Archiwum
- Index
- Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 1 Sten
- Christine Young [Highland 01] Highland Honor (pdf)
- Christopher Moore Wyspa Wypacykowanej Kapłanki Miłości
- Feehan Christine Mrok 01 Mroczny książę
- Christie Agata Dom nad kanałem
- Hyde Christopher Zgromadzenie Świętych
- Agata Christie Morderstwo na plebanii
- Feehan, Christine Leopard Series (1 2)
- LU. VII IX. Christie Agatha Morderstwo w Orient Expresie
- Carroll_Jonathan_ _Vincent_Ettrich_TOM_02_ _Szklana_zupa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- epicusfuror.xlx.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tam, gdzie Kait bawiła się z dziećmi nad jeziorem.
Kait mówiła do niej, ale Renisenb odpowiadała na chybił trafił.
Jednak bratowa wydawała się tego nie zauważać lub raczej, jak zwykle, jej myśli zbyt
zajęte były dziećmi, aby mogła zwrócić uwagę na cokolwiek innego.
Nagle Renisenb powiedziała:
Czy mam znowu wyjść za mąż? Jak sądzisz?
116
Kait odpowiedziała spokojnie i bez większego zainteresowania:
Myślę, że nie zaszkodziłoby. Jesteś młoda i silna, Renisenb, możesz mieć jeszcze
dużo dzieci.
Czy tylko na tym polega życie kobiety, Kait? Krzątać się na tyłach domu, mieć
dzieci, spędzać z nimi popołudnia nad jeziorem pod figowcem?
To wszystko, co liczy się dla kobiety. Na pewno o tym wiesz. Nie mów, jakbyś była
niewolnicą. Kobiety mają władzę w Egipcie przez nie dziedzictwo przechodzi na
dzieci. Kobiety są życiodajną krwią Egiptu.
Renisenb spojrzała zamyślona na Teti zajętą splataniem wianka dla lalki. Teti marsz-
czyła się lekko, pochłonięta swoim zajęciem. Był czas, kiedy Teti podobna była do
Khaya, wysuwała górną wargę, przechylała głowę trochę na bok, a serce Renisenb ści-
skało się i bólu i miłości. Ale teraz nie tylko twarz Khaya zatarła się w jej pamięci, ale
i Teti nie przekrzywiała już głowy i nie wysuwała wargi. Były i inne momenty, w któ-
rych Renisenb przyciskała Teti mocno, z gorącym poczuciem własności, czując, że to
dziecko ciągle jest częścią jej własnego ciała. Jest moja, tylko moja powtarzała w my-
ślach.
Obserwując ją teraz, Renisenb pomyślała:
Jest mnÄ… i jest Khayem...
Właśnie wtedy Teti podniosła oczy i uśmiechnęła się, ujrzawszy matkę. To był po-
ważny, przyjacielski uśmiech, miły i pełen ufności.
Nie, ona nie jest mną i nie jest Khayem powiedziała do siebie Renisenb. Ona
jest sobą. Jest Teti. Jeśli będziemy się kochać, przez całe życie będziemy przyjaciółkami,
ale jeśli nie, ona dorośnie i staniemy się sobie obce. Ona jest Teti, a ja jestem Renisenb.
Kait patrzyła na nią ciekawie.
Czego ty chcesz, Renisenb? Nie rozumiem.
Renisenb nie odpowiedziała. Jak wytłumaczyć Kait rzeczy, które ona sama ledwie ro-
zumiała? Spojrzała wokoło, na mury dziedzińca, na wesoły, kolorowy ganek, na gładkie
wody jeziora i wdzięczny pawilonik, na równiutkie klomby z kwiatami i kępy papiru-
su. Wszystko bezpieczne, zamknięte, nie ma powodów do strachu, wokoło znajome do-
mowe odgłosy, dziecięca paplanina, ochrypły, piskliwy kobiecy jazgot w domu, poryki-
wanie bydła w oddali.
Nie widać stąd rzeki... powiedziała w końcu.
Kait zdziwiła się:
Dlaczego miałoby ją być widać?
Jestem głupia. Nie wiem...
Przed jej oczami rozciągała się, panorama zielonych pól, bogatych i bujnych, nabie-
rających ku horyzontowi czarownej barwy bladoróżowej i ametystowej i przeciętych
srebrzystoniebieskim Nilem...
Wstrzymała oddech widok, który ujrzała oczami wyobrazni spowodował, że
117
wszystko dookoła bladło. Doświadczyła spokoju, pełni, nieskończonego zadowolenia...
