Archiwum
- Index
- Margit Sandemo Cykl Saga o Królestwie Światła (04) Mężczyzna z Doliny Mgieł
- Fred Saberhagen The Book of the Gods 04 God of the Golden Fleece
- Crymsyn Hart [Devil's Tavern 04] Seduction [Aspen] (pdf)
- Dan Abnett Duchy Gaunta 04 Gwardia Honorowa
- Alexander, Lloyd Chronicles of Prydain 04 Taran Wanderer
- Smedman Lisa Wojna Pajęczej Królowej 04 Zagłada
- DePalo_Anna_ _Szesciu_wspanialych_04_ _Niechciana_milosc
- Zelazny, Roger The Second Chronicles of Amber 04 Knight of Shadows
- 04 Grobowa Tajemnica Harris Charlaine
- Huebner, Louise Witchcraft For All (Wicca 04)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stemplofil.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
długim nosem.
- Policja? - prychnęła ze słusznym oburzeniem w głosie. Spojrzała za nasze plecy, po
czym zmierzyła Deborę wzrokiem od stóp do głów. - To ma być policja? Z Aniołków
Charliego was przysłali czy jak?
Debora przywykła oczywiście do podobnych ataków, choć ten był wyjątkowo
brutalny. Nawet lekko się zaczerwieniła, zanim raz jeszcze podniosła odznakę i powiedziała:
- Sierżant Morgan. Ma pani dla nas jakieś informacje?
- Nie pora na polityczną poprawność - stwierdziła kobieta. - Mnie jest potrzebny
Brudny Harry, a ci przysyłają Legalną Blondynkę.
Debora zmrużyła oczy i śliczne rumieńce zniknęły z jej policzków.
- Jeśli pani chce, mogę wrócić z nakazem sądowym - oświadczyła. - I ewentualnie
nakazem aresztowania za utrudnianie pracy policji.
Kobieta tylko na nią patrzyła. Nagle z zaplecza dobiegł krzyk i coś dużego
przewróciło się i rozbiło na podłodze. Nasza rozmówczyni podskoczyła nieznacznie, rzuciła
Mój Boże. No dobrze, chodzcie , i znów zniknęła za drzwiami. Debora wypuściła powietrze
z ust, obnażyła kilka zębów i poszliśmy.
Drobna kobieta już znikała w drzwiach na drugim końcu korytarza i kiedy ją
dogoniliśmy, właśnie sadowiła się na krześle obrotowym przy stole konferencyjnym.
- Siadajcie - powiedziała i machnęła wielkim czarnym pilotem, wskazując krzesła. Nie
czekając, aż usiądziemy, wycelowała pilotem w duży płaski ekran. - Przyszło wczoraj, ale
obejrzeliśmy to dopiero dziś rano. - Zerknęła na nas. - Zadzwoniliśmy od razu - dodała. Jeśli
nadal trzęsła się ze strachu przed nakazem, którym zagroziła jej Debora, zadziwiająco dobrze
to ukrywała.
- O co chodzi? - spytała Debora i opadła na krzesło. Ja usiadłem obok.
- Patrzcie w telewizor - poinstruowała kobieta.
Telewizor zamigotał, pokazał kilka nadzwyczaj pouczających plansz z prośbą,
żebyśmy zaczekali albo wybrali taką czy inną opcję, po czym obudził się do życia z
przenikliwym wrzaskiem. Obok mnie Debora mimowolnie podskoczyła.
Ekran rozjaśnił się, a obraz wyostrzył - zobaczyliśmy filmowane nieruchomą kamerą z
góry ciało, leżące na białym porcelanowym tle. Oczy były szeroko otwarte i, co oczywiste dla
kogoś z moim skromnym doświadczeniem, martwe. Nagle w kadr weszła postać, która
częściowo zasłoniła zwłoki. Widzieliśmy tylko plecy, a potem wzniesioną rękę trzymającą
piłę mechaniczną. Ręka opadła i usłyszeliśmy wizg brzeszczotu wrzynającego się w ciało.
- Jezu Chryste - jęknęła Debora.
- Potem jest jeszcze gorzej - rzuciła drobna kobieta.
Brzeszczot warkotał i ryczał, postać na pierwszym planie ciężko pracowała. Wreszcie
piła umilkła, postać upuściła ją na porcelanę, wyciągnęła ręce przed siebie, wyjęła wielki
zwój okropnych, lśniących flaków i umieściła je tam, gdzie były najlepiej widoczne dla
kamery. A na tle tej kupy jelit pojawiły się wielkie białe litery:
Nowe Miami: wypruje ci flaki .
