Archiwum
- Index
- 02 opengl 3.2 szablon aplikacji OpenGL
- Brooks, Terry Word 02 A Knight of the Word
- John DeChancie Castle 02 Castle for Rent
- Jay D. Blakeny The Sword, the Ring, and the Chalice 02 The Ring
- Celmer Michelle Królewskie zwišzki 02 Ksišżę i sekretarka (Goršcy Romans 893)
- Margit Sandemo Cykl Saga o czarnoksiężniku (02) Blask twoich oczu
- 115. Sherryl Woods Bogaci kawalerowie 02 Randka z przeznaczeniem
- Diana Palmer Big Spur,Texas 02 Passion Flower
- Johanna Lindsey Viking Family Tree 02 Hearts Aflame
- Don Wilcox Earth Stealers
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przypadku byłoby to nie tylko niedokładne, lecz i mylące, ponieważ dzwięki te stanowiły wysoce niepochlebny
komentarz na temat mojej osoby i mojego postępowania, a z wesołym śmiechem nie miały nic wspólnego. Być
może o takim właśnie dzwięku
pisze Stary Testament, że wydaje go rumak wśród boju . Anderson wyrażał swą opinię o mnie w sposób,
którego nie można przelać na papier i użyć jako dowodu rzeczowego. To jasne, że opinia ta była niepochlebna.
Ale wszelkie doznania tłumiło we mnie oczarowanie, zachwycenie, nic nie tracące ze swej słodyczy, i potrzeba,
by w samotności położyć się i czekać, aż po ilu to już dniach i latach przyjdzie na mnie sen.
Rozzłościł mnie.
Do diabła, a czego pan ode mnie oczekuje? Podobnie jak pan jestem świadom wszystkich okoliczności
oraz ich następstw...
Nie sÄ…dzÄ™, proszÄ™ pana.
Całkiem możliwe, że w sądzie liczyć się będzie każde słowo, więc nie zamierzam wypowiadać się
pochopnie!
Kapitan Anderson znów popatrzył na mnie wilkiem w gęstniejącym mroku, a potem, szybko skinąwszy
głową, odwrócił się i pomaszerował na mostek. Chwyciłem się za głowę; gdzieś spod pokładu dochodziły
ohydne dzwięki uderzeń młota o żelazo. Zbliżyłem się do trapu, nawet teraz pilnowanego przez dwóch żołnierzy
po obu stronach przejścia. Wróciłem tą samą drogą, wspiąłem się na palcach na mostek i przechyliłem przez
reling, zastanawiając się, czy uda się mi odnalezć fragment drewnianej ściany, za którym może usiłuje zasnąć
Marion. Po pokładzie Alcyone zbliżył się do mnie sir Henry.
Sir Henry!
Co za piekielna awantura! Teraz już wszystko w porządku?
Sir Henry, muszę z panem pomówić!
O Boże! No cóż, niech nie gadają, że Somerset nie wysłuchał FitzHenry ego. Właz na pokład, chłop-
cze... Nie, nie tędy, do diabła! Chcesz wpaść do wody? Tamtędy, po trapie!
w
Poszedłem więc we wskazane miejsce. Spotkaliśmy się u wejścia na rufę.
A więc chodzi pewnie o małą Marion, co? To czarujące dziewczę, mój chłopcze, ale na korespon-
dencję musicie mieć zgodę lady Somerset...
Nie, nie, sir Henry, chodzi mi o znacznie więcej!
Dobry Boże! Czy ta mała błaznica...
To sama słodycz, proszę pana. Błagam pana, niech mnie pan wezmie na Alcyone.
Dobry Boże! Czyś ty...
Jestem Mahometem.
Dobry Boże! Piłeś, tak, na pewno piłeś! A niech to!
Nie, sir. Chciałbym popłynąć na...
Chłopcze, co ty bredzisz? A twoja kariera, twój ojciec chrzestny, twoja matka, niech to diabli!
Ale...
Ale co? Ale co?
Wszystko bym dla ciebie zrobił, chłopcze, ale to przesada!
Błagam pana!
A, zapomniałem. Przecież ty niezle oberwałeś w głowę, chłopcze! No, to teraz cię odprowadzę!
Proszę mnie puścić!
Bywaj tam który!
