Archiwum
- Index
- Christopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości
- 063. James Julia Prywatna wyspa
- MacLean Alistair (1974) Przelecz zlamanego serca
- MacLean Alistair Tabor do Vaccares
- Dr Who New Adventures 33 Parasite (pdf)
- Michaels_Leigh_Bardzo_moralna_propozycja_02
- 'Resistant Omegas 1 Tristan
- Blake Jennifer Bramy raju
- Zdalne profilowanie drukarki – czy to możliwe
- Eddings, Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siłą woli.
Pracowałem osiemnaście lat dla rządu brytyjskiego rzekł
do Kubańczyka. Przenikałem do takich organizacji terrorystycznych,
wobec których wy, chłopcy, jesteście jak dzieci. Wiem,
co jest grane. Załatwisz nas, gdy tylko się dowiesz, gdzie są
kluczyki.
Chłopiec był coraz bliżej. Jeszcze dziesięć metrów. Trent zaśmiał się
Kubańczykowi w nos i splunął mu prosto pod nogi.
Ale najpierw ty walniesz w kalendarz, kowboju.
Kubańczyk zamachnął się kolbą automatu.
Trent znów zaśmiał się szyderczo.
Zajmij się lepiej dziewczyną, karzełku. Bo mnie nie dasz
rady.
Kubańczyk zaklął. Obrócił się do Charity. Chciał, żeby Trent dokładnie widział, co
zrobi. Charity zadrżała, gdy przeciął nożem bluzkę, ale nie zareagowała słowem.
Jacket wyczuł szansę. Pięć kroków i był już przy Trencie. Znalazł nóż w pochwie
na karku. Przeciął taśmę. Trent chwycił za ostrze. Teraz Kubańczyk powinien
odwrócić się do niego twarzą.
Słuchaj, ty skarlały skurwysynie! zawołał po hiszpańsku. Pierdolę twoją
matkę, żonę i siostrę. Wszystkie naraz.
Kubańczyk nie zdzierżył obelgi. Zwinął się jak sprężyna. Odsłonił gardło. Trent
poczuł jednak, że drętwieje mu prawy kciuk. Spętano go zbyt mocno. Krew nie
dopływała do palców. Przeturlał się ku Kubańczykowi, kopiąc spętanymi jeszcze
nogami. Jednocześnie próbował rozruszać kciuk. Nóż wypadł mu z rąk.
Kubańczyk wymierzył straszny cios w kolana. W tym też momencie zobaczył
chłopca i zaśmiał się złowrogo. Zapomniał o Charity. Była tylko kobietą. Na jego
łasce. Ale to właśnie ona wymierzyła mu teraz kopniaka, celując w kręgosłup.
Kubańczyk się zachwiał. Trent podciągnął nogi i szczupakiem rzucił się na
Kubańczyka, chwytając go palcami za gardło. Miał przewagę zaskoczenia i był
cięższy od Kubańczyka, ale nie miał broni, a nogi nadal spętane. Kubańczyk uderzył
pięściami w ramiona Trenta, wyzwalając się z uścisku. Potoczyli się po piasku.
Kubańczyk był górą. Walił Trenta po oczach, a kolanami między nogi. Był szybki,
piekielnie szybki. Mógłby wygrać, gdyby wyszedł ze zwarcia. Trent rozpaczliwie
trzymał go wpół i starał się przewrócić, żeby wykorzystać przewagę ciężaru ciała. Nie
było w tej walce niczego porywającego, żadnych zmagań taktycznych, tylko siła
przeciwko sile. Brutalnie, ostro, na śmierć i życie. Na koniec Kubańczyk zdołał
oderwać się od Trenta. Sięgnął do pasa po pistolet.
Bardzo mi przykro, Charity Trent zdał sobie sprawę, że
słyszy swój głos.
I wtedy Kubańczyk zwalił się. Padł na ziemię. Nikt nie pamiętał o Jackecie.
A chłopak tymczasem znalazł kamień i uderzył Kubańczyka w tył czaszki. Trent
usłyszał trzask łamanych kości. Odepchnął trupa. Z nawyku rozejrzał się najpierw za
nożem. Przeciął taśmę na nogach, uwolnił Charity.
Dasz radę iść stwierdził i wziął ją za łokieć.
Odepchnęła go z obrzydzeniem. Czuła jeszcze na sobie łapy
Steve'a i Kubańczyka.
