Archiwum
- Index
- 1. Trzy siostry Mallery Susan Randka w ciemno
- Wright Austin Tony i Susan (pdf)
- 36. Stephens Susan Ĺťar pustyni
- Susan Elizabeth Phillips Hot Shot
- Connell Susan Naucz mnie kochać
- Crosby Susan Prawie miodowy miesiąc
- Susan X Meagher The Lies That Bind
- Colleen Hoover Pułapka uczuć
- Bednarska Agnieszka Emigracja uczuć Emigracja uczuć tom 1
- Jak pokochaÄ‥ siebie Pietraszek Marcin
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mimowolnie postÄ…pili ku sobie, stali teraz bardzo blisko siebie, niemal
się dotykając. Znowu poczuł pożądanie i znowu powróciła natrętna
myśl, by jednak ją pocałować.
- Charlie! - Z taksówki dobiegł okrzyk Fran.
- Co za potwór - westchnął Charlie. - A zatem do naszego spotkania we
dwoje.
- Cassie uśmiechnęła się niepewnie.
- Jeśli starczy ci cierpliwości, by się na nie doczekać. Wszyscy spece od
reklamy wiedzą, że najlepszą formą obrony jest szybki atak: również
Charlie, gdy już znalazł się na powrót w taksówce, postanowił wziąć
byka za rogi.
- No więc co takiego chciałabyś mi powiedzieć, Fran? - zapytał, zdo-
bywajÄ…c siÄ™ na uprzejmy ton.
- W co ty grasz, Charlie? - warknęła Fran z tylnego siedzenia.
- O co ci chodzi, Fran?
- Już ty dobrze wiesz. Te miny niewiniątka zachowaj dla swoich nimfe-
tek. Ja się nie dam nabrać.
- Taka z ciebie twarda sztuka? - Charlie poczuł, że wzbiera w nim iry-
tacja.
- %7łebyś wiedział. Przeszłam twardą szkołę życia, podobnie jak ty. Ale
Cassie jest jak dziecko.
- Wiedziałem, że zaraz padnie to imię. Jesteś jej aniołem stróżem?
- Aniołem stróżem nie, ale przyjaciółką - tak. I jako jej przyjaciółka
mówię ci: zostaw ją w spokoju. Znajdz sobie inną ofiarę. Ona nie jest
dla ciebie.
Charlie ledwo mógł zapanować nad gniewem. Może dlatego wyrzucił
z siebie to, co myślał naprawdę.
- Otóż ja też ją lubię, Fran. Wiem, że mi nie wierzysz, ale tak właśnie
jest.
Fran popatrzyła na niego zimnym wzrokiem. Zdawało mu się, że jej
spojrzenie, choć nieprzyjazne, straciło na stanowczości
- Mam nadzieję, że wiesz, co robisz - powiedziała sucho.
Tak, wiedział. Akurat to wiedział bardzo dobrze.
ROZDZIAA 5
Kilkanaście dni pózniej, gdy podmuchy zimowego wiatru natarły na
wieżowce Manhattanu, Charlie wszedł do gabinetu Cassie. Zaabsorbo-
wana pracą, gryzła długopis. Widok ten tak wzruszył Charliego, że za-
chodząc ją po cichu z boku, pocałował leciutko w policzek. Poderwała
głowę.
- Charlie? A ty skąd się tu wziąłeś?
- Zabawne. Zawsze to samo pytanie zadawali mi rodzice - zaśmiał się,
przysiadając na krawędzi biurka. - A gdy już
mowa o rodzicach: powiedz, jak się udało rodzinne przyjęcie?
Samo jego wspomnienie sprawiło, że twarz Cassie rozpromienił
uśmiech.
- Było bardzo udane. Tim zwycięsko zakończył egzaminy. Myślę, że
rodzice odetchnęli z ulgą.
- To świetnie - pokiwał głową.
Cassie