Archiwum
- Index
- Jeff Lindsay Dzieło Dextera 04
- James Susanne Dziedzic z Kornwalii(1)
- Burrows Annie Niemoralna propozycja
- Feehan Christine Mrok 01 Mroczny ksić…śźć™
- Cox Maggie Rosyjski oligarcha
- Iain Banks Culture 01 Cons
- Hamilton, Laurell K Meredith Gentry 03 Seduced by Moonlight
- 22 Demon i panna
- Charles Webb Absolwent
- Gu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
— Tego bym nie powiedział — zaprzeczył Morse. — Nigdy nie była pani ze
mną szczera.
— Teraz jestem.
— Czyżby? — Spojrzał przenikliwym wzrokiem, ale nic nie odpowiedziała.
— Mam to teraz podpisać?
Morse milczał przez chwilę.
— Niech się pani zastanowi — powiedział cicho, jednak znowu nie było od-
powiedzi. Podał jej dokument i wstał. — Ma pani pióro?
Sheila Phillipson skinęła głową i otworzyła podłużną, skórzaną torebkę.
* * *
— Wierzy jej pan, sir?
— Nie — odpowiedział krótko Morse.
— Co robimy?
— Gdy posiedzi całą noc w celi, może się zastanowi. Przypuszczam, że dobrze
wie, co się wtedy wydarzyło, ale to nie ona zamordowała Bainesa.
— Kryje męża?
— Być może. Nie wiem. — Morse wstał. — I coś jeszcze, panie Lewis: kto-
kolwiek zabił Bainesa, zasługuje na nagrodę, a nie karę.
197
— Mimo to mamy odszukać mordercę.
— Beze mnie. Rezygnuję. Mam tej sprawy serdecznie dosyć i jutro powiem
Strange’owi, że się wycofuję.
— Nie ucieszy go ta wiadomość.
— Jego nigdy nic nie cieszy.
— To do pana niepodobne, sir.
Morse wyszczerzył zęby w błazeńskim uśmiechu.
— Rozczarowałem pana, panie Lewis?
— Jeżeli teraz się pan wycofa. . .
— To właśnie zamierzam zrobić.
— Rozumiem.
— Życie jest pełne rozczarowań, panie Lewis. Myślałem, że się pan tego na-
uczył.
* * *
Morse wrócił samotnie do biura. W głębi duszy zraniło go to, co powiedział
Lewis. Sierżant miał rację, a na dodatek był taki prawy, uczciwy: „Trzeba odszu-
kać mordercę”. Tak, Morse zdawał sobie z tego sprawę. Ale choć tak się starał,
nie mógł znaleźć sprawcy. Nie dowiedział się nawet, czy Valerie Taylor jeszcze
żyje. . . Starał się uwierzyć Sheili Phillipson, ale nie mógł. Nawet jeżeli mówi
prawdę, będzie lepiej, gdy ktoś inny dopełni formalności. A jeśli osłania męża,
to. . . — Porzucił tę myśl. Posłał Lewisa do Phillipsona, ale dyrektora nie było ani
w domu, ani w szkole. Dziećmi opiekowali się sąsiedzi.
Wtorek dobiegał końca i Morse powrócił myślami do odległego wtorkowego
popołudnia, które spędził w gabinecie Phillipsona. Co przeoczył, jaki pozornie
znaczący szczegół wymknął się jego uwadze? W którym miejscu zbłądził? Sie-
dział przez pół godziny i próbował poruszyć tryby swej wyobraźni, lecz wciąż nic
nie przychodziło mu do głowy. Następnego ranka spotka się ze Strangem i prze-
każe mu sprawę. Niech Lewis myśli, co chce. . .
Podszedł do szafki i po raz ostatni wyjął akta sprawy, które wypełniały dwie
pękate teczki. Otworzył je, wysypał zawartość na biurko. Nareszcie ma czas po-
sortować i poukładać dokumenty. Z przyjemnością pomyślał o czekającej go ty-
powo urzędniczej pracy. Zaczął zbierać pojedyncze kartki i spinać je z dokumen-
tami, układać w porządku chronologicznym. Kiedy ostatnio wysypał zawartość
teczek na biurko, Lewisa olśniła myśl o człowieku na przejściu dla pieszych. Po-
mysł okazał się chybiony, ale równie dobrze mógł to być bardzo ważny szczegół,
a Morse go pominął. Ile różnych danych jeszcze przeoczył? „Ee, już za późno”
— pomyślał i znowu zabrał się za porządkowanie dokumentów. Natrafił na opi-
198
nie o Valerie i postanowił je ułożyć w kolejności. W każdym roku wydawano po
trzy: za semestr jesienny, wiosenny i letni. Z pierwszego roku nauki w ogóle nie
było opinii, za to z pozostałych lat wszystkie, oprócz semestru letniego czwartej
klasy. Skąd ten brak? Nie zauważył tego wcześniej. . . Zaczaj myśleć gorączko-
wo. Nie. Ten ślad prowadzi donikąd. Letnia opinia musiała po prostu zaginąć, tak
jak mnóstwo innych rzeczy. Nie ma w tym nic dziwnego. . . A jednak przerwał
pracę i usiadł prosto, dotykając opuszkami palców dolnej wargi. Wpatrywał się
w leżące na stole dokumenty. Oczywiście, czytał je wielokrotnie i wiedział, co
zawierają. Valerie była uczennicą, o których nauczyciele lubią mówić: „zdolna,
ale leniwa”. Przypuszczalnie personel szkolny nie napracował się przy wydawa-
niu opinii — wszystkie były takie same i z powodzeniem jedna mogła zastąpić
pozostałe. Na przykład ostatnia dotyczyła postępów w nauce, czy raczej ich bra-
ku, w semestrze letnim tego roku, kiedy Valerie zniknęła. Morse spojrzał leniwie.
Pod sprawozdaniem z postępów we francuskim widniał podpis Acuma i notatka:
„Zdolna, choć leniwa. Ma zadziwiająco dobry akcent, lecz wiedza gramatycz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]