Archiwum
- Index
- Sykat Joanna Wszystko dla Ciebie
- Chmielewska J. Romans wszechczasĂłw
- Chmielewska Joanna (1993) Duch
- Przeciwko babom Joanna Chmielewska
- Chmielewska Joanna Skradziona kolekcja
- Chmielewska Joanna Jak wytrzymać z mężczyzną
- Charles Webb Absolwent
- Dmowski Roman MyśÂ›li nowoczesnego Polaka
- Jack L. Chalker Three Kings 3 Kaspars Box
- Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
torebeczek. Melania na jeszcze mniejszych karteczkach
wypisywała numery, po dwa, dwie jedynki, dwie dwójki i tak
dalej. Sylwia z wyrazną przyjemnością wkładała do
torebeczek poszczególne precjoza, Dorotce od razu kazano
jeden komplet karteczek z numerami przymocować do nich
taśmą klejącą, którą w obfitości dysponowała Melania.
Marcinek wpatrywał się w to wszystko zachwyconym
wzrokiem i gorliwie, acz nie bardzo błyskawicznie, spełniał
drobne polecenia.
- Policzyliśmy, wszystkiego razem jest czterdzieści dwie
sztuki - powiadomił Dorotkę konfidencjonalnie i z przejęciem.
- Klipsy, jako komplet, liczone sÄ… za jeden.
- Klipsy? - zdziwiła się Dorotka. - Nie kolczyki?
- Klipsy - potwierdziła Sylwia. - Widocznie Wandzia nie
miała przekłutych uszu i sama się temu dziwię. Za jej czasów
wszystkim dziewczynkom przekłuwano uszy.
- Mnie nie - zauważyła sucho Felicja.
- A cóż tak się przyznajesz do wieku Wandzi? - zadrwiła
Melania. - Poza tym, o ile wiem, od urodzenia protestowałaś
przeciwko obyczajom?
- Byłaś przy moim urodzeniu?
- Poznałam cię może trochę pózniej, ale nasłuchałam się
dosyć...
- Tylko mi się tu nie zaczynajcie kłócić! - skarciła je
Sylwia z wielką stanowczością. - I żadnego gadania o wieku! A
może ja chcę w brylantach obchodzić sześćdziesiąte urodziny?
- W szafirach ci nie wystarczy...?
- Nie chcę się mądrzyć - wtrąciła z lekkim wahaniem
Dorotka, przylepiwszy do torebeczek już sześć numerów. - Nie
oglądałam tego dokładnie, ale zdaje się, że chrzestna babcia
miała komplety. Jak szafiry, to wszystko, naszyjnik,
pierścionki, bransoletę...
- Garnitur - powiedziała Sylwia z rozmarzeniem. - To się
nazywało garnitur.
- No więc właśnie. Wylosujemy w kratkę i nikt nie będzie
miał garnituru. Może powinno się to ponumerować
kompletami?
- O, jaka odkrywczyni się znalazła...
- Tak liczysz na ten garnitur?
Dorotka zbuntowała się nagle, bo jeszcze tkwiło w niej
opóznione zdenerwowanie kretyńskim samochodem, który
mógł ją przejechać, a nikogo to nie obeszło.
- A dlaczego mam nie liczyć? Ja też człowiek! I może mi
się przytrafi jakie wielkie party z innostrańcami, gdzie trzeba
będzie wszystko wszystkim tłumaczyć równocześnie! Kogo
wezmÄ…, jak nie mnie? Dlaczego nie mam sobie trochÄ™
poudawać milionerki?
- Nie musisz udawać... - mruknęła Felicja, z lekkim
wysiłkiem stłumiwszy nagły skok zawiści.
Sylwia zawahała się przy kolejnej torebeczce.
- To ma swój sens. Może i rzeczywiście...
- Pewnie, że ma sens - przerwała jej natychmiast Melania.
- I właśnie dlatego będzie śmieszniej, jak nam przypadnie
melanż. Ostatecznie, w razie czego, możemy to sobie
wzajemnie pożyczać. Ja nie jestem taka harpia, żeby którejś z
was odmówić, proszę bardzo, pożyczę. Wy jak?
- My całkiem tak samo - odparła Felicja, zaczynając
chichotać. - A jeszcze śmieszniej będzie, jak wszystkie
równocześnie uprzemy się włożyć diamenty. Pobijemy się?
- Losowanie... - podsunęła Sylwia. - Albo nie,
pierwszeństwo będzie miała właścicielka najgrubszej ozdoby.
Naszyjnika!
- Jedna dostanie wszystkie naszyjniki i dopiero wtedy
będzie fajnie! - ucieszyła się Melania.
Dorotka machnęła na nie ręką. Może i rzeczywiście w
sytuacjach podbramkowych jedna drugiej coś tam pożyczy,
ostatecznie takie party, jakie jej przyszło na myśl, nie
przytrafia się codziennie, a, ściśle biorąc, jej samej w
dorosłym życiu przytrafiło się raz i nie ozdoby stanowiły jej
największą zaletę, tylko doskonała znajomość języka
greckiego. Jakoś to rozstrzygną, może znów metodą
losowania...
