Archiwum
- Index
- Krentz Jayne Ann Eclipse Bay 03 Koniec lata
- J.M._McDermott_ _Psia_Ziemia_01_ _Dzieci_demonĂłw
- Janota Tomasz Dzieci Ziemi
- Koniec swiata
- Houellebecq Michel Plateforme
- Lucas Jennie Na greckiej wyspie
- Edward Balcerzan Liryka Juliana Przybosia
- Barry Sadler Casca 01 The Eternal Mercenary
- Jump Shirley Cztery dni szcz晜›cia
- Charlie Cochrane [Cambr
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie jestem pewna powiedziała Jean. Wydaje się, że teraz wszystko jest w porządku. Ale kiedy
tu weszłam, był przerażony.
Nie byłem przerażony, mamusiu George usłyszał cichy, urażony głosik. Ale to było takie
dziwne miejsce.
Jakie miejsce? zapytał George. Opowiedz mi o nim.
Tam były góry powiedział sennie Jeff. Były takie wysokie i nie leżał na nich śnieg tak jak na
innych górach, które już widziałem. A niektóre z nich paliły się.
Chcesz powiedzieć, że to były wulkany?
Niezupełnie. One całe się paliły, takimi błękitnymi płomieniami. A jak patrzyłem na to wszystko, to
wzeszło słońce...
Mów dalej, dlaczego przerwałeś? Zaskoczony i zdziwiony Jeff spojrzał na ojca.
Bo to jeszcze jedna rzecz, której nie rozumiem. Ono bardzo szybko poszło w górę i było o wiele za
duże. I nie miało właściwego koloru. Było śliczne i niebieskie.
Nastąpiła długa, mrożąca krew w żyłach chwila ciszy. Potem George zapytał łagodnie:
Czy to wszystko?
No. Poczułem się trochę samotnie i wtedy przyszła mamusia i obudziła mnie.
George jedną ręką pogładził zmierzwione włosy synka, a drugą zapiął szlafrok. Nagle poczuł się mały
KONIEC DZIECICSTWA
239
i zziębnięty. Jednak gdy znów odezwał się do Jeffa, w jego głosie nie było śladu tych uczuć.
To po prostu głupi sen; za dużo zjadłeś na kolację. Bądz rozsądnym chłopcem; zapomnij o tym i
śpij.
Dobrze, tato odparł Jeff. Przez chwilę milczał, a potem dodał w zadumie: Chyba spróbuję
pójść tam jeszcze raz.
Błękitne słońce? zapytał Karellen po kilku godzinach. To musi bardzo ułatwiać identyfikację.
Tak odparł Rashaverak. Niewątpliwie to Alphanidon 2. Góry Siarczane są potwierdzeniem
tego faktu. Interesująca jest także różnica w upływie czasu. Planeta bardzo wolno obraca się wokół
swej osi. Chłopak musiał w ciągu kilku minut zaobserwować to, co w rzeczywistości trwało wiele
godzin.
I to wszystko, co zdołałeś odkryć?
Tak, chyba że zapytam chłopca wprost.
Tego nie wolno nam uczynić. Wydarzenia muszą biec swoim naturalnym trybem, bez naszej
ingerencji. Kiedy rodzice nas poproszą, wtedy, być może, wypytamy go.
Mogą wcale się do nas nie zwrócić. A nawet jeśli to zrobią, może już być za pózno.
Obawiam się, że nic na to nie możemy poradzić. Nie wolno nam zapominać, że nasza ciekawość
nie ma znaczenia. Teraz liczy się jedynie szczęście rodzaju
240
ARTHUR C. CLARKE
ludzkiego. Sięgnął ręką do wyłącznika. Oczywiście, nie przerywajcie obserwacji i meldujcie mi o
wszystkim. Jednak w żaden sposób nie ingerujcie.
Kiedy Jeff obudził się, nadal był tym samym chłopcem. Przynajmniej za to pomyślał George
możemy dziękować losowi". Jednak w głębi serca był coraz bardziej przerażony.
Dla Jeffa była to tylko zabawa; jeszcze nie zaczął się bać. Sen to po prostu sen jakkolwiek dziwny
mógł się wydawać. I chłopiec nie czuł się już samotny w światach, które otwierały się przed nim we
śnie. Tylko tej pierwszej nocy jego umysł wzywał Jean przez te nieprzebyte otchłanie, jakie ich
dzieliły. Teraz bez obawy ruszał samotnie we wszechświat, który się przed nim otwierał.
Każdego ranka rodzice wypytywali go, a on opowiadał, co zdołał zapamiętać. Czasami brakowało mu
słów i milkł, nie potrafiąc opisać scen, które przekraczały nie tylko jego doświadczenie, ale i ludzką
wyobrazniÄ™.
Podpowiadali mu nowe słowa, pokazywali barwy i obrazy, usiłując odświeżyć mu pamięć i odnalezć
jakiś sens w jego odpowiedziach. Często nic z tego nie wychodziło, chociaż wyglądało na to, że w
umyśle Jeffa te światy ze snów są jasne i wyraziste. Po prostu nie potrafił przekazać swoich wrażeń
rodzicom. Jednak niektóre były dość proste...
KONIEC DZIECICSTWA
241
Przestrzeń żadnego krajobrazu, żadnej planety ni świata pod stopami. Jedynie gwiazdy otoczone
aksamitnym mrokiem i zawieszone w głębi wielkie, czerwone słońce, kurczące się i powiększające jak
serce. Ogromne i zamglone w jednej chwili, w następnej zaczynało się kurczyć i jaśnieć, jakby w
piekielne ognisko dorzucano nowego opału. Wspinało się po skali widmowej aż do granicy żółci i bieli,
a potem cykl się powtarzał; gwiazda powiększała się i stygła, zmieniając się w poszarpaną, czerwoną
chmurę płomieni.
( Typowy pulsar o przemiennym cyklu szybko określił Rashaverak. Również oglądany ze
straszliwym przyspieszeniem. Nie mogę dokładnie tego umiejscowić, ale najbliższą gwiazdą takiego
typu jest Rhamsandron 9. Może to też być Pharanidon 12.
Gdziekolwiek to jest odparł Karellen chłopak sięga coraz dalej od domu.
O wiele dalej przytaknÄ…Å‚ Rashaverak.)
Mogłaby to być Ziemia. Na błękitnym niebie usianym uciekającymi przed burzą chmurami wisiało
białe słońce. Zbocze góry łagodnie opadało ku oceanowi rozpylanemu przez szalejący wiatr. Jednak
nic się nie poruszało; cała scena zamarła jak utrwalona nagłym błyskiem piorunu. A daleko, daleko na
horyzoncie było coś, co nie istniało na Ziemi: szereg ledwie widocznych słupów wznoszących się z
morza, lekko zwężających się ku górze i ginących w podstawie chmur. Z idealną precyzją były
rozmieszczone na
242
ARTHUR C. CU\RKE
obwodzie planety, zbyt ogromne jak na sztuczne twory i zbyt regularne jak na naturalne.
( Sideneus 4 i Kolumny Zwitu powiedział Rashaverak z niepokojem w głosie. Dotarł do
centrum wszechświata...
A przecież dopiero co rozpoczął swoją podróż odparł Karellen.)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]