Archiwum
- Index
- Gordon Dickson Childe 08 The Chantry Guild
- Gordon Dickson The Right to Arm Bears
- Gordon Dickson Time Storm
- Cienie 02 Helen R. Myers Czarownica
- Dickson_Helen_ _Harlequin_Romans_Historyczny__274_ _Zakochany_lajdak
- Sandemo Margit Dziewica z lasu mgieśÂ‚(historyczny)
- Chaptr10
- Aunt Dorothy Book II
- McAllister Anne, Gordon Lucy Nieoczekiwana zmiana miejsc
- Asimov, Isaac The Gods Themselves
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozmawiać. Żona mówiła mi, że często nadużywa pan swo
jej pozycji. Występuje pan w roli sędziego i kata. Szczególnie
zawzięcie ściga pan kłusowników. Tak, powiedziała mi o tej
haniebnej sprawie. Takiego zachowania nie mogę tolerować.
I co pan na to? Nie wątpię, że pańska wersja będzie trochę od
mienna, ale z ochotą jej posłucham.
- Zawsze pan wierzy swojej żonie, milordzie?
- Próbuje pan podważyć wiarygodność Catherine? Kraj
stoi w obliczu wojny, a pan wymyśla chłostę! Ile razy przed
tem to się już zdarzyło?
Fenton uśmiechnął się krzywo.
- W moich metodach nie ma nic zdrożnego. Owszem, ka
załem chłostać złodziei i kłusowników. Dzięki temu w mająt
ku panuje porządek.
- Gdybym wcześniej wiedział o pańskich metodach, sam
sprawiłbym panu chłostę.
- Prędzej byś stanął przed bramami piekła! - Fenton na
dobre już porzucił wszelkie rewerencje. Z nienawiścią patrzył
na swego pana.
Marcus przybliżył twarz do jego twarzy.
- Jak chcesz, Fenton. Wiem już, kim jesteś. Oskarżam cię,
że to ty zorganizowałeś napad na mój dom i na moją żonę.
186
Zwalniam cię z pracy i z urzędu. Nie jesteś mi potrzeb
ny. Możesz natychmiast odejść. Nie obchodzi mnie, co się
z tobą stanie, lecz w przyszłości nie pokazuj się w pobliżu
Saxton Court.
- Cała przyjemność po mojej stronie - sarkastycznym to
nem odparł były rządca. Całą postawą wyrażał nieprzejedna
ną niechęć do lorda Reresby'ego. - Nic mnie już nie trzyma
w Somerset. Zrobiłem praktycznie wszystko, co do mnie na
leżało. Zanim odejdę, to jeszcze coś powiem. Kiedy pan, mi
lordzie, ganiał buntowników, pańska żona spotykała się z jed
nym z nich tu, w Taunton.
Marcus drgnął. Na moment stracił zwykłą pewność siebie.
- Łżesz - burknął zdławionym tonem.
Fenton uśmiechnął się złośliwie.
- Czyżby? Jeśli pan chce, mogę to powtórzyć w obecności
lady Reresby. Ciekawe, czy zaprzeczy. Wie pan, kto przybył
tutaj z Monmouthem? Stapleton. Tak, Harry Stapleton. Wi
działem go na własne oczy. Był z pańską żoną. Mówią, że sta
ra miłość nie rdzewieje. Niech pan wraca do domu i sam o to
zapyta. Tak, znałem pańskiego teścia, Henry'ego Barringtona.
Znałem, lecz to nie znaczy, że budził moją sympatię. To był
zwyczajny tchórz. Niewiele brakowało, żebym przez niego po
wędrował za kratki albo na szafot. Choćby z tego powodu nie
lubię jego córki. Nie muszę jej osłaniać.
- Oczywiście.
- Z tego co mi wiadomo, piękna Catherine miała wyjść za
Harry'ego. Pan jej w tym przeszkodził.
