Archiwum
- Index
- Krentz Jayne Ann Eclipse Bay 03 Koniec lata
- Koniec dziecinstwa
- Chalker Jack L W śÂšwiecie Studni 5 Zmierzch przy Studni Dusz (pdf)
- Jordan Penny Serce w rozterce
- Riggs Paula Detmer Przypadkowy tatuśÂ›
- Linda Farstein AC 07 Entombed
- Adera_Orfanelli_ _Singing_up_the_Sun
- JarosśÂ‚aw Borszewicz Mroki
- A Birodalom arnyai Steve Perry
- Catherine George Milion pocaśÂ‚unków
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naprawa dachu była zatem najpilniejszą koniecznością, choć ze względu na porę roku i panującą aurę
musiała zaczekać na bardziej sprzyjające warunki pogodowe. Niezależnie od wizyty dekarza, który miał
załatać największe dziury i jak najszybciej powstrzymać przecieki. Przegniłe wyposażenie należało jak
najpilniej spalić, by powstrzymać panoszącą się pleśń. Istniała obawa, że piękne dębowe parkiety
również mogą trafić do ognia, ale tę decyzję pozostawiono fachowcom.
Piętro niżej, na poziomie, gdzie znajdował się apartament z kominkiem, wszystko wyglądało o niebo
lepiej. Cała trójka jednogłośnie uznała, że trzeba pozostawić przynajmniej część starych sprzętów.
Wprawdzie mocno podniszczonych, ale przydających autentyczności docelowym aranżacjom. Marylka,
zakochana niegdyś w typowych dla epoki FWP stojących lampach o abażurach obszytych frędzlami, nie
mogła sobie odmówić wyłudzenia od Zyty pojedynczej sztuki. Oczami wyobrazni widziała już
krwistoczerwony abażur na tle gołębiej ściany w swoim salonie. Gospodyni zgodziła się ochoczo,
zwłaszcza że Marylka zobowiązała się w rewanżu do wysondowania warunków renowacji pozostałych
kilkudziesięciu lamp.
Najlepiej wyglądał parter. Jako że pomieszczenia w pobliżu drzwi wejściowych zawsze ktoś
zamieszkiwał, nie zagniezdził się w nich odór stęchlizny. Nie było ani śladu grzyba i zacieków.
Zabytkowa recepcja, owszem, wymagała ręki fachowca, ale wciąż czarowała eleganckim wyglądem. No
i zachowała się w całości. To samo dotyczyło jadalni, części olbrzymiej sali balowej, regularnie
wietrzonej i wentylowanej. Oba pomieszczenia oddzielały od siebie ruchome przepierzenia, natomiast
w całość łączyła je przepiękna mozaika parkietu. Marylka nie była specjalistką od podłóg, ale miała za
sobą remont własnego domu. Porządne wycyklinowanie w zupełności wystarczy, by drewno odzyskało
dawny blask, stwierdziła.
No cóż, droga Zyto, jestem pełna uznania. Owszem, ruina jak się patrzy, ale ruina z klimatem. Cuda
można z niej wyczarować i pewnie cuda będą się w niej dziać orzekła i spojrzała znacząco na Marcela,
który od rana nie spuszczał z niej oka.
Pomna nocnych miłosnych uniesień wciąż czuła na ciele dotyk jego dłoni, słyszała jego oddech i czuła
jego smak. Patrzyła na niego i czuła, jak coś skręca ją od środka. Niby oboje byli teraz w pracy, pomysł
klientki okazał się porywający, a mimo to nieznośne pulsowanie w podbrzuszu co chwila wytrącało
Marylkę z równowagi. Chciała więcej, a retrospekcje wydarzeń sprawiały, że o powtórce marzyła
nieustannie.
Zgadza się, to miejsce ma duszę. Gonitwę myśli przerwała Zyta. Duszę ogromną, choć ledwie
żywą, ale ja ją wskrzeszę. Zobaczycie. A najciekawsze zostawiłam na deser. Idziemy na dół.
No tak. Nie po to stopniowałaś napięcie, żeby na koniec nie odpalić jakiejś bomby&
Jakiś ty domyślny! Gospodyni zerknęła na Marcela i zachichotała.
Ze zgrzytem przekręciła w zamku spory klucz. Od mało miłego dzwięku Marylkę aż zabolały zęby, ale
wielkie drzwi ustąpiły zadziwiająco łatwo i niemal bezszelestnie. Oczom wszystkich ukazał się szeroki
korytarz z ceglanym sklepieniem. Od góry oświetlały go typowe w kopalniach i podziemiach lampy
w drucianych osłonach. Marylce nieodmiennie kojarzyły się one z więzieniem, więc mimowolnie
zadrżała. Czujny Marcel natychmiast przygarnął ją do siebie.
Nie bój się, moje dziecko. Teraz jest zima, więc śpią powiedziała Zyta.
Kto śpi? wykrztusiła przerażona Marylka.
No, nasze nietoperze.
O Boże!
Nie krzycz, bo je pobudzisz. Są pod ochroną i nie wolno ich straszyć. Spójrz, jakie śliczne. Zyta
wskazała na kolonię ciemnych stworzeń o wielkich uszach, śpiących ze zwieszonymi w dół łebkami.
Jak mają być wampiry, muszą być i nietoperze. Ten korytarz jest dużo starszy od reszty hotelu. Nie wiem,
jak jest długi i dokąd biegnie, bo kilometr dalej jest zawalisko. Antoni twierdzi, że wysadzono go, by
[ Pobierz całość w formacie PDF ]