Archiwum
- Index
- Dominique Adair [Jane Porter] Hot for Teacher (pdf)
- barbara radziwilowna felinski a.
- Kurecka Maria NiedokośÂ„czona gawć™da
- Bob Newhart I Shouldn't Even Be Doing This (pdf)
- Barb & J C Hendee Noble Dead 07 In Shade and Shadow (v5.0)
- 02.Robert Ludlum Dziedzictwo Scarlattich
- 08 Ernest Hemingway Mie㇠i nie mieć‡
- H.P. Lovecraft Le Montagne Della Follia
- Moreland Peggy SiśÂ‚a przycić…gania
- Waverly Shannon Antalogia Noworoczna 01 WesośÂ‚ych śÂšwić…t, AniośÂ‚ku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- O zakochanym jednoro\cu.
- Bo\e! Tak ci mówiła i ty niczego nie podejrzewałeś?
- Nie o to chodzi! O to, \e rozmawiała ze mną przez telefon, stojąc przede mną.
Patrzyłam na nich, ale widziałam ich coraz bardziej przez mgłę. To łzy napływały
mi do oczu. Nie mogłam znieść ich widoku takich tragicznych i przybitych.
- Chryste - szepnęłam - wyście sądzili, \e się otrułam?
146
- Chciałaś to zrobić - potwierdził ojciec. - Nie udało się, bo przyjechaliśmy
bez zwłoki. Le\ałaś obok łó\ka, nie dawałaś się dobudzić. Pij kawę, to ci pomo\e,
córeczko. Szczęście, \e nie podałem ci przez telefon większej liczby tych
przeklętych pigułek. Zabiłabyś siebie i mnie, Do! Ile wzięłaś? To przez niego?
Oboje z matką jak na komendę spojrzeli w kierunku śpiącego Pedra. Kiedy z
powrotem odwrócili się ku mnie, na ich twarzach malowało się skrajne
zdegustowanie.
- Nie trułam się! Byłam zmęczona, niewyspana, wypiłam parę drinków po takim dniu,
jakiego jeszcze nie prze\yłam. To mnie zwaliło z nóg. Ale w sposób naturalny!
Rodzice przyglądali mi się z niedowierzaniem. To fakt, \e ich wersja była
spójniejsza ni\ moja, mimo \e moja była prawdziwa. Coś dziwnego działo się
ostatnio z moim \yciem. Nie dawało się w nie uwierzyć. Czy to przez Pedra?
Tacie i mamie widocznie przyszło do głowy to samo podejrzenie.
- Czy to on? - odezwali się jednocześnie. W domyśle brzmiało to mniej więcej:
Czy to ten odarty z czci nieznajomy mę\czyzna, którego widzimy śpiącego
bezwstydnie na łó\ku naszej ukochanej jedynaczki, winien jest całemu złu, które
dotyka jÄ… i nas?
- Wstydzcie się! - odpowiedziałam wyniośle, \eby zrozumieli niestosowność
swojego posądzenia. - On jest księdzem! Ksiądz Pedro!
Widocznie w dwudziestym siódmym roku po ślubie mał\onkowie upodabniają się do
siebie jak blizniacy. Dolne szczęki moich ukochanych rodziców opadły
jednocześnie. Tym samym ruchem mięśni twarzy formując ten sam grymas.
- Ksiądz? - upewnił się fatalistycznie tata. - Teraz rozumiem te pastylki, Haniu.
- Ksiądz Pedro? - przeraziła się mama. - Prawosławny?
- Nasz ksiądz. Katolicki. I nie łączy mnie z nim to, co wam się wydaje! Byliśmy
wczoraj na wycieczce nad morzem, potem nie zdą\ył do domu. Na plebanię. -
Wyjaśniwszy to, przezornie zerknęłam na swoje odbicie w moim wielkim lustrze i
uzupełniłam na wszelki wypadek: - Bluzka musiała mi się wysunąć
147
z szortów, kiedy mnie ratowaliście. Całkiem niepotrzebnie ratowaliście, nawiasem
mówiąc. Jestem wam wdzięczna, \e tak bardzo mnie kochacie i ja te\ was bardzo
kocham, jak wiecie, ale to nie jest powód, \eby urządzać od rana przedstawienie!
Moglibyście trochę mi ufać!
Uświadomiłam, sobie, w jakich okolicznościach tata i mama zastaliby dzisiaj
swoją bogobojną jedynaczkę wraz z księdzem katolickiego obrządku, gdyby Pedro
zasnął kilka minut pózniej. Gdyby dobry anioł nie podpowiedział mi dorzucenia
tamtej czternastej pastylki do pechowej trzynastki. Na tę myśl znowu zrobiło mi
się słabo. I właśnie w tej samej chwili, jakby brakowało mi jeszcze atrakcji,
Pedro ziewnął głośno i obudził się. Przez cały czas miałam nadzieję, \e uczyni
to po wyjściu rodziców. Ale on te\ byt od rana przeciwko mnie.
-Niech będzie pochwalony... - odezwała się czujnie moja mama.
Pedro przeczesał dłonią rozczochrane włosy i usiadł skromnie na brzegu łó\ka.
Nie bardzo wiedział, co się dzieje, niemniej mę\nie stawił czoło sytuacji.
- Na wieki wieków - odpowiedział dostojnie.
- Amen - uzupełnił mój tata, który wyglądał mi teraz na człowieka boleśnie
pogubionego wśród oczywistych faktów.
- To Pedro - przedstawiłam - a to moi rodzice. Wpadli w odwiedziny, bo akurat
przechodzili niedaleko.
- Oczywiście, właśnie przechodziliśmy niedaleko - zgodziła się ze mną mama.
-1 wpadliśmy - uzupełnił ponuro tata.
- Bardzo mi mufo - zapewnił Pedro, wstając. - To ja chyba pójdę ju\ w takim
razie.
- Nie, nie, z naszego powodu proszę sobie nie robić subiek-cji - powstrzymała,
go mama. - Myśmy właśnie się zbierali.
- Do wyjścia uzupełnił wcią\ ponuro tata.
Pedro niepewnie usiadł na powrót. Popatrzyłam na niego ze złością. Ktoś powimien
wyjść, a niczego nie da, je\eli to będę ja.
- Tote\ zaraz was zostawimy, bo nie mamy du\o czasu - wyjaśniła mama, nie
RuszajÄ…c siÄ™ z miejsca. - Ale ty sobie nie przeszkadzaj, Do. Na p>ewno ksiÄ…dz ma
ochotę na śniadanie.
148
Zapadła krępująca cisza, w której uśmiech mamy bladł w oczekiwaniu na odpowiedz.
Nie doczekała się jej, ale nie ustąpiła. Nie pomogły moje ostrzegawcze miny.
- Prawda, \e mam rację? - zwróciła się bezpośrednio do Pe-dra. - Ksiądz ma
ochotę na śniadanie?
- Przepraszam - Pedro spojrzał niepewnie na mnie - ksiądz jaki? Nie jestem w
temacie. Nie słyszałem rozmowy, poniewa\ spałem. Dopiero się obudziłem.
- Mówimy o śniadaniu - sprecyzował ponuro tata.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]