Archiwum
- Index
- Cykl Pan Samochodzik (19) ZśÂ‚oto Inków (2) Jerzy Szumski
- Nowacka Ewa Kilka miesiecy cale zycie
- Diana Palmer Panna z Charlestonu
- Jack McKinney RoboTech 05 Force of Arms
- Dav
- Brian Lumley Nekroskop 1 Nekroskop
- Annie Flanigan Love and a Bad Hair Day (pdf)
- 1035. Child Maureen Rozkosz w sieci kśÂ‚amstw
- 139. Broadrick Annette MiśÂ‚ośÂ›ć‡ po teksasku
- Riggs Paula Detmer Przypadkowy tatuśÂ›
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- docucrime.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale nie, to mało. Przyłożyliby mi jeszcze za napaść na więziennego funkcjo-
nariusza. Przecież kopnąłem w twarz Głównego Klawisza i to przeze mnie złamał
sobie nogę. Dołożyliby mi za to kolejne pięć lat.
Bez Mackintosha i pani Smith nie miałbym szans, żeby cokolwiek komukol-
wiek udowodnić. Hermetyczny system zabezpieczenia operacyjnego stworzony
przez Mackintosha rozsypywał się na moich oczach w proch.
Rozmyślając, nieświadomie opuściłem słuchawkę i dobiegały z niej teraz
skrzeczące dzwięki. Podniosłem ją na powrót do ucha i spytałem:
Co takiego?
Skąd mogliby zdobyć nasz adres?
To już bez znaczenia uciąłem. Operacja spaliła na panewce. Jedyne,
co nam pozostało, to ograniczyć straty do minimum.
Co się stało ze Sladem? spytała ostro.
Zniknął odparłem ze znużeniem. Pan Bóg raczy wiedzieć, gdzie
on jest. Najpewniej siedzi w ładowni jakiegoś ruskiego frachtowca płynącego do
Leningradu. Wielka wsypa, pani Smith.
Chwileczkę rzekła. Chwileczka trwała całe pięć minut. Zreflektowałem
się, że przed budką stoi jakiś gość i nie spuszczając ze mnie wzroku, niecierpliwie
tupie nogą. Obrzuciłem go lodowatym spojrzeniem i pokazałem mu plecy.
Wreszcie pani Smith się odezwała.
W ciągu trzech godzin mogę być na lotnisku Shannon. Czy pan czegoś
potrzebuje?
A jakże! Potrzebne mi są pieniądze, góra pieniędzy. I nowe papiery.
Nie widzę powodu, żeby nie mógł pan wrócić do swoich prawdziwych
personaliów stwierdziła. Mam tu pana walizkę z ubraniem i paszportem.
PrzywiozÄ™ jÄ… z sobÄ….
Niech się pani trzyma z dala od biura Anglo-Scottish. I radzę się rozglądać,
czy nie śledzą pani jacyś faceci. Czy umie pani zgubić ogon?
Nie mam dwóch lat odparła zimno. Za trzy godziny niech pan po
mnie wyjedzie na lotnisko.
Co to, to nie. Lotnisko nie jest miejscem dla zbiegów. Na lotnisku aż się
kłębi od ludzi z mojej branży. Niech pani nie zapomina, że ściga mnie policja,
i że dopiero co wylądował tu Brunskill. Odwróciłem się i spojrzałem na ro-
snącą kolejkę. Niech pani wezmie taksówkę do hotelu St George. Tam panią
spotkam, przed wejściem. Może nawet będę miał samochód.
Dobrze. Ja zorganizujÄ™ pieniÄ…dze. Ile panu trzeba?
123
Tyle, ile może pani bez kłopotów przewiezć. Czy naprawdę załatwi to pani
w trzy godziny?
Tak, jeśli nie będzie mnie pan trzymał przy telefonie odparła lodowato
i wyłączyła się.
Odwiesiłem słuchawkę i pchnąłem drzwi.
No i dokąd pan tak wydzwaniał? Do Australii? zapytał sarkastycznie
mężczyzna stojący w kolejce jako pierwszy.
Nie zapewniłem go łagodnie. Do Pekinu.
Przepchnąłem się obok niego i pomaszerowałem przed siebie.
II
Brytyjskie prawo jazdy wystarczyło i załatwienie samochodu okazało się spra-
wą prostą. Wynajęte wozy nie słyną na ogół z prędkości, ale udało mi się zdobyć
cortinę 1500, która z równą łatwością mogła mnie z tarapatów wyciągnąć, jak
i w tarapaty wpakować.
Pod hotel St George podjechałem wcześniej i zaparkowałem po drugiej stronie
ulicy, jakieś sto jardów dalej. Zajeżdżały liczne taksówki, lecz z żadnej z nich nie
wysiadła pani Smith. Wreszcie się zjawiła, spózniona tylko kwadrans. Po odjez-
dzie taksówki stanęła na chodniku. Obok siebie postawiła dwie walizki. Hotelowy
portier rzucił się jej w sukurs. Zobaczyłem, jak pani Smith potrząsa głową i za-
wiedziony portier wrócił na posterunek. Zaczęła rozglądać się niepewnie dookoła.
Dałem jej tak trochę postać, bo mocno mnie ciekawiło, czy nikt nie wykaże nie-
zdrowego zainteresowania jej osobÄ….
Po kilku minutach doszedłem do wniosku, że jeśli ja jej stamtąd nie zabiorę,
zrobi to za mnie jakiś inny facet, bo w obcisłych spodniach, rozpiętej pod szyją
koszuli i w krótkiej marynarce wyglądała cholernie kusząco. Włączyłem się więc
w strumień pojazdów i za wróciłem, żeby podjechać pod hotel.
Opuściłem szybę od jej strony i zapytałem:
Podrzucić panią?
Nachyliła się i zajrzała w głąb samochodu. Z jej zielonych oczu tryskały bły-
skawice.
Gdzie się pan podziewał? spytała krótko. Tkwię tutaj jak kretynka.
Musiałam spławić już trzech facetów.
Tacy są Irlandczycy odrzekłem. Nie potrafią spokojnie przejść obok
ładnej dziewczyny. Niech pani wsiada. Walizki schowam do bagażnika.
Trzy minuty pózniej toczyliśmy się po drodze z Limerick do Cratloe.
Szybko się pani uwinęła. Musiała się pani wstrzelić w dobry samolot.
Patrzyła przed siebie.
Nigdzie się nie wstrzeliłam. Przyleciałam tu własnym samolotem.
124
Coś takiego! Nieustraszona lwica przestworzy! To się może nam jeszcze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]