Archiwum
- Index
- Kraszewski Józef Ignacy Całe życie biedna
- Kraszewski JĂłzef Ignacy KrĂłl i Bondarywna
- Conrad_Linda_ _Dynastia_Danforthow_09_ _Prawo_milosci
- Eliette Abecassis Skarb śÂšwić…tyni
- Frale Barbara Templariusze i caśÂ‚un turyśÂ„ski
- Jeff Lindsay DzieśÂ‚o Dextera 04
- Angela Verdenius [Heart & Soul 16] Soul of a Guardian (pdf)
- Glen Cook Darkwar 01 Doomstalker
- Jan PaweśÂ‚ II Przekroczyć‡ próg nadziei
- Eo Oslak, Vinko La malbabela jaro
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ojca, ano, gdy go wszyscy od chodzÄ…...
Chłystek mnie rozumu będzie uczył!
warknÄ…Å‚ stary.
Trutniu jakiś, zgago przeklęta!
Twoja sprawa słuchać starszego, nie z ojcem iść ząb za ząb...
Rzucił się aż Odolaj; młodzi oba, usty zawarłszy, stali.
Mówię wam, do domu wszyscy!
Na cztery wiatry...
ażeby was tam nie było!
Nie, to ja was nie znam!
Zmierdzicie mi, Boleszczyce, Boleszczyce nie moja krew.
Com rzekł, to musi być, a nie posłuchacie, toście jego, nie moi, prawi Bo leszczyce, a nie
Jastrzębie.
Sukmany włożyć, zbroję prostą i na rubieże, gdzie się tłuką, nie na zamku, gdzie z cudzymi
żonkami skaczą...
Gniewał się stary, lecz że już odpowiedzi nie było, powoli uspokajać się zaczął.
Mruczenie zeszło na szept, marszczki z wolna się rozciągnęły, posiedział milczący, westchnął
i już głosem innym zapytał:
Po co i dokąd was posłano?
Naturę miał taką, iż gdy mu nie odpowiadano i nie przeciwiono się, a dano wysierdzić,
stawał się coraz łaskawszym i niekiedy nawet za gniew słodkim słowem płacił.
Dobrogost i Ziema, którym z tyłu Tyta szepnęła słowo, stali teraz pokorni i niemi.
Na ostatnie pytanie odpowiedział starszy, że daniny zaległe kazano im tu i owdzie
zakazywać , bo ich wiele do skarbu nie poodwożono, a król, obficie rzucając złotem, dużo też
go potrzebował.
Posługa ta nic w sobie nie miała upokarzającego.
Stary też nie rzekł już nic, pomruczał coś sam do siebie i spytał:
Głodniście może?
Dali na to odpowiedz obojętną.
A juści was Tyta stąd nie puści nie nakarmionych - rzekł łagodniej, a chłopca posłał
też, aby konie napasiono.
Natychmiast Tyta strawę podawać kazała, prostą, taką jak dla wszystkich zgotowaną
mieli.
Przyniosły ją dziewki na misach glinianych, z łyżkami drewnianymi i na stole postawiły.
Kazano chłopcom siadać i jeść, co też dopełnili z ochotą, radzi, że się łajanie i gniewy
skończyły.
Stary, o ten sam stół oparty, głosem już znacznie zmienionym, spokojniejszym, rozpoczął
wypytywać o dwór i króla.
Dobrogost, który jak wszyscy Boleszczyce, przywiązany doń był, zle mówić nie mógł.
Pan dla nas jest dobry, odezwał się, o lepszego trudno, dla swej drużyny nic nie żałuje,
ale nieposłuszeństwa w nikim nie ścierpł, buty nie zniesie od nikogo, choćby jak on królem
był.
Takim ci on był od początku!
zawołał Odolaj.
Pamiętają, jak owemu kniaziowi, co go prosił, żeby naprzeciw niego wyjechał, za każdy krok
koński sobie płacić kazał, a potem na śmiech za brodę go wziąwszy, jak na urągowisko w
twarz całował.
Młodzi, co o tej przygodzie nieraz słyszeli, śmiać się za częli.
Nie lepiej się i z Węgrzynem obchodził, mówił Odolaj, bo go na tronie posadziwszy,
jak we własnym domu chciał się rządzić w jego królestwie.
To nic, to nic, dodał stary, ano mu od duchownych wara!
Królowie zniosą, oni nie!
Milczeli młodzi.
Już się z biskupem zadziera, mówił ciągle Odolaj, z biskupem!
Biskup Stanko tu u nas ojczycem jest w Krakowskiem, pójdą za nim wszyscy!
Człowiek to od króla pewnie mądrzejszy, umarłych z grobu wywodzi!
Niech no patrzy, aby mu słowem śmierci nie zadał.
Biskup to taki, co gdyby czarnej sukni nie nosił, do pancerza by się zdał.
Nie zlęknie się go i nie ustąpi kroku.
Mówiąc to, starzec coraz się uspokajał, łagodniał i już nawet uśmiechać się poczynał,
sierdzistość mu przeszła; jeść zapragnął, chleb łamał i chciwie go pożerał, w soli maczając.
potem miodu kubek podać sobie kazał i popijał powoli.
Młodzi, zjadłszy i pokłoniwszy się, chcieli, korzystając z dobrej chwili, do odjazdu się
zabierać, gdy Tyta wbiegła do izby i znać dała Odolajowi, że kilku jakichś ziemian na zamek
jechało.
Ktoby był, powiedzieć nie umiała.
Ty, młodszy, jak cię zowią, Ziema?
zawołał stary.
Ty, służko królewski, posłuż no dziadowi, a żywo!
Idz mi zobacz, co za jedni, i daj wiedzieć tu wprzód, nim zsiądą.
Oczy masz, a ludzi znać musisz, choć ci, co do mnie jeżdżą, na dworze bywać nie zwykli.
Natychmiast Ziema, słuchając rozkazu, poskoczył ku drzwiom i zniknął.
Ruchem jego zaniepokojony stary Hyż rzucił się na barłogu, jakby chciał za nim pogonić.
Stary, usłyszawszy poruszenie jego, odgadł, co pies myślał, znając jego naturę, krzyknął nań i
leżeć mu przykazał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]