Archiwum
- Index
- 079. Wilkins Gina Gdy serce mowi tak
- Regine Pernoud Ryszard Lwie Serce
- Jordan Penny Serce w rozterce
- Wood Barbara Madonna jak ja i ty
- Bank_Zsuzsa_ _Najgoretsze_lato
- Conrad_Linda_ _Magiczne_zwierciadlo
- MacLean Alistair (1974) Przelecz zlamanego serca
- Howard Robert E. Dolina Grozy(1)
- Bennett Jules SśÂ‚odka zemsta
- McSparren Carolyn Super Romance 106 Nasz dom wśÂ›ród drzew
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzucał się, wydawał niezrozumiałe okrzyki, a wzrastająca puchlina czyniła go strasznym.
Podczas wieczornej wizyty swojej powiedział doktor, że biedak nie przeżyje nocy. A wte-
dy Szymuś podwoił starania i oczu nie spuścił z niego. Chory też patrzył a patrzył na chłopca
i od czasu do czasu poruszał wargami, jakby coś chciał rzec, a wyraz niezmiernej czułości
błyskał wtedy w jego rozszerzonych zrenicach, które jakby uciekały w czaszkę.
20
I tej nocy także chłopiec go nie odstępował ani na chwilę, póki świt nie zaczął szarzeć w
oknach i nie pojawiła się na sali siostra.
Zaledwie jednak siostra podeszła do łóżka i rzuciła na chorego okiem, natychmiast poczęła
wołać lekarza dyżurnego i dozorcę, który przyniósł światło.
Zbliżył się lekarz dyżurny, spojrzał i rzekł:
Kona.
Wszyscy milczeli. Chłopiec ujął rękę chorego, jakby go chciał od śmierci bronić. Chory
otwarł na chwilę oczy, spojrzał na niego i znowu je zamknął. Ale chłopcu zdawało się, że w
tej krótkiej chwili czuje uścisk jego ręki.
Zcisnął mi rękę! zawołał.
Lekarz pochylił się nad chorym, słuchając jego oddechu, po czym wyprostował się zwolna.
Zakonnica zdjęła krucyfiks ze ściany.
Umarł! krzyknął z boleścią chłopczyna.
Idz, dziecko! rzekł lekarz. Twoja święta praca już skończona. Idz i bądz szczęśliwy,
bo zasługujesz na to. Niech cię Bóg błogosławi. Bądz zdrów!
Ale siostra, która się oddaliła przed chwilą, podeszła do Szymusia trzymając bukiecik fioł-
ków, wyjęty ze stojącego na oknie kubka.
Nie mam ci co dać, dziecko! rzekła. Wez chociaż te kwiatki na pamiątkę ze szpitala.
Dziękuję! odpowiedział, biorąc bukiecik jedną ręką, a drugą ocierając oczy. Ale ja
mam tak daleko iść, że zgubiłbym go w drodze...
I rozwiązawszy kwiateczki posypał je po łóżku, przy którym stali, mówiąc:
Zostawię je memu biednemu zmarłemu...
I zaraz żegnać się począł.
Dziękuję, siostro! Dziękuję, panie doktorze!
Wtem zwrócił się do zmarłego:
%7łegnam cię... i urwał szukając w myśli, jakby go tu nazwać. A wtedy wprost z serca
przyszło mu na usta słodkie imię, którym go przed pięciu dniami w łzach witał...
%7Å‚egnam ciÄ™, biedny tatusiu!
I wziął swoje zawiniątko pod pachę i wolnym krokiem wyszedł ze szpitalnej sali.
Zwitało.
21
KREW ROMACSKA
Tego wieczora dom Ferruccia cichszy był jeszcze niżeli zazwyczaj. Ojciec jego, który
utrzymywał mały sklepik z prowiantami, udał się po zakupy do Forti, matka poniosła tam
także małą Ludwisię do doktora, mającego jej operować chore oko, i ledwie nazajutrz z rana
powrócić mieli oboje.
Północ była już blisko. Posługująca we dnie kobieta odeszła jeszcze o zmroku. W domu
pozostał tylko trzynastoletni Ferruccio i stara babka jego, na obie nogi sparaliżowana.
Ten dom, to był właściwie domek. Mały, parterowy domek stojący tuż przy gościńcu na
dobry strzał z fuzji od wioski, niezbyt dalekiej od Forti, które jest miastem Romanii.
Za całe zaś sąsiedztwo miał on zamieszkaną ruderę, przed dwoma miesiącami zgorzała, na
której widać było jeszcze napis: Oberża .
Poza domkiem był mały ogródek otoczony żywopłotem, do którego prowadziła niska,
wiejska bramka; drzwi zaś sklepiku będące drzwiami domu wychodziły na gościniec prosto.
Dokoła zaś rozciągała się okolica pusta, szerokie pola uprawne, zasadzone morwą.
Wieczór był wietrzny, dżdżysty, północ dochodziła już prawie.
Ani babka, ani Ferruccio nie spali jeszcze i siedzieli w jadalnej izbie, która była i kuchnią
zarazem, przedzieloną od ogrodu małą stancyjką, zastawioną starymi gratami.
Ferruccio powrócił do domu ledwie o jedenastej po kilkogodzinnej wyprawie, a babka
czekała na niego nie zmrużywszy oka, pełna niepokoju, przykuta do swego obszernego fotela,
na którym spędzała dnie całe, a często i kawał nocy, gdyż ciężka duszność nie zawsze po-
zwalała jej w łóżku się położyć.
Deszcz wzmagał się, wiatr bił nim w małe szyby okien: noc stała się zupełnie czarna.
Ferruccio powrócił zmęczony, zabłocony, w podartej kurtce i z wielkim siniakiem na czo-
le. Jak zazwyczaj, on i jego towarzysze ciskali na siebie kamieniami, najpierw dla zabawy, a
potem przyszło do bijatyki; co gorsza, przegrał wszystkie swoje groszaki, a czapkę zostawił
gdzieÅ› w rowie.
W kuchni oświetlonej tylko małą lampką stojącą w rogu stołu, tuż blisko fotela nie było
zbyt jasno; a przecież biedna babka dojrzała natychmiast, w jak nędznym stanie wnuk wraca,
i częścią sama odgadła, częścią dobyła szczegóły jego włóczęgi. Ogromnie babka kochała
tego chłopca. Ile razy się z kim pobił, zawsze się spłakała. I teraz także tak było.
Ach, nie! mówiła pózniej po długim milczeniu. Nie masz ty serca dla twej starej bab-
ki! Nie masz ty serca, kiedy w taki sposób korzystasz z tego, że nie ma w domu ojca ani mat-
ki, i tak mnie ciężko zasmucasz! Przez cały prawie dzień zostawiłeś mnie samą. Bez żadnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]