Archiwum
- Index
- Andre G
- Gwiezdne Wojny 156 Przeznaczenie Jedi V Sojusznicy
- Andre Norton Victory on Janus (pdf)
- Houellebecq Michel Plateforme
- Harry Turtledove Crosstime 01 Gunpowder Empire (v1.0)
- Nate Kenyon Diablo III Zakon (obszerny fragment)
- 02 Trish Wylie śąycie jak romans
- Reymont WśÂ‚adysśÂ‚aw Wampir
- Dianne Robins The Hollow Earth And Underground Cities
- James P. Hogan Giants 3 Giant's Star
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czynienia z tego typu zagadkami. Humor odrobinę mi się poprawił. Teraz, kiedy byłem
już syty i mogłem swobodnie poruszać chorą ręką, zacząłem powoli odzyskiwać wiarę
w siebie, a także w pomysłowość moich towarzyszy.
Postawiłem misę na podłodze dnem do góry, tak aby gwiezdna mapa była lepiej
widoczna. Eet przykucnął obok, podniósł do oczu soczewki i trzymając je w swoich
łapach, zbliżył twarz do naczynia, jak gdyby badał węchem przedstawione na nim
układy słoneczne.
To całkiem możliwe. Jego myśl była jasna i czysta. Był przy tym tak pewny
siebie, jak gdyby na drodze do celu, który chcieliśmy osiągnąć nie piętrzyły się liczne
przeszkody. Wrócimy do martwego układu, odwracając taśmę, na której Ryzk zapisał
kurs...
I wpakujemy się prosto w gniazdo os zauważyłem. Ale mów dalej.
To też pewnie przewidziałeś. No więc co zrobimy potem... Oczywiście zakładając, że
obecny tu czcigodny Ojciec użyłem tytułu oficjalnie przysługującego Zilwrichowi
zdoła w ogóle odczytać ten kod.
Eet nie zerwał kontaktu telepatycznego, jak miał zwyczaj robić w takich
przypadkach. Miałem jednak wrażenie, że chyba niezupełnie wie, co dalej począć.
Nigdy nie zdarzyło mi się wyczuć cienia strachu w jego stwierdzeniach, co najwyżej
świadomość nadchodzącego niebezpieczeństwa. Ale teraz wydało mi się, że do jego
myśli wkradło się niezdecydowanie.
Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.
Ty potrafisz je odczytać! Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak oskarżenie,
ale do mojego głosu mimowolnie wkradł się oskarżycielski ton.
Obrócił osadzoną na zbyt długiej szyi głowę i spojrzał na mnie.
Stare nawyki i wspomnienia nie odchodzą tak łatwo odpowiedział
niejasno, co mu się niekiedy zdarzało. Obracał w łapach soczewki, najwyrazniej starając
się odwlec chwilę podjęcia ostatecznej decyzji. Sprawiał wrażenie zaniepokojonego.
Udało mi się przechwycić strzępy telepatycznej rozmowy między nim
a Zilwrichem. %7łałowałem, że nie mogę wziąć w niej udziału. Wydawało mi się jednak,
że spierają się o to, co przed chwilą powiedziałem.
147
No więc Eet znowu zwrócił się do mnie. Nie znam tego kodu. Ale
przypomina on inne rodzaje szyfrów, z którymi miałem do czynienia, więc mam
większe szansę odczytania go niż którykolwiek z was.
W jego głosie brzmiała taka pewność, że nie próbowałem dociekać, skąd Eet
zna kody podobne do używanych tysiące lat temu przez Poprzedników. Po raz kolejny
zadałem sobie pytanie; kim lub też czym był Eet?
Nie powiedział nic więcej, ale miałem wrażenie, że nie ma ochoty głowić się
nad kodem i że z jakichś osobistych powodów zaistniała sytuacja bardzo mu nie
odpowiada.
Najwyrazniej teraz zamierzał wykorzystać mnie jako pomocnika. Siedząc
w kabinie pilota, czekałem, aż wyda mi instrukcje dotyczące zmiany kursu,
wyznaczonego wcześniej przez Ryzka. Zaraz po wejściu w układ Lylestane mieliśmy
zawrócić i lecieć w stronę Gwiezdnych Wrót.
