Archiwum
- Index
- Charlie Richards Accepting Caladon's Scales
- Richards_Emilie_ _Tuz_po_polnocy
- Lore Pittacus Dziedzictwa planety Lorien Księga 1 Jestem Numerem Cztery
- Natural History Lore and Legend by F Edward Hulme first published in 1895 (2000)
- Le Bon G. Psychologia tśÂ‚umu
- Christie Agatha Spotkanie w Bagdadzie
- Roberts Nora Przerwana gra(1)
- Scarlet Hyacinth Little Red and the Big Black Panther
- Alain Le citoyen contre les pouvoirs
- Cook Robin (1997) Inwazja
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ruth pochyliła się nad nim.
- Robert - powiedziała - posłuchaj mnie. Oni mają zamiar wykonać na tobie
egzekucję. Mimo tego, że jesteś ranny. Muszą to zrobić. Ludzie stali tam przez całą noc,
czekali. Przerażasz ich, nienawidzą cię. Chcą twojego życia.
Pospiesznym ruchem podniosła rękę i rozpięła bluzkę. Sięgając pod biustonosz,
wyjęła niewielkie zawiniątko i wcisnęła je do jego prawej dłoni.
- To wszystko, co mogę zrobić, żeby było ci lżej - wyszeptała. - Ostrzegałam cię.
Mówiłam ci, żebyś uciekał - tu jej głos załamał się nieco - nie dasz rady stawić czoła tak
wielu, Robert.
- Wiem - słowa uwięzły mu w gardle.
Przez chwilę stała nad jego łóżkiem, a na jej twarzy rysowało się prawdziwe
współczucie. Na początku wszystko było pozą - pomyślał - to, że tu przyszła, mówiła
takim oficjalnym tonem. Bała się być sobą. To jestem w stanie zrozumieć.
Ruth pochyliła się nad nim, a jej chłodne wargi przylgnęły mocno do jego warg.
- Wkrótce z nią będziesz - powiedziała szybko półgłosem.
Potem podniosła się, miała mocno zaciśnięte wargi. Zapięła dwa górne guziki swojej
bluzki. Jeszcze przez moment spoglądała w dół na niego. Potem jej wzrok powędrował na
jego prawą dłoń.
- Wez je prędko - szepnęła, po czym odwróciła się szybkim ruchem.
Słyszał jej oddalające się kroki. Potem drzwi zamknęły się, dało się słyszeć trzask
przekręconego zamka. Zamknął oczy i czuł, że spod powiek spływają ciepłe łzy. %7łegnaj,
Ruth.
%7łegnaj, świecie.
Potem nagle wciągnął powietrze. Zebrał się w sobie i z trudem zdołał usiąść.
Przezwyciężył przygniatający ból, który rozpalił się w jego piersi i usiłował powalić go z
powrotem na łóżko. Zgrzytając zębami, stanął na nogi. Już niemal upadł, ale odzyskując
równowagę, na chwiejących się nogach postąpił kilka kroków po podłodze.
Upadając złapał się okna i popatrzył na zewnątrz.
Było tam pełno ludzi. W szarym świetle poranka rozlegał się szum. Tłum falował,
jakby przestępując z nogi na nogę. Hałas przypominał brzęczenie tysięcy owadów.
Popatrzył na stojący tłum, lewą ręką chwytając krat. Z jego palców odpłynęła krew,
oczy błyszczały w gorączce.
Ktoś z nich go zobaczył.
Przez chwilę nasiliło się szemranie ich głosów, w chwilę potem rozległo się kilka
przerażonych okrzyków.
Potem nagle zapanowała cisza, jakby znienacka na ich głowy spadła jakaś gigantyczna
płachta. Ich pobladłe twarze skierowały się ku niemu. On patrzył na nich. Do głowy przyszła
mu myśl: Teraz ja jestem tu nienormalny. Normalność jest bowiem pojęciem, które
wyznacza większość, określają ją standardy większości, a nie standardy pojedynczego
człowieka.
Nagle świadomość ta jakby zlała się z tym, co widział na ich twarzach - grozą,
strachem, przerażeniem. Wiedział, że się go boją. W ich oczach był jakimś potwornym drę-
czycielem, którego nigdy nie widzieli, a który przerażał ich bardziej niż choroba, z jaką
przyszło im żyć. Był dla nich jakimś niewidzialnym upiorem pozostawiającym po sobie
wykrwawione ciała ich najbliższych, które były jedynym dowodem jego istnienia. Rozumiał
ich, wiedział, co czują i nie żywił względem nich nienawiści. Jego prawa dłoń zacisnęła się na
zawiniątku z pigułkami. Nie żywił nienawiści przynajmniej dopóty, dopóki nie pomyślał o
przemocy, z którą zabijali. O ile jego koniec nie będzie rzezią rozgrywającą się na ich
oczach...
Robert Neville patrzył na zewnątrz, na nowych mieszkańców Ziemi. Wiedział, że nie
należy do nich, wiedział, że na równi z wampirami był dla nich przekleństwem, uosobieniem
terroru, który trzeba było zniszczyć. I wtedy, niespodziewanie przyszło mu do głowy coś, co
okazało się zabawne pomimo bólu.
Zduszony śmiech przechodzący w chichot wypełnił mu gardło. Odwróciwszy się,
oparł się o ścianę. Połykał pigułki. Oto zamyka się koło - pomyślał, gdy jego ciało
pogrążało się w nieodwracalnym letargu. Zamyka się koło. Kolejny, zrodzony ze śmierci
strach. Następny przesąd przechodził do historii, wkraczał do wnętrza niezdobytej fortecy
dziejów.
Jestem legendÄ….
[ Pobierz całość w formacie PDF ]