Obraz na chwilę znieruchomiał i zgasł.
- Moment - powiedziała kobieta, po czym ekran znów zamrugał i rozbłysły nowe
litery:
Nowe Miami: spot 2
Zobaczyliśmy wschód słońca na plaży. Grała spokojna latynoska muzyka. Fala omyła
piasek. W kadr wbiegł miłośnik porannego joggingu, który nagle potknął się i stanął jak
wryty. Na ekranie pojawiło się zbliżenie jego twarzy, na której szok przechodził w
przerażenie, i biegacz popędził sprintem po piasku w stronę odległej ulicy. Kamera cofnęła
się, ukazując moich dobrych znajomych, szczęśliwą parę, którą znalezliśmy wypatroszoną na
plaży w South Beach.
Tu nastąpiło cięcie i zobaczyliśmy, jak pierwszy policjant na miejscu zdarzenia krzywi
się i odwraca, żeby zwymiotować. Potem ujrzeliśmy twarze wyciągających szyje,
zamierających gapiów, pojawiające się jedna po drugiej, coraz szybciej, każda z inną miną,
każda na swój sposób wyrażająca przerażenie.
Wreszcie obraz zawirował i pokazały się te same twarze, w ramkach, jedna obok
drugiej, aż zapełniły cały ekran, upodabniając go do karty z księgi pamiątkowej, z tuzinem
fotek wstrząśniętych ludzi w trzech rzędach.
Ponownie rozbłysły litery:
Nowe Miami: robi wrażenie .
I obraz zgasł.
Nie przyszło mi do głowy właściwie nic do powiedzenia i rzut oka na moje
towarzyszki przekonał mnie, że nie tylko ja mam ten kłopot. Rozważyłem, czy nie
skrytykować pracy kamery po to tylko, żeby przerwać krępujące milczenie - w końcu
współczesny widz woli nieco bardziej dynamiczne ujęcia. Jednak nastrój w pomieszczeniu
raczej nie sprzyjał dyskusji o technice filmowej, więc siedziałem cicho. Debora zaciskała
zęby. Niska kobieta nie mówiła nic, tylko podziwiała piękny widok za oknem.
- Zakładamy, że jest tego więcej - odezwała się wreszcie. - To znaczy, w
wiadomościach mówili, że były cztery ciała, więc... - Wzruszyła ramionami. Próbowałem
zajrzeć za nią i zobaczyć, co ją tak zainteresowało za oknem, ale dostrzegłem tylko
motorówkę płynącą Government Cut.
- To przyszło wczoraj? - spytała Debora. - Ze zwykłą pocztą?
- W zwyczajnej kopercie ze stemplem Miami - powiedziała kobieta. - Na normalnej
płycie, takiej samej, jakie mamy w biurze. Można je dostać wszędzie, w Office Depot,
WalMarcie i takich tam.
Powiedziała to z takim obrzydzeniem i z tak cudnym wyrazem prawdziwego
człowieczeństwa na twarzy - lokującym się gdzieś pomiędzy pogardą a obojętnością - że
mimo woli zacząłem się zastanawiać, jak ta kobieta może kogokolwiek do czegoś zachęcić, a
co dopiero ściągnąć miliony ludzi do miasta, w którym mieszka między innymi ktoś taki jak
ona.
I kiedy ta myśl poniosła się echem po wyłożonych marmurem zakamarkach mojego
umysłu, mały, sapiący pociąg wyruszył ze stacji Dexter i wjechał na właściwe tory. Przez
chwilę tylko patrzyłem na parę buchającą z jego komina, aż w końcu zamknąłem oczy i
wsiadłem.
- Co? - rzuciła Debora. - Masz coś?
Pokręciłem głową i przemyślałem wszystko raz jeszcze. Usłyszałem bębnienie palców
Debory o stół, potem stukot odkładanego pilota, i pociąg wreszcie się rozpędził. Otworzyłem
oczy.
- A jeśli ktoś chce zrobić Miami złą reklamę?
- Już to mówiłeś - warknęła Debora - i nadal uważam, że to głupie. Jak można mieć
żal do całego zasranego stanu?
- A jeśli nie chodzi o cały stan? - podsunąłem. - Tylko o ludzi, którzy go promują? -
Spojrzałem wymownie na niską kobietę.
- O mnie? - zdumiała się. - Ktoś to zrobił, żeby odegrać się na mnie?
Wzruszony jej skromnością obdarzyłem ją jednym z moich najcieplejszych
sztucznych uśmiechów.
- Na pani albo na waszej agencji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]