Trent obrócił się do Jacketa. Trzeba zachować spokój, bo inaczej chłopiec
przeżyje szok. Nie dotknął go. Uśmiechnął się tylko do niego.
Zaraz zabierzemy cię do domu, chłopcze. Moja łódka stoi
tuż za rafami. Tylko jeszcze tu załatwię, co trzeba, i razem popłyniemy
do motorówki. Wszyscy troje. Burza już przeszła.
Chłopiec kiwnął głową.
Ilu ich jest? spytał Trent cicho.
Tylko pan Steve i tych dwóch rzekł chłopiec.
Dobra! Trent znów się uśmiechnął. A teraz wchodzcie
do wody. Oboje. I nie ruszajcie się, aż dam znak. Zagwiżdżę.
Wziął stirlinga Kubańczyka, sprawdził magazynek, zabrał też zapasowy z
plastikowej torby. Kubańczycy skierowali się na północ. Poszedł więc ich tropem.
Zapewne nie zakładali, że będzie ich ścigał. Nie sądził, by należeli do tego typu ludzi,
którzy zechcą się poddać, ale trzeba dać im szansę. Inaczej sprawa byłaby prosta.
Szkolono go przecież do załatwiania takich spraw.
Rozległ się strzał. Magnum 45, ocenił Trent. Potem jeszcze jeden. Pięć sekund
między pierwszym a drugim. To peVnie ten, którego chłopiec nazwał Steve'em.
Amator, o którym mówił O'Brien, którego DEA chce złamać, a Skelley gotów
poświęcić wszystko, żeby doprowadzić go na szubienicę. A może zostawić go
sanitariuszom"? W końcu za to im zapłacono. Za to, żeby
go zlikwidowali. Można by też poczekać na policję, ale wtedy O'Brien już go nie
wypuści z rąk. Skelley miał rację. O'Brien i jego ludzie wejdą w układ, który dla
Charity będzie niczym innym jak zdradą, to zaś może przechylić szalę.
Jeden z Kubańczyków krzyknął coś do swego towarzysza. Obaj zaczęli
nawoływać tego, którego zabił Jacket. Zaklęli, nie słysząc odpowiedzi. Zabrakło im
czasu, żeby sprawdzić, co się stało. Szli jakieś sto metrów jeden od drugiego
północnym brzegiem wysepki. A zabójca kryje się pewnie w wodzie. Wystraszony,
przerażony i cholernie niebezpieczny.
Steve zobaczył jakiś ruch i wystrzelił dwa razy. Chciał powstrzymać pogoń i
przekraść się w stronę laguny. Stał zanurzony po szyję. Nie znajdą go, nie zobaczą,
chyba że sami wejdą do wody. Widział ich na tle piasków. Miał jeszcze pięć naboi w
magazynku i zapas w pudełku. To nic, że pudełko jest w wodzie. Woda nie uszkodzi
naboi. Nie wiedział, kim są prześladowcy, i właściwie wcale go to nie obchodziło.
Zamierzał ich po prostu zabić.
Woda sięgała mu prawie do ust. Myślał o tym, którego już załatwił. O tym, jak
wielka kula zwaliła rosłego mężczyznę z nóg. Taka myśl nie dopuszczała strachu, a
ten otaczał go dookoła. Trzeba mocno trzymać ruggera i zacisnąć zęby. Nie
pojmował, co się właściwie stało. Skąd nagle ten płomień? Niczego nie ogarniał.
Wydawało mu się, że wygrał. Jesus Antonio i Torres byli już w drodze na cmentarz.
Wyobrażał sobie, jak się pochyla nad grobem Torresa. Powtarzał sobie w myślach,
co powie i jakÄ…
zrobi minÄ™.
Nie dali mu żadnej szansy, żeby pokazał, ile naprawdę jest wart. To nie jest
sprawiedliwe. Wspomniał ojca. Ojciec był księgowym na państwowej posadzie.
Najbardziej cenił lojalność i to był jego ulubiony temat. Lojalność, służba i dług, jaki
się ma wobec społeczeństwa, a gdyby wziął prywatną posadę, to zarabiałby trzy razy
tyle. Steve mógłby wtedy pójść do prywatnej szkoły, pózniej do Yale albo na jakiś
inny, ale równie prestiżowy uniwersytet. Pózniej do Oxfordu na parę semestrów, jak
ten skurwiel Xavier de Fonterra. Z taką biografią żaden bank by go nie wyrzucił.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]