Archiwum
- Index
- Anderson, Poul Flandry 09 A Circus of Hells
- Fred Saberhagen Berserker 11 Berserker Kill
- Nowacka Ewa Kilka miesiecy cale zycie
- 01cohelo paulo veronika dec
- O krasnoludkach i sierotce Marysi Maria Konopnicka
- Howard Robert E. Dolina Grozy(1)
- MacLean Alistair ZśÂ‚ota wyspa
- Dorie Graham Pojć™tna uczennica
- Dickson Helen Atutowa karta
- 162. Schuler Candace Przeszlosc nie umiera
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możliwość dowiedzenia się czegoś, co miałoby dla niego wielką wartość. Wszystko, czego się
uczymy przez nasze krótkie życia, to nic więcej jak nieistotna drobinka, wyrwana z ogromu
tego, czego nie dowiemy siÄ™ nigdy.
W rzeczywistości Aebska mieszkała po drugiej stronie szosy na Coruńę, zaledwie pięć
minut od Oasis. Autostradę przecinała kładka dla pieszych. Matiasowi nie przyszło do głowy,
że mogła z niej korzystać i mieszkać aż tak blisko. Jej dom był ogromnym kamiennym
pałacykiem, jedną z dawnych, okazałych willi, które niegdyś wyznaczały północnozachodnie
bramy Madrytu. W miarę jak poszerzano szosę, asfalt pochłaniał ogrody dawnych posesji, co
więcej, w niektórych przypadkach budowa wymagała zburzenia i domostw. Zamożni
pierwotni właściciele dawno już posprzedawali swoje posiadłości i teraz zostało tam zaledwie
kilka pałacyków pozbawionych działek, przypartych do muru autostrady niczym skazańcy,
pozamienianych na biura, sklepy czy dyskoteki. Taki los spotkał wszystkie domy poza tym,
należącym do rodziny Aebskiej, do wygasłego rodu bogatych starców, z których przy życiu
pozostała tylko ona. I jej na wpół zawalony pałac. Dom był w stanie ruiny, dach przeciekał
przy każdym deszczu i groził zawaleniem, drewniane okiennice zwisały powyrywane z
zawiasów, a schody wejściowe zostały pogrzebane pod hałdami kapryfoliów, które kiedyś
zdobiły nieistniejący już ogród, a teraz przeistoczyły się w zdrewniałe, żarłoczne chwasty.
Wnętrze było ogromne i właściwie opustoszałe. Aebska przejadała je, a dokładniej, przepijała,
mebel po meblu i obraz po obrazie. Nagie żarówki zwisały z kabli, dając światło chore i
dołujące, przy którym Aebska, jak łatwo się domyślić, dołowała się. Cały czas, czy dzień, czy
noc, brzęczała ogłuszająca autostrada. Przebiegała tak blisko, że samochody zdawały się
zahaczać o wnętrze domu, a meble stale dygotały. Tak mieszkała Aebska, sypiając
niespokojnym snem pijaków na starej kanapie z zepsutymi sprężynami. Nie zdając sobie z
tego sprawy, Matias i ona mieszkali w takiej samej prowizorce i takiej samej pustce, chociaż
mieli za sobą zupełnie inną przeszłość.
Tej nocy Aebska wracała do domu, licząc kroki, jak to miała w zwyczaju robić. To był
jej sposób na powrót. Taka sztuczka, by odnalezć drogę, jak Jaś i Małgosia znaczący
okruszkami ścieżkę do domu. Po wyjściu z Oasis piętnaście kroków naprzód, a potem sto pięć
w lewo, zanim ledwo zauważalną dróżką w rowie, pomiędzy chaszczami, dojdzie się do
pobocza autostrady. Od pobocza musiała wykonać osiemdziesiąt kroków naprzód, do kładki.
A tam trzeba było zrobić coś na kształt litery U, zakreślić swoją drogą trzy boki kwadratu,
robiąc po sześć kroków w każdym segmencie. I tak, malując stopami figury geometryczne,
radziła sobie z dotarciem na schody, które prowadziły na kładkę. Jeśli nie skupiła się na U i
kwadracie, było jej bardzo ciężko znalezć przejście w alkoholowym mroku i ciemności. Jak
tylko natrafiała na pustkę przy wejściu na most, wspinała się i wspinała, bez ustanku. Trzy
odcinki po piętnaście, piętnaście i dziewięć stopni ułożonych w zygzak. Do tego odpoczynek
- po dwa kroki między odcinkami. Tam na górze była zaś najgorsza część, ta, od której się
najbardziej kręciło w głowie, najbardziej przerażająca. Trzeba było przejść po kładce, pod
którą wirowała rzeka świateł i samochodów. Ogłuszający hałas i prędkość świstały jej u stóp.
Aebska chwytała za poręcz i zmuszała się, by iść, chociaż wszystko wirowało wokół niej i
czasem nawet nie umiała stwierdzić, czy jest nogami do dołu, czy do góry, czy światła
samochodów świecą na firmamencie, czy też pomarańczowe niebo miejskiej nocy to nic
innego jak odbicie reflektorów w asfalcie. W tych chwilach konwulsyjnie chwytała się
żelaznej barierki, bo miała poczucie, że spada, i to do góry. Bardzo się bała, że odfrunie. Sto
kroków, tyle zajmowało jej to przejście. Sto wolniutkich kroczków poprzez jazgot. Aż w
końcu docierała do drugiego brzegu. Odwagi, mówiła sobie, już prawie jesteśmy. Piętnaście
stopni w dół, potem jeszcze piętnaście, a potem szesnaście, bo po tej stronie poziom gruntu
był niżej. Musiała wtedy przejść jeszcze osiem kroków, by dotrzeć do muru odgradzającego
autostradę. Tam skręcała w prawo i robiła sto trzydzieści pięć kroków wzdłuż muru w
kierunku Madrytu. I już. Dokładnie tam wchodziła na półtora metra działki, jakie zostawili jej
przed domem, na wąskie przejście opanowane przez wygłodniałe kapryfolia. Licząc
wszystkie stopnie tak samo jak kroki, pomiędzy Oasis a domem Aebskiej było ich w sumie
pięćset pięćdziesiąt cztery. Albo czterysta sześćdziesiąt dziewięć kroków i osiemdziesiąt pięć
stopni, jeśli chciałaby się wyrazić precyzyjniej. To ją ratowało. Precyzja. Mówiąc dokładniej,
resztki, ruiny precyzji, którą niegdyś miała, dawno temu, zanim wydarzyło się to, co złamało
jej życie, to, czego dziś już właściwie nie pamiętała.
Tamtej nocy, jak i wiele innych razy, Aebska wracała, skupiona na liczeniu. Była
właśnie na dwieście siedemdziesiątym trzecim kroku albo dokładnie na dwieście
dwudziestym drugim plus trzydzieści dziewięć stopni, plus dwanaście kroków po kładce,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]