Ryzk do tej pory się nie pojawił. Najwyrazniej napój przemytników działał bardzo
skutecznie. Nie miałem pojęcia, co by się stało, gdybyśmy wyszli z nadprzestrzeni bez
pilota za sterami. Być może czekałoby nas bezcelowe dryfowanie po układzie Lylestane,
dopóki nie staranowałby nas jakiś przelatujący statek albo dopóki statek Patrolu nie
wziąłby nas na hol jako wrak zagrażający kosmicznej żegludze.
Wprowadziłem do komputera pokładowego dane przekazane mi przez Eeta
i statek wszedł na nowy kurs, po raz kolejny opuszczając układ Lylestane. Chwilę potem
znalezliśmy się z powrotem w nadprzestrzeni. Teraz mieliśmy mnóstwo czasu, żeby
zastanowić się, jak uniknąć licznych niebezpieczeństw czyhających na nas w okolicy
Gwiezdnych Wrót. Bez wątpienia nasza ucieczka ze skarbem postawiła w stan gotowości
wszystkie zabezpieczenia pirackiej twierdzy. Po tym, jak obcy poznali współrzędne
położenia kryjówki, korsarze musieli się teraz spodziewać wizyty Patrolu. Poza tym
mogli oczekiwać kłopotów ze strony osób, nawet tych związanych z Bractwem Złodziei,
które mogą się domagać wyjaśnień, dlaczego zdobycz została tak łatwo wykradziona
z miejsca uchodzącego za doskonałą kryjówkę.
Jedyne, co mogliśmy zrobić, to uciec z zagrożonego sektora, zanim zostaniemy
wykryci. Nasz nieuzbrojony okręt nie posiadał żadnych zabezpieczeń, które pozwoliłyby
nam obronić się przed atakiem Jacksów. Dlatego musieliśmy postąpić tak samo, jak
postąpiliśmy w układzie Lylestane zaraz po wyjściu z nadprzestrzeni wprowadzić do
komputera uprzednio wyznaczony kurs i natychmiast znowu uciec w inny wymiar.
Powodzenie tego manewru zależało całkowicie od tego, czy Zilwrichowi
i Eetowi uda się ustalić ten kurs. Ponieważ nie mogłem im w tym pomóc, było
oczywiste, że powinienem zająć się Ryzkiem. Wytrzezwiał w momencie, kiedy
wróciliśmy w nadprzestrzeń; widząc jego rozpaczliwą walkę z zamkiem w drzwiach,
oświadczyłem mu przez interkom, że przejęliśmy statek. Nie udzieliłem przy tym
żadnych dodatkowych wyjaśnień i natychmiast wyłączyłem interkom, tak że jego
148
prośby i żądania nie zostały wysłuchane. %7ływnościowe racje i woda docierały do niego
regularnie przez kanał zaopatrzeniowy. Zostawiłem go w spokoju, aby mógł trzezwo
zastanowić się nad sytuacją i zrozumieć, jak głupio postąpił w stosunku do prawowitych
właścicieli Wendwinda .
Resztę czasu spędziłem w małym warsztacie naprawczym. Ulepszałem kusze
wykonane przez Ryzka i robiłem zoranowe ostrza do strzał. Nie zamierzałem wybierać
się na obcą planetę bez broni, jak mi się to już kiedyś zdarzyło.
Gdyby jakimś cudem udało nam się odnalezć świat, do którego prowadził
nas kamień nicości, stanęlibyśmy twarzą w twarz z nieznanym. Mogła to być planeta,
na której istoty mojego gatunku nie byłyby w stanie przeżyć bez skafandra, czy też
zamieszkana przez plemię stojące na nieporównanie wyższym niż my stopniu rozwoju,
równie wrogo nastawione do obcych, jak dostojnicy z Gwiezdnych Wrót. Co prawda
cywilizacja, której dziełem była misa z mapą, nie istniała już od tysiącleci, ale z jej resztek
mogły powstać inne kultury. Nie potrafiłem sobie nawet wyobrazić, jakie wyzwania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]