Archiwum
- Index
- 442.Graham Lynne Nowożeńcy w Toskanii
- Heather Graham Zatoka HuraganĂłw
- Graham_Lynne_ _Duma_i_uleglosc
- Dorie Graham Pojętna uczennica
- Chalker Jack L W Świecie Studni 3 Poszukiwanie (pdf)
- Trickshop Mastering Hypnosis
- Chalker Jack L W Świecie Studni 5 Zmierzch przy Studni Dusz (pdf)
- Brian Westlake The Endangered List (pdf)
- Golding William Trylogia morska 02 Twarzć… w twarz
- Gordon Dickson Time Storm
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lafemka.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sekund. Zaniepokojony gwałtownie poderwałem głowę i z całej siły uderzyłem w górną część
drzwi. Zakląłem, a kot popatrzył na mnie karcąco, oburzony tym, że śmiem wymachiwać
peleryną i ziębić wnętrze pojazdu.
- A więc umowa stoi - powiedziałem do niego. - Ruszamy.
Zamiauczał, gdy go wyciągnąłem z samochodu i owiniętego w pelerynę wziąłem pod
pachę. Ale tym razem nic mnie to nie obeszło, bo sam byłem równie przerażony i trzęsłem się o
własną skórę.
Wróciłem do ciemnego, ponurego otworu wywierconego przez robotników i przez
chwilę unosiłem nad nim Shelleya, żeby mógł wywąchać okropny rybi odór dobywający się z
jaskini. Kot pociągnął różowym noskiem i szarpnął się gwałtownie, ale mocno go trzymałem.
Robotnicy stojący w pobliżu przypatrywali mi się, jakbym zupełnie oszalał. Jeden zapytał z
ironicznÄ… troskÄ…:
- Czy chce pan kask dla kota?
- To zwierzę wyczuwa zapachy, o których ty nawet nie masz pojęcia - odparłem.
- Taa? I cóż tam jest takiego? Co mówi ten wyjątkowy kot?
Shelley zastrzygł uszami.
- %7łe mu się wydawało, że robotnik z okręgowej brygady wiertniczej potrafi prowadzić
inteligentną rozmowę, ale się pomylił - rzuciłem sarkastycznie.
- Och, spadaj - warknÄ…Å‚ robotnik.
Dutton Thrush przyniósł kaski. Po raz pierwszy od paru dni zdjąłem czapeczkę
baseballową i włożyłem czerwony kask, w którym wyglądałem jak roztargniony budowlaniec
na niedzielnym spacerze. Dan dostał żółty, a Carter jadowicie zielony. Szeryf pochylił się nad
dziurą i zapytał:
- Spodobało się Shelleyowi?
Woń ryby zapierała dech w piersiach. Kolejny wstrząs pod ziemią sprawił, że
zadzwięczały łańcuchy i rury wieży wiertniczej, a silnik się zakrztusił. Błyskawica przecięła
ciemne chmury nad nami i spłynęła w dół zaledwie o parę mil na północ. Donośny grzmot
zupełnie nas ogłuszył, a kot ze strachu schował się głębiej w fałdy peleryny.
- Wygląda na to, że bóg-bestia wstaje albo się przeciąga - powiedział Carter.
Mocniej zacisnÄ…Å‚ pas przytrzymujÄ…cy granatnik przeciwpancerny na swoich plecach,
gdy Chaffe poprawiał dwa naboje.
- Może te kraby przyniosły Quithe wystarczająco dużo jedzenia, żeby powrócił do
pełni sił - zastanawiał się Dan. - Wprawdzie zabiliśmy stwora, w którego przemienił się Jim, ale
została jeszcze Alison i może ten facet Karlen.
- Jak oni tam wlezli? - zapytał Dutton. Papieros od deszczu zrobił się niemal
przezroczysty, ale nadal zwisał z kącika ust. - Tylko mi nie opowiadajcie, że wywiercili szyb
głębokości siedemdziesięciu sześciu stóp.
- Nie musieli. Z tych jaskiń i korytarzy wiedzie droga na powierzchnię - wyjaśniłem. -
W osiemnastym wieku w Boardman's Bridge żył facet, który ją odnalazł.
- Nigdy o nim nie słyszałem - oświadczył Dutton podejrzliwie.
- Nie będziemy się teraz o to spierać - ustąpiłem. - Jeżeli mamy zejść w ten cholerny
szyb, to ruszajmy. Zobaczymy, co tam jest.
Deszcz rozpadał się na dobre, strumyki błotnistej wody spływały w dół szybu,
spłukując ziemię i kamyki z jego brzegów. Podszedł do nas brygadzista i zwrócił się do
Duttona:
- Panie Thrush, jeśli mamy kontynuować tę zabawę, to trzeba się zwijać. Przy tym
deszczu i wstrząsach nie uda nam się długo utrzymać otwartego szybu.
Jakby na potwierdzenie jego słów ziemia znów zadygotała i rower Olivera Bodine'a,
stojący na werandzie przy poręczy, spadł z łoskotem na podłogę. Rozejrzeliśmy się wokoło
niepewnie, popatrzyliśmy po sobie.
- Mason, ty idz pierwszy. Masz ze sobą wykrywacz - powiedział szeryf.
- Carter... - zacząłem ostrzegawczym tonem, ale w tym momencie podeszło dwóch
robotników z mokrą, brezentową uprzężą i bez żadnych ceremonii czy namysłów zaczęli ją na
mnie upinać. A po chwili stałem już nad krawędzią otworu, z hakiem przypiętym do pasa, ktoś
wetknął mi do ręki mocną latarkę.
Z otworu płynęło lodowate powietrze, bardziej nieprzyjemne niż zimny wiatr i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]