Archiwum
- Index
- Jameson Bronwyn GorÄ cy Romans DUO 886 W poszukiwaniu wspomnieĹ
- Savannah Davis Highland Warrior Samantha und William
- Chalker Jack L W Ĺwiecie Studni 3 Poszukiwanie (pdf)
- Heather Davis Never Cry Werewolf
- Chris Owen, Jodi Payne [Deviations 05] Safe Words (pdf)
- Fluiddesignsecrets
- Bracia St Claire 01 Mortimer Carole Gwiazda z Hollywood
- KSIAZKI ZAKAZANE PROTOKOśÂY OBRAD MćÂDRCÄÂW SYONU
- 259. Mortimer Carole PrzyjćÂcie w Paryśźu
- Elizabeth Ann Scarborough Last Refuge
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- stemplofil.keep.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wątpliwościami. Nie była jednak pewna, czy może Harlanowi zawracać
głowę.
- Bo widzisz, wtedy ty walczyłeś, a ja... Ja mogłam zrobić coś więcej.
- Emmo...
- Naprawdę czuję się winna.
- Daj spokój. Jak na kobietę i tak byłaś wspaniała. Podziwiałem cię.
- Myślisz, że nie jestem tchórzem?
- Tchórzem? Też coś! - aż się lekko uniósł z ławeczki, zaprzeczając.
- Wiesz... Ja to wszystko wciąż na nowo przeżywam. .. Zaczęły mnie
dręczyć nocne koszmary.
Przez chwilę nic nie odpowiadał. Potem usłyszała, jak wypuszcza z płuc
pona
ous
l
a
d
an
sc
powietrze.
- Hm. Tak to bywa - odezwał się głucho. - Czasami coś się w nas
jakby zatrzymuje. To, że jakaś rzecz skończyła się w rzeczywistości, nie
znaczy, że skończyła się w twojej głowie.
Podniosła oczy i przyjrzała mu się. Z wyrazu twarzy zgadła, że te słowa
muszą się jakoś wiązać z jego osobistymi doświadczeniami.
- Ty już przechodziłeś przez coś podobnego, tak? Milcząc, potwierdził.
Chciała dalej pytać, lecz zawahała się. Może go urazi swoim
wścibstwem? Postanowiła jednak zaryzykować.
- A... co ci się właściwie stało?
Widać było, że Harlan walczy ze sobą. Wreszcie nabrał powietrza i
powiedział:
- To było w Nikaragui. Z dala od utartych szlaków, że tak powiem.
Zachciało mi się zwiedzać wybrzeże i... wpadłem w łapy lokalnego mafiosa.
Nazywał się Omar.
- Wpadłeś w łapy? W jakim sensie?
- Wszedłem na jego teren.
- I co, nie mogłeś się wycofać?
- Nie chcieli mnie wcale słuchać... Było tam czterech facetów.
- Próbowałeś walczyć?
- Jasne. - Skrzywił się. - Ale z uzbrojonymi gangsterami nie miałem
szans.
Przerwał i ukrył twarz w dłoniach. Długo milczał. Emma czekała w
napięciu i zastanawiała się, czy on już komuś opowiadał tę historię? Być
może nie. Gdyby zwierzał się jej pierwszej... Poczuła się dziwnie poruszona
tą myślą.
pona
ous
l
a
d
an
sc
Oderwał ręce od twarzy i, nie patrząc na nią, kontynuował:
- Nie uwierzyli, że jestem zwykłym żeglarzem. Co żeglarz robi w
dżungli? W dodatku Amerykanin? Uznali, że wysłało mnie CIA.
- CIA!
- Właśnie. Prości ludzie mają proste skojarzenia.
- I co było dalej?
- Powlekli mnie do swojej kwatery. I zaczęły się przesłuchania.
- Bili cię? Skinął głową.
- Niestety, nie umiałem nic ciekawego zeznać. A bałem się zmyślać.
Wtrącili mnie do okropnej nory...
Znów na dłuższą chwilę przerwał. A w głowie Emmy pojawiły się z
opóznieniem pewne skojarzenia. Ten jego opłakany wygląd... To z tego
powodu, oczywiście. I zrobiło jej się wstyd, że podejrzewała Harlana o różne
brzydkie rzeczy, na przykład narkomanię.
- Ale najgorsze - podjął - było wcale nie to, co się przydarzyło mnie.
Uniosła brwi.
- Ponieważ zabili na moich oczach niewinnego człowieka. - Znów
ukrył twarz w dłoniach. - I to za to, że ja milczałem.
Zamarła w osłupieniu. To, co powiedział, wydało jej się
nieprawdopodobne, absurdalne. Przez chwilę myślała, że może on fantazjuje,
aby jej zaimponować. Lecz jedno spojrzenie w jego oczy przekonało ją, że
stawa te muszą być boleśnie prawdziwe.
- Kogo zabili? - zapytała cicho.
- Mojego przewodnika Miguela. Był dobrym, prawym człowiekiem.
Osierocił żonę i troje dzieci.
- Biedna kobieta. I dzieci... Pokiwał głową.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Nie są bez opieki.
Ponieważ nic więcej nie dodał, Emma doszła do wniosku, że Harlan
przekazał im jakieś pieniądze. Może nawet duże. I pewnie dlatego musi teraz
mieszkać na tym gościnnym jachcie.