Marcus przez krótką chwilę patrzył na niego w milczeniu.
187
Potrzebował czasu, żeby choć trochę ochłonąć z wściekłości
i podjąć dalszą rozmowę.
- Dość, Fenton - powiedział wreszcie. - Chyba się zapo
minasz.
- Mogę mówić, co zechcę - odparł. - Przecież już nie je
stem pańskim pracownikiem. Idźmy więc dalej. Pański rywal
zjawił się tu, w Anglii, wtedy, gdy Catherine nudziła się sa
motnie. Może to skłoniło ją do małego flirtu? - Roześmiał
się chrapliwie. - Biorąc pod uwagę jej dawne zachowanie, na
przykład w Hadze, kiedy już była pańską żoną... Tak, o tym
też wiem. Ciekawe, dlaczego od tamtej pory wasza lordowska
mość tak starannie omija jej sypialnię?
Twarz Marcusa pobladła z gniewu.
- Coś ty powiedział? - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Ty
nędzny psie...
- Cała służba nad tym się zastanawia - dorzucił zupełnie
niezmieszany Fenton.
- Radzę ci, trzymaj język za zębami. - Marcus miał szczerą
ochotę udusić stojącego przed nim człowieka. - Nie pozwolę,
żebyś w taki podły sposób obrażał moją żonę.
- Chyba za bardzo pan się o nią troszczy, milordzie. Nie
zasłużyła na to.
Marcus zmrużył oczy.
- Jesteś impertynentem. Nie masz najmniejszego prawa
wtrącać się w nasze sprawy. Ale dość o tym. Teraz mi opowiesz
o swojej znajomości z Barringtonem - powiedział, ale poprzy
siągł w duchu, że przy najbliższej okazji spyta żonę o Stapletona.
- Wspólnie z nim brałeś udział w spisku na życie króla Karola?
—
188
—
- Dlaczego miałbym o tym mówić? Chce pan oskarżyć
mnie o zdradę? Próżne nadzieje. - Fenton uśmiechnął się
szeroko. - Nikt nie pamięta o Rye House. Sępy znalazły no
wą ofiarę.
- Owszem, Monmoutha. On także wiedział o zamachu,
i w pewnym sensie nawet go popierał. Posłuchaj mojej
dobrej rady, Fenton. Wynoś się stąd, zanim cię uduszę
gołymi rękami. Nie pokazuj się w pobliżu Saxton Court.
Uciekaj jak najdalej. Jeżeli jeszcze kiedyś cię zobaczę, zgi
niesz jak pies, a twoje nędzne zwłoki pozostaną na polu,
aby zgniły.
- Na tym nie koniec z nami - odparł Fenton spokojnym,
wyważonym tonem. - Zostałem obrażony. Pilnowałbym się
na pańskim miejscu. Może się zdarzyć, że nagle pan poczuje
chłód stalowego ostrza pomiędzy żebrami...
Urwał, okręcił się na pięcie i odszedł energicznym krokiem.
Nie wrócił do oberży, lecz zniknął w ciemnościach.
Marcus popatrzył za nim ponuro. Już się nie cieszył
z powrotu do Saxton Court i ze spotkania z żoną. Sło
wa Fentona zasiały niepokój w jego sercu. W posępnym
nastroju wspiął się na siodło i zatoczył koniem. Przypo
mniał sobie ostatnie słowa byłego rządcy. „Chłód stalo
wego ostrza...". Czy to jakaś aluzja? - pomyślał. Mówił
o moim ojcu?
Nagle zrodziło się w nim podejrzenie, że to właśnie Fenton
mógł być uwikłany w morderstwo starszego lorda Reresby'ego.
Za późno... Dlaczego go nie zatrzymałem?
Szarpnął wodze i przynaglił konia do szybszego biegu. Nie
189
wracał jednak do Saxton Court. Zamiast tam, pojechał do do
mu Elizabeth.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]