Archiwum
- Index
- 442.Graham Lynne Nowożeńcy w Toskanii
- Graham_Lynne_ _Duma_i_uleglosc
- Graham Masterton Studnie Piekiel
- Dorie Graham Pojętna uczennica
- Heather Davis Never Cry Werewolf
- Carroll Jenny (Cabot Meg) 1 800 JeśÂ›li W
- Anti Ice Stephen Baxter
- Jadwiga Courths Mahler ZakśÂ‚adniczka
- Meztelenul Raine Miller
- McComas_Mary_Kay_ _PocaśÂ‚uj_mnie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nic.
- Jak to?
- Zgłosiła się automatyczna sekretarka.
- Nie odebrał? - zdziwiła się Cindy.
- Nie.
Kelsey opadła na leżak.
Przez minutÄ™ siedzieli w milczeniu.
- No cóż... - odezwał się wreszcie Larry.
- Tak? - zachęciła go Cindy.
- Może faktycznie popływamy nago? - zaproponował.
Cindy tylko jęknęła. Znów zapadło milczenie.
- No więc, wszyscy jesteśmy zmęczeni - powie
dział Nate, tłumiąc ziewnięcie. - Nikt za dużo nie
spał i...
Nagle przerwał. Wyprostował się.
- Co się stało? - zaniepokoiła się Kelsey.
- Chyba coś usłyszałem.
Zerwali siÄ™ na nogi i obiegli dom.
- Cholera, ja też, przysiągłbym... - powiedział Larry. - Widzieliście coś? Kogoś?
- Wychodzącego przez bramę? - upewniał się Nate. - Na co czekamy, sprawdzmy.
Ruszył biegiem, za nim Larry. Kelsey i Cindy porozumiały się wzrokiem i też pobiegły.
Dane nie odezwał się, dopóki nie dojechali do autostrady. Wiedział, dokąd zmierza, a Jorge naj-
widoczniej też.
- Jedziemy na przystań? - upewnił się, teraz już spokojnie.
- Można tam porozmawiać - zgodził się Dane.
- Równie dobrze zresztą, jak gdzie indziej.
- Chodzi o to, co robiłem w nocy na łodzi?
- zapytał Jorge.
- Nie tylko.
- Nie sądziłem...
- Co? %7łe w końcu wpadniesz?
- Nie sądziłem, że ty masz z tym coś wspólnego.
- Dlaczego miałbym nie mieć? Uważałeś, że przejdę do porządku dziennego nad śmiercią tylu
kobiet i nad tym, że Sheila zniknęła?
Uwaga Jorge'a tak wyprowadziła Dane'a z równowagi, że prawie przegapił zakręt. Zdążył jednak i
już na parkingu z wściekłością wdepnął hamulec.
Jorge patrzył na niego z niedowierzaniem.
- Nikogo nie zamordowałem. O czym ty w ogóle
mówisz?
- O striptizerkach. Ofiarach krawaciarza. Jorge pokręcił głową.
- Pomyłka. Jestem winny, ale nie tego. Dane przez chwilę milczał.
- Ktoś widział, jak wrzucasz coś do oceanu, Jorge. Chciałbym wiedzieć, co to było.
- Nigdy nikogo nie zamordowałem - powtórzył Jorge.
Dane nie patrzył na niego.
- Dziewczyna z klubu, w którym pracowała
Cherie Mardsen, widziała cię tam. Wielokrotnie.
Także tej nocy, gdy zniknęła Cherie. Jest tego tak
pewna, że może zeznawać w sądzie.
Jorge najpierw się roześmiał. Potem zatopił twarz w dłoniach.
- Z którą dziewczyną rozmawiałeś?
- Jej nazwisko nie jest w tej chwili istotne.
- Właśnie, że jest. - Jorge przez chwilę milczał.
- Uważasz więc, że jestem mordercą, ale rozmawiasz ze mną bez świadków.
- Racja.
- Dlaczego?
- Bo jesteÅ› moim starym przyjacielem.
- A nie boisz siÄ™ mnie?
- Nie. Poza tym jestem uzbrojony.
- Jasne, pewnie. A może tak naprawdę nie masz żadnych dowodów.
- Może nie do końca, choć są świadkowie, którzy pośrednio potwierdzają tę wersję. Chciałem
jednak najpierw wysłuchać ciebie. Może potrafisz to wytłumaczyć? Chcesz o tym rozmawiać?
92
- No pewnie. - Westchnął. - Jak już powiedziałem, jestem winny, ale to nie ma nic wspólnego z
żadnym morderstwem.
- Mów dalej.
- Rozmawiałeś z dziewczyną, ale chyba nie z Marisą Martinez.
- Rzeczywiście, nie rozmawiałem z żadną dziewczyną, która miałaby na imię Marisa. Co to ma do
rzeczy?
- CoÅ› razem robimy.
- Co?
Jorge zawahał się. Uznał jednak, że nie ma wyjścia.
- Powiem ci, ale... muszę ci zaufać. To powinno pozostać między nami. Jeśli nie, trudno, niczego
nie powiem.
- Jorge, skoro robisz coÅ› nielegalnego...
- Nielegalnego tak. Ale nic złego.
- Dobrze, Jorge. Jeśli mnie przekonasz, że to, co
robisz, nie jest złe, wtedy... wtedy mogę o tym zapomnieć. Ale jeśli bierzesz udział w przekazywa-
niu narkotyków...
- Tym zajmuje się Izzy. Ja mam trochę inne zapatrywania na życie.
- Dobrze, dam ci szansÄ™.
- W porzÄ…dku, jedz. Powiem ci, dokÄ…d.