- A jak się stamtąd wydostałeś?
- Ten miły facet, który pozwala mi tutaj mieszkać, wysłał kogoś moim
tropem. I na szczęście znalezli nas, zanim jeszcze Omar zdążył wybić całą
moją załogę. Bo zdaje się taki miał zamiar.
Zadrżała, zdając sobie nagle sprawę, w jakim małym, bezpiecznym
światku sama dotąd przebywała.
- To okropne - szepnęła. W milczeniu skinął głową.
- Ciągle jeszcze słyszę tamten wystrzał... I żeby choć bandzior nas
ostrzegł! Nic z tych rzeczy. Od razu wygarnął z czterdziestki piątki, bez
mrugnięcia okiem.
Westchnęła.
- Trudno żądać od szaleńca jakiejś logiki. - Potem spojrzała z ukosa. -
Ale skoro już mówimy o szaleństwie... Co robiłeś w Nikaragui? To nie jest
kraj dla normalnych ludzi.
Wykonał nieokreślony gest ręką.
- Może i było to szaleństwo. Ale popłynąłem tam, żeby czegoś
poszukać.
- Musiała to być bardzo ważna rzecz, jeśli tak ryzykowałeś.
- Jeśli ktoś wierzy w legendy, jak ja... - urwał zagadkowo.
Wiedziała już, że kiedy robi unik, lepiej go wtedy nie naciskać. Bo to i
tak nic nie da. Odczekała chwilę.
- A tu, jak rozumiem, próbujesz przyjść do siebie? Skinął głową.
pona
ous
l
a
d
an
sc
- Można by tak to nazwać. Chcę to wszystko zostawić za sobą,
zapomnieć.
- I co? Udaje ci się jakoś?
W charakterystyczny sposób wzruszył ramionami.
- Mówią mi, że fizycznie będę wkrótce zdrowy. Nie wiadomo
dokładnie kiedy, ale... Gorsze są jednak te różne przywidzenia, złe sny,
koszmary. - Zamilkł.
Emma nie przerywała ciszy, która zaczęła się przedłużać. Po prostu
siedziała blisko, przetrawiając w sobie to wszystko, co dotąd powiedział.
Na koniec zapragnęła jednak jeszcze o coś zapytać. Nie wiedziała tylko,
jak to sformułować. Wreszcie zaryzykowała.
- Słuchaj, Harlan. Ale dlaczego o tym wszystkim mi opowiadasz?
Właśnie mnie?
Z wahaniem spojrzał jej w oczy.
- Bo długo żyłem tam, gdzie ty sama jesteś od paru dni... A to nie jest
dobre miejsce. Mówisz przecież o swoich koszmarach...Był jakiś sens w tym
uzasadnieniu. Jednak Emma wolałaby usłyszeć co innego.
Wolałaby wiedzieć, dlaczego on to wszystko opowiada jej. Właśnie jej.
Ta kobieta przebywa na Seahawku" tylko dlatego, mówił sobie Harlan,
że na Pretty Lady" było włamanie i nie jest to obecnie bezpieczne miejsce.
Wytłumaczenie takie wydawało się logiczne, ale - czy wystarczające?
Coś ich jednak do siebie przyciąga... Harlan wolał wierzyć, że tym
czymś może być zwykły pociąg fizyczny. No, może jeszcze nuta sympatii?
Lecz nic poza tym.
Kimże jest w końcu Emma? Ot, kobieta... Kimś takim jak ona była też
eksżona Harlana i eksnarzeczona. %7ładna z nich nie podzielała jego pasji
pona
ous
l
a
d
an
sc
życiowych - i dlatego się rozstali.
Utwierdziwszy się w tym poglądzie, poczuł się razniej. Tego poranka w
ogóle czuł się razniej. Wstał i ubrał się prędko. Zdziwiony był, jak mu ulżyło
po wczorajszej rozmowie. Ale cóż, człowiek, nawet jak sobie porozmawia z
nieznajomymi w pociągu, to też czuje się lepiej.
Wychodząc na korytarz, złapał się na tym, że coś nuci. Jednak głos
uwiązł mu w gardle na widok Emmy, owiniętej tylko ręcznikiem i znikającej
właśnie w drzwiach kajuty.
Jezu, ależ ta dziewczyna ma nogi - przeleciało mu przez głowę. I nie
tylko nogi. Sporo dało się widzieć, mimo że przez chwilę. W końcu ręcznik to
dość skąpa zasłona.
Puls uderzał mu w skroniach. Jego przed chwilą wypracowana strategia
wobec Emmy leżała w gruzach. Próbujesz uciec przed tą dziewczyną,
powiedział sobie. Taka jest prawda. Próbujesz się schować przed całym
światem. To nie jest mądre. To trzeba zmienić, jak najprędzej zmienić.
- Ba, łatwo powiedzieć - zamruczał do siebie, ruszając korytarzem w
stronę schodków prowadzących na pokład.
Na górze skierował się do salonu". We wnęce kuchennej nastawił
kawę. Zajrzał też do lodówki, nic go jednak w niej nie zainteresowało.
Spojrzał przez okno na morze. I pomyślał, że warto by odwiedzić sterówkę, w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]