Powiedziała do siebie: Jeśli odwrócę głowę, zobaczę Horiego. Spojrzy na mnie znad
swojego papirusu i uśmiechnie się... zaraz zajdzie słońce i będzie ciemno, a potem pój-
dę spać... Potem będzie śmierć .
Co mówiłaś, Renisenb?
Renisenb drgnęła. Nie zdawała sobie sprawy, że mówiła głośno. Powróciła do rzeczy-
wistości. Kait patrzyła na nią zdziwiona.
Powiedziałaś śmierć , Renisenb. O czym myślałaś?
Renisenb potrząsnęła głową.
Nie wiem. Nie myślałam. Znowu spojrzała dokoła. Jakże przyjemna była ta ro-
dzinna scenka, bawiące się dzieci, rozpryskująca się woda. Odetchnęła głęboko. Jak
tu pięknie. Trudno sobie wyobrazić, że może się tu wydarzyć coś strasznego.
A tymczasem właśnie nad jeziorem znaleziono Ipy następnego ranka. Leżał z twarzą
zanurzoną w wodzie. Czyjaś ręka przytrzymała go, aby utonął.
Rozdział osiemnasty
Drugi miesiąc lata dzień dziesiąty
I
Imhotep siedział skulony. Wyglądał znacznie starzej, jak złamany, skurczony starzec.
Na jego twarzy malowało się żałosne oszołomienie.
Henet przyniosła mu posiłek i zachęcała przymilnie do zjedzenia.
Tak, Imhotepie, musisz zachować siłę.
Po co? Czym jest siła? Ipy był silny silny młodością i urodą a teraz leży w so-
lance... Mój syn, mój kochany syn. Ostatni z moich synów.
Nie, nie, Imhotepie. Masz Jahmosego, twojego dobrego Jahmosego.
Jak długo jeszcze? Nie, on także jest stracony. Wszyscy jesteśmy straceni. Dlaczego
to zło spadło na nas? Czy mogłem wiedzieć, że sprowadzenie do domu konkubi-
ny będzie miało takie skutki? To jest przyjęte... zgodne z prawem ludzkim i boskim.
Traktowałem ją z szacunkiem. Dlaczego więc spotyka mnie to wszystko? A może to
Ashayet mści się na mnie? Czy to ona nie chce wybaczyć? Nie odpowiedziała na pety-
cję. Nadal spotykają nas nieszczęścia.
Nie, nie, Imhotepie. Nie wolno ci tak mówić. Niewiele czasu minęło od złoże-
nia czary w komnacie ofiarnej. Czyż nie wiesz, jak długo trzeba czekać, aby dopełniło
się prawo i sprawiedliwość na tym świecie, jak duże są opóznienia w sądzie nomarchy,
a jeszcze większe, gdy sprawa trafia do wezyra? Sprawiedliwość to sprawiedliwość, tak
samo na tym, jak i na tamtym świecie. Trwa bardzo długo, ale w końcu załatwione zo-
staje zgodnie z prawem.
Imhotep pokręcił z powątpiewaniem głową. Henet mówiła dalej.
Poza tym musisz pamiętać, że Ipy nie był synem Ashayet, lecz twojej siostry Ankh.
Dlaczego więc Ashayet miałaby się nim zajmować? Ale z Jahmosem to inna sprawa
Jahmose wyzdrowieje, ponieważ Ashayet dopilnuje, żeby tak było.
119
Muszę przyznać, Henet, że twoje słowa są pocieszające... W tym. co mówisz, coś
jest. Jahmose, to prawda, z każdym dniem powraca do sił. Jest dobrym, lojalnym synem
ale mój Ipy! Jakiego miał ducha! I jaki był piękny! Imhotep znowu jęknął.
Niestety! Niestety! Henet lamentowała ze współczuciem.
Niech będzie przeklęta ta dziewczyna i jej uroda! Obym był nigdy jej nie ujrzał.
Tak, panie, w rzeczy samej. Córka Seta, słowo daję. Znała się na magii i zaklęciach,
nie ma co do tego wątpliwości.
Rozległ się stukot laski o podłogę i weszła, utykając, Esa. Prychnęła szyderczo:
Czy nikt w tym domu nie ma rozumu? Nie masz nic lepszego do roboty, tylko ob-
rzucać przekleństwami nieszczęsną dziewczynę, która ci się podobała i która pozwoli-
ła sobie na odrobinę kobiecej złośliwości, sprowokowana głupim zachowaniem głupich
żon twoich głupich synów?
Odrobina złośliwości czy tak to nazywasz, Eso? Kiedy dwóch spośród trzech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]