeszli kilka kroków. - Panie Bowman...
- Przecież przeszliśmy na ty. Już ci mówiłem, Neil. - Mogę cię wziąć za rękę?
Nie sądził, że w dzisiejszych czasach dziewczyny jeszcze pytają o takie drobiazgi.
- ProszÄ™ bardzo. Nie tylko tobie jest potrzebne moralne wsparcie. - To nie to. Nie bojÄ™ siÄ™. NaprawdÄ™. Tylko tak
machasz latarką na wszystkie strony, że nie widzę podłogi i co chwila się potykam.
- Aha.
Rzeczywiście, gdy złapała go za ramię, przestała się potykać, drżała jedynie jak w ostrym ataku malarii.
- Czego my właściwie szukamy? - Do licha, doskonale wiesz, czego. - Może... może go ukryli, prawda?
- Może, ale nie pochowali, chyba że mieli ze sobą dynamit. Natomiast mogli go zagrzebać pod kamieniami, których tu
sporo, i to byłoby najłatwiejsze, zwłaszcza że nie mieli zbyt wiele czasu.
- Minęliśmy wiele różnych stert i żadna cię nie zainteresowała.
- Kiedy zobaczymy świeżo usypaną, zorientujesz się w różnicy stwierdził Bowman. - Dlaczego tu weszłaś, Cecile?
Powiedziałaś prawdę mówiąc, że się nie boisz. Ty po prostu jesteś śmiertelnie przerażona.
- Wolę być śmiertelnie przerażona tutaj, razem z tobą, niż sama na zewnątrz.
Niewiele brakowało, by zaczęła szczękać zębami.
- Całkiem rozsądny punkt widzenia - zgodził się jej towarzysz. Przeszli do kolejnej jaskini, gdzie Bowman po kilku
sekundach niespodziewanie się zatrzymał.
- Co się stało? - szepnęła Cecile.
- Nie wiem... a właściwie wiem - po raz pierwszy także Bowmanem wstrząsnął dreszcz.
- Ty także? - zapytała.
- Ja także. Ale nie o to chodzi. Właśnie poczułem powiew śmierci. - Błagam!
- To jest właśnie to miejsce! Jeśli ma się moje lata i doświadczenie, wyczuwa się takie rzeczy.
- Zmierć? - teraz jej głos także drżał. - Nie można wyczuć śmierci.
- Ja mogę - odparł poważnie i zgasił latarkę.
- Zapal ją! - w głosie dziewczyny zabrzmiała histeria. - Na litość boską włącz latarkę! Proszę!
Puścił jej rękę, objął ją i mocno przytulił do siebie. Pomyślał, że przy odrobinie szczęścia uda im się zsynchronizować
drżenie, co może nie zapewni im pierwszego miejsca w telewizyjnym konkursie tańca, ale pomoże się opanować.
- Zauważyłaś coś odmiennego w tej jaskini? - spytał, gdy nieco przestała drżeć.
- jest jaśniej. Skądś dochodzi tu światło. - Właśnie.
Przeszli jeszcze parę kroków i zatrzymali się u stóp kamiennego osypiska, ciągnącego się w górę aż do otworu w
sklepieniu, przez który przeświecały gwiazdy. Wzdłuż całego tego osypiska widać było pas poruszonych odłamków skalnych,
tworzących swego rodzaju ścieżkę. Bowman zapalił latarkę - to rzeczywiście była ścieżka, którą niedawno
ktoś musiał schodzić. Przesunął promień na podstawę osypiska i krąg światła znieruchomiał na stercie kamieni. Miał on
około dwóch i pół metra długości i metr wysokości.
- To, jak widać, jest świeża pryzma - powiedział cicho. - Jak widać - mechanicznie powtórzyła Cecile.
- Odsuń się trochę.
- Nie. Może to dziwne, ale ze mną już wszystko w porządku.
Wcale się temu nie dziwił i wierzył, że dziewczyna mówi prawdę. Człowiek stosunkowo niedawno zszedł z drzewa i
nadal najbardziej obawiał się nieznanego. To co znane zawsze jest mniej straszne, a teraz obydwoje doskonale wiedzieli,
co mogą odkryć.
Bowman przyklęknął i zaczął odrzucać wapienne odłamy. Zabójcy nie trudzili się zbytnio z ukryciem ciała, gdyż
wkrótce ukazały się strzępy zakrwawionej koszuli i błysnął srebrny łańcuszek z krzyżykiem. Bowman odpiął go i
delikatnie zsunął z szyi zamordowanego, po czym zawinął w chusteczkę i schował do kieszeni.
Bowman zaparkował samochód w tym samym miejscu, z którego zabrał Cecile, gdy uciekali przed Cyganami.
- Zostań tu, tym razem tak ma być - polecił.
Cecile co prawda nie przytaknęła potulnie, ale także nie sprzeciwiła się, a to był wyrazny postęp. Być może w końcu
jego metody wychowawcze zaczynały dawać rezultaty. Z zadowoleniem stwierdził, że dżip nadal leży na polu. Nawet go
to nie zdziwiło - do podniesienia wozu był potrzebny dzwig.
Droga na podjazd wydawała się wolna, ale Bowman zdążył już nabrać do Czerdy i jego rozrywkowych kompanów
takiego zaufania, jakie ma się do gniazda kobr czy czarnych wdów. Kryjąc się w cieniu, zbliżył się do podjazdu bardzo
wolno i ostrożnie. Nagle potrącił nogą coś, co metalicznie stuknęło, więc znieruchomiał na chwilę. Ponieważ nic się nie
działo, pochylił się i znalazł pistolet Ferenca. Po ostatnim spotkaniu z nim mógł przypuszczać, że w najbliższym czasie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]