Archiwum
- Index
- Hesse Hermann Wilk stepowy
- Barwick_James_ _CieśÂ„_wilka...a
- Glen Cook Garrett 08 Petty Pewter Gods
- Ewa wzywa 07 124 Szymusiak Marianna Milionerka
- Yasunari Kawabata Kraina śÂ›niegu
- Connie Brockway Sezon na panny mlode
- D010. Woods Sherryl Nie o osmej, kochanie
- Boy śąeleśÂ„ski Tadeusz Brć…zownicy
- Kraszewski Józef Ignacy CaśÂ‚e śźycie biedna
- Hogdson, William H La Casa en el Confin de la Tierra
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- gim12gda.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ty?!
Aha.
Jesteś jedynym znanym mi człowiekiem, którego nigdy bym o to nie podejrzewał.
Wystaw sobie; skoczyłem z ósmego piętra... I nie dasz wiary, co się stało! Po prostu
otworzyła się przede mną ziemia... Od tego czasu postanowiłem żyć. %7łyć za wszelką cenę i
jak najdłużej.
Siódma rano.
Po nie przespanej, bełkotliwej i obrzydliwie trzezwej nocy idę do psychiatry w
spółdzielni lekarskiej.
Pukam. Odważnie.
WchodzÄ™.
Młoda lekarka o niespokojnej twarzy i rozbieganych oczach wskazuje mi krzesło.
Słucham mówi ponaglająco, a ja nie wiem, jak zacząć.
Nie wiem, jak zacząć, choć już od świtu przygotowywałem się do tej rozmowy.
Mam kłopoty
A konkretnie?
Konkretnie& zawieszam glos.
Proszę się rozluznić i szczerze, spokojnie opowiedzieć mi wszystko. Zresztą, jak pan
woli.
Dobrze, postaram siÄ™.
Milczymy.
Jeżeli pan nie sprecyzuje swoich dolegliwości, obawiam się, że nie będę mogła panu
pomóc.
Pani zdaje sobie, oczywiście, sprawę z tego, że to, z czym do pani przychodzę, nie
jest... Nie jest czarno-białe. %7łe chcąc być dobrze zrozumianym, muszę liczyć na pani
pomoc.
Naturalnie. Zrobię wszystko, żeby pana zrozumieć właściwie.
Kobieta mówi coś jeszcze, a ja zastanawiam się, w jaki sposób mógłbym możliwie
szybko wydostać się z jej gabinetu.
Niesmak.
Lekka mgiełka.
Obojętność.
Nie będę tak intymnych spraw wywlekał przed zupełnie obcą kobietą, która
wysłuchałaby mnie prawdopodobnie tylko dlatego, że kilkanaście minut wcześniej
zapłaciłem sto dwadzieścia złotych za tę spowiedz bez rozgrzeszenia.
Bezbronność.
Bezsilność.
Wstyd.
Więc ta noc zdarzyła się naprawdę? myślę.
To ja?
To ja przeżyłem podczas tej nocy kilkanaście lat?
Od tej lekarki na pewno nie otrzymam pomocy myślę.
Pomocy? zastanawiam siÄ™.
Jakiej pomocy?
Na co ja, do diabła, liczyłem?!
%7Å‚e co?
%7łe urocza pani doktor z uroczym, perfekcyjnym uśmiechem szepnie mi do ucha:
Od dzisiaj nie ma śmierci.
Więc jestem nieśmiertelny? zapytam.
Tak, jest pan nieśmiertelny.
I co?
Za tydzień znów przyjdę, żeby potwierdziła istnienie kostuchy.
Bo jak to?
Być nieśmiertelnym?
%7łyć sto lat?
TysiÄ…c?
Milion?
Brrr!
Uchroń mnie, siło nieznana, przed nieśmiertelnością.
Przepraszam. Zajrzę do pani kiedy indziej. Przyjdę którejś ze słonecznych nocy,
zabiorę panią na Wyspy Szczęśliwe i spróbuję pani pomóc mówię nie rozumiejąc sam
siebie.
ProszÄ™? z niepokojem pyta lekarka.
W pani oczach widzÄ™ umierajÄ…cÄ… kobietÄ™ Aliny Szapocznikow.
PodchodzÄ™ do drzwi patrzÄ…c w oczy lekarki.
Strach.
Niepewność.
Coś pęka, coś jest nie tak, jak nauczyli ją na studiach.
I ulga.
Ulga w oczach lekarki, kiedy ma już pewność, że wyjdę, że na pewno wyjdę.
%7łegnaj, wielka niemocy! mówię wychodząc.
ProszÄ™ pana...
No?
Niech pan nie odchodzi.
ProszÄ™?!
Niech pan zostanie ze mnÄ… jeszcze chwilÄ™.
&
Wczoraj zostawił mnie mąż... Nie mam mieszkania... Pokłóciłam się z matką... Boję
siÄ™ nocy...
Już mam! krzyczy Wiktor.
Co?
Dam ja im popalić!
Komu?
Mam sposób na wykończenie ludzkości.
Jaki? A w ogóle, co się z tobą dzieje? Dlaczego chcesz wykończyć ludzkość?
Mam ja już swoje powody! Wiesz, co zrobię?! Zakradnę się do wodociągów i zatruję
wodÄ™.
Idiota!
Najpierw wykończę w ten sposób Szarowice Wiktor nie zwraca na mnie uwagi.
Pózniej wszystkie miasta po kolei. I zagranicę też. Wyjadę i wytruję w cholerę! To musi
się udać, przecież wodę piją bez wyjątku wszyscy.
Pamiętasz, Nieobecna...?
Wróciłaś w dniu urodzin twojego ojca.
Rozpromieniona, szczęśliwa..
Przebrałaś się i taksówką pojechaliśmy do domu twoich rodziców.
Krótkie, ale efekciarskie powitanie przy drzwiach i hajda każde w swoją stronę!
Wasz największy pokój przypominał. salę wystawową. Małe grupki rozdyskutowanych
kobiet i mężczyzn, cisza, specyficzna atmosfera powagi i luzu jednocześnie. Piłem, ile się
dało. Opanowałem się dopiero czując na dłoni twój uścisk.
Hamuj troszeczkę syknęłaś.
Wtedy właśnie podszedł do nas twój ojciec.
Dziękuję wam, dzieciaki, za prezent. Wspaniały!
To był pomysł Dueta skłamałaś.
Dziękuję, dziękuję. A co tam u ciebie słychać?
%7Å‚yjÄ™.
Ooo, to już bardzo dużo. Nie wiem, czy Ewa ci mówiła, że od pierwszego
pazdziernika będę twoim szefem; zostałem rektorem Szkoły.
Uhm.
No to tymczasem. Nowi goście...
Ojciec odszedł szybkim, sprężystym krokiem. Takim samym, jaki obserwowałem u niego
w dziesiątkach filmów i spektakli teatralnych.
Co jest grane? spytałem.
Z czym?
Ze Szkołą.
Przecież on nie wie o tym, że wycofałeś dokumenty.
A dlaczego nie wie?
Nie pieprz, Duecik, dobrze? odpowiedziałaś z uśmiechem i odeszłaś.
Czułem się znakomicie. Co chwilę wydawało mi się, że siedzę przed telewizorem i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]