Marcinek wspiÄ…Å‚ siÄ™ na szczyty intelektu i sam z siebie
zgadł, że przyda się stosowne naczynie. Przyniósł z kuchni
rzadko używaną wazę do zupy. Z wazą na kolanach, przejęty i
uszczęśliwiony rosnącym dostatkiem swojego zródła finansów,
cierpliwie czekał, aż damy zakończą przygotowania.
- Po starszeństwie... - wyrwało mu się, kiedy Melania
wrzuciła do wazy komplet karteczek z numerami. Dorotka
była już też na finiszu przylepiania.
- Nie! - wrzasnęła nagle Melania.
- Co nie? - spytała cierpko Felicja. - Masz coś przeciwko
starszeństwu?
- To swojÄ… drogÄ…, ale tym razem nie o to mi idzie. Nie ma
tak, że każda łapie i odbiega. Wszystkie chcemy zobaczyć, co
której przypadło, i nie mówcie mi, że nie. Nikt nas nie goni,
proponujÄ™ procedurÄ™ uroczystÄ…. Jedna osoba ciÄ…gnie,
pokazuje, co wygrała, i dopiero potem ciągnie druga osoba.
Chcecie tak?
- Bardzo dobry pomysł - pochwaliła Sylwia.
- Może być - zgodziła się Felicja po namyśle.
- Może przedtem zrobić herbaty, żeby już nie latać w
połowie? - zaproponowała Dorotka, wiedziona
doświadczeniem, bo któż by latał jak nie ona...?
Wyjątkowo nie spotkała się z niczyim protestem.
Odpracowała zajęcia gospodarskie, przyniosła tę herbatę,
dołożyła do niej nowe ciasto z zakalcem, które Sylwia zdążyła
upiec nie wiadomo kiedy. PrzystÄ…piono do uroczystego
losowania.
Uczciwie zamknąwszy oczy Felicja pierwsza wyciągnęła
karteczkę z wazy do zupy. Trafiła na numer 3. Precjoza w
torebeczkach rozłożone były po całym stole we właściwej
kolejności i od razu znalazła swój legat. Długą broszkę-
agrafkę wysadzaną diamencikami, wśród których
symetrycznie połyskiwały większe od nich rubiny.
- Nawet lubię rubiny - pochwaliła los z lekkim wahaniem.
Następnie sięgnęła do wazy Sylwia, po niej Melania, na
końcu Dorotka. Wszystkie zamykały oczy porządnie i
rzetelnie, bo, mimo licznych wad, kanciarstwo siÄ™ w nich
dotychczas nie zalęgło. Sylwii przypadł szmaragdowy
naszyjnik, który wprawił ją w szał szczęścia, Melanii również
naszyjnik, złoty, czarno emaliowany, szalenie elegancki i
dostatecznie skromny, żeby można się w nim było pokazywać
między zwykłymi ludzmi. Ucieszyła się i nie kryła uciechy.
Dorotka trafiła na diamentowe klipsy, idealnie pasujące do
naszyjnika, jakim już została obdarowana, i aż się zdziwiła, że
tak jej doskonale wypadło.
Ponownej produkcji herbaty jednakże nie uniknęła, bo
wszystko to razem potrwało dość długo. Szczególnie ostatnie
dwie torebeczki zajęły dużo czasu. Cztery spadkobierczynie
bez trudu rozlosowały pomiędzy sobą czterdzieści
przedmiotów, każdej przypadło dziesięć, ale dwa ostatnie
wzbudziły kontrowersje. Kolej losowania przypadała na
Felicję i Sylwię, Melania natychmiast przypomniała sobie, że
nie uznaje prawa starszeństwa, i zaprotestowała gwałtownie,
Sylwia upierała się przy ustalonej procedurze, popierał ją
Marcinek, mamroczący na uboczu, Felicja postanowiła
zademonstrować szlachetność i zgłosiła rezygnację ze swoich
praw, Dorotka usiłowała się wtrącić, ale została wysłana po tę
następną herbatę. Kiedy z nią wróciła, rozpatrywano już
pomysł kolejnego losowania na czterech nowych kartkach,
dwie kartki puste, a na dwóch krzyżyki, te z krzyżykami
ciÄ…gnÄ… z wazy...
W ostatecznym rezultacie dwa pozostałe precjoza
przypadły Sylwii i Dorotce. Sylwia dostała szalenie kolorowy
pierścionek, który nie wchodził jej na żaden palec, a Dorotka
ów osławiony wisiorek z rubinem i diamentami. Wartość tg
całej biżuterii jeszcze w ogóle do niej nie docierała, ale kiedy
uświadomiła sobie nagle swój stan posiadania, dostała lekkich
wypieków. O czymś podobnym w życiu nie przyszłoby jej do
głowy nawet marzyć.
Cztery lśniące kupki leżały na stole przy czterech
nakryciach i przez chwilę panowała cisza. Felicja z pewnym
trudem dusiła w sobie chęć posiadania wszystkiego, bo w
końcu ona tu rządzi, ona powinna tym dysponować, wydzielać
im w razie potrzeby, wypożyczać... Bóg raczy wiedzieć, co z
tym zrobią jej głupie siostry i jeszcze głupsza siostrzenica,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]