Dane przyglądał się mu przez chwilę.
- Jesteś uzbrojony, ja nie. Jeśli chcesz, możesz
mnie przeszukać - usłyszał.
Dane włączył silnik. Ruszył i wjechał na autostradę.
Dobiegli do uliczki, prowadzÄ…cej do US 1.
- Co? Co widziałeś? - zapytała zadyszana Kelsey.
- Chyba ktoś tędy uciekał - wyjaśnił Larry.
- Nie ktoś - dodał Nate.
- Więc kto? Co się tu dzieje? - dopytywała się Cindy.
- Ja... ja nie wiem - odparł Larry. - Nie mam całkowitej pewności, ale to mógł być...
- Kto? - wrzasnęła Cindy.
- Ciężarówka. Stara i poobijana. Lathama.
- Uważacie, że tam był Latham? %7łe patrzył przez okno na Kelsey, a potem ukrył się gdzieś,
czekając, aż będzie mógł uciec? - dopytywała Cindy.
- Może - odpowiedział Larry. - Wiadomo już, że nie przepada za Nate'em.
- Chyba nienawidzi nas wszystkich - zauważyła Cindy. Spojrzała na Kelsey. - Może widziałaś nie
tylko jaszczurkę. Myślę, że powinniśmy zawiadomić policję.
- Oczywiście. Wczoraj mnie uderzył, a teraz nachodzi nas wszystkich - zgodził się Nate. - Kto wie,
co on kombinuje? ZadzwoniÄ™ do biura Ga-ry'ego Hansena.
- Niczego nie możemy mu udowodnić - zauważyła Kelsey.
- Tak czy inaczej, powinniśmy to zgłosić - upierał się Nate.
Kelsey skinęła głową. Miał rację. Wrócili do domu. Nate zatelefonował do biura szeryfa.
Dane miał się na baczności i rzeczywiście był uzbrojony, a Jorge nie. Ponadto wiedział, że nawet w
równej walce obezwładniłby Jorge'a bez większych trudności.
- Wjedz w tę ulicę - wskazał Jorge. - Potem
w prawo.
Dane zatrzymał samochód na dobrze utrzymanym podwórku. Stał tam stary chevy, widać było, że
o niego także ktoś dba. Sam dom był mały, lecz nieskazitelnie czysty.
Nie wyglądał jak melina.
Jorge wysiadł. Podszedł do drzwi i zapukał. Odpowiedział mu kobiecy głos, drzwi jednak pozo-
stały zamknięte.
Jorge mówił coś szybko po hiszpańsku. Dane znał ten język, lecz nie rozumiał wszystkiego. Do-
myślał się tylko, że Jorge nie ostrzega przed nim, a przeciwnie, uspokaja, tłumaczy, że wszystko
jest w porzÄ…dku.
Drzwi powoli się otworzyły.
Weszli do małego saloniku ze skromnymi, lecz zadbanymi meblami. Zrobiona ręcznie narzuta
okrywała starą, zapadniętą kanapę.
Kobieta, która im otworzyła, mogła mieć dwadzieścia pięć lat. Była egzotyczną pięknością. Ogro-
mne brązowe oczy, brązowa skóra, długie czarne włosy i nienaganna figura. Spojrzała na Jorge'a,
potem na Dane'a.
- Marisa, este hombre es un amigo mio, Dane Whitelaw - przedstawił jej gościa.
- Hola - odpowiedziała Marisa podając Dane'owi rękę.
- Dane, Marisa pracuje w klubie.
- Miło mi panią poznać.
- Ubiega się o obywatelstwo - dodał Jorge.
- Masz szczęście - zauważył Dane.
93
Dziewczyna musiała znać trochę angielski, gdyż
uśmiechnęła się i powiedziała:
- Dziękuję.
- Zawołaj Josego - poprosił cicho Jorge. Otworzyła szeroko oczy.
- Wszystko będzie dobrze - uspokoił ją Jorge.
- Proszę, zawołaj.
Marisa spojrzała na Jorge'a. Widać było, że jest zaniepokojona, lecz mu ufa.
- Jose! - Podeszła do korytarzyka, za którym
musiały się znajdować sypialnie. - Jose, wyjdz!
Chwilę pózniej mniej więcej sześcioletni chłopiec wybiegł z sypialni. Marisa przygarnęła go do
siebie. Stał przy niej. Uśmiechnął się do Jorge'a, spojrzał niepewnie na Dane'a.
- W klubie bywam z powodu Marisy. Kilka lat
temu przypłynęła z Kuby. Na tratwie. Jej mąż z synkiem musieli zawrócić. Pływak ich tratwy
zaczął przeciekać. Marisa starała się ściągnąć tu synka, całymi latami. W zeszłym roku umarł jego
ojciec. Jose został sam, tylko z bardzo starą babcią, która chciała, żeby wyjechał do Stanów, do
matki. Marisa próbowała różnych sposobów. Potem zwróciła się do mnie.
- Więc zarabiasz na życie, przemycając uchodz
ców z Kuby? - zapytał Dane.
Jorge spojrzał na niego zimno.
- Nie ja. Są tacy, którzy wydzierają każdego
centa od zdesperowanych ludzi. Ja nie. RobiÄ™ to dla
moich rodaków, dlatego, że mnie się poszczęściło
i tu jestem, dlatego że kocham swój kraj. Odwdzię
czam się za dobro, którego doznałem od innych
ludzi.
Dane milczał. Wreszcie przyjacielskim gestem zmierzwił włosy chłopcu.
- A co wrzuciłeś do morza? - zapytał Jorge'a.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]