Charles Summers i Cumbershum wyrośli przy mnie jakby spod ziemi; pomagał im chyba jeden z wartowników
przy trapie. Gdy wlekli mnie z powrotem na mój statek, myślałem tylko o jednym: że jeżeli Marion słyszała całe
zajście, na pewno nigdy mi nie wybaczy... A potem znalazłem się na własnej koi. Wheeler ściągał ze mnie
spodnie i ineksprymab- le. W powietrzu unosił się silny zapach środka uśmierzającego.
Tego, co działo się potem, nie da się oddać bez naturalnych zdolności Colleya w sztuce opisu. Nie
pamiętam też, kiedy chwyciło mnie delirium ani, co jeszcze dziwniejsze i straszniejsze, kiedy wydarzyło mi się to
poprzednio! Opowiadano mi tylko potem, że cyrulik, wyrwany z koi w środku nocy, rzeczywiście musiał przyjść
na nasz statek i zbadać mnie, choć czegoś takiego zupełnie sobie nie przypominam. A może posiłek na pokładzie
Alcyone i wszystkie następne wydarzenia przyśniły się po prostu młodzieńcowi, trawionemu prawdziwą,
fizyczną gorączką po trzykrotnie odniesionych ranach? Ale nie. Zapewniono mnie, że wszystko to wydarzyło się
naprawdę, i że zachowywałem się jak każdy zdrowy, miody człowiek to jest aż do chwili, gdy po ciemku
udałem się na sąsiedni statek na rozmowę z sir Henrym. Wtedy to, zupełnie jakby puściły we mnie wszelkie
hamulce, doznałem przejściowego zaburzenia rozumu. Oczywiście pamiętam, że nie walczyłem, lecz
wyrywałem się ludziom, którzy usiłowali mnie powstrzymać. Pamiętam też, z jaką desperacją starałem się
wytłumaczyć wszystkim, że moja przesiadka na Alcyone jest absolutnie konieczna; jednak moi pielęgniarze czy
strażnicy wzięli to za kolejny dowód zaburzeń umysłowych, wywołanych przez doznane urazy głowy! Potem,
gdy ściągali ze mnie odzienie, zorientowałem się, że nie potrafię powiedzieć czego chcę, i że z ust wydobywa mi
się opętańczy bełkot. Znajdowałem się w kajucie Colleya, ponieważ najpierw wnieśli mnie do tej, którą
zajmowałem dotąd, zobaczyli oczywiście, że jest pusta i zaraz musieli wlec mnie na drugą stronę korytarza. Tam
rzucili mnie, nie bez narażenia mojej głowy na kolejny uszczerbek, na koję, która zawsze przypominać będzie
tego nieszczęśnika. Powiedziano mi potem, że cyrulik mógł tylko doradzić odpoczynek, a zresztą obiecywał, że
w końcu wyzdrowieję, bo czaszkę mam nienaruszoną. Leżąc, przygwożdżony przez mych oprawców do koi,
gadałem ponoć za dwóch
rzeczy, których ani oni, ani ja sam nie rozumiałem. Wreszcie udało im się jakoś wlać mi do ust środek
uśmierzający, i to w takiej dawce, że zaraz zacząłem śpiewać tak radośnie, jakbym znajdował się już w
anielskim chórze. Zpiewając więc i płacząc z radości zapadłem w końcu w sen, który można chyba nazwać
uzdrowi ciel skim.
Jeżeli uzdrowienie ma polegać na pełnym uzmysłowieniu sobie sytuacji, w jakiej się znajdujemy, gorąco
polecam wszystkim chorobę. Od czasu do czasu wypływałem na powierzchnię świadomości; albo, jeżeli opiaty
miały zanieść mnie do jakiegoś siódmego nieba, należałoby powiedzieć, że od czasu do czasu dawałem nura w
świadomość, nigdy jednak jej nie osiągając. Pamiętam twarze Charlesa Summersa, jak można by się
spodziewać, panny Granham, pani Brocklebank. Mówiono mi, że błagałem pannę Granham, by mi coś
zaśpiewała. O Boże, jak poniżającym stanem bywa delirium! Te obmierzłe a poniżające zabiegi przy chorym!
Poza tym było też inne poniżenie, to, które zawdzięczam sobie samemu choć znów jeżeli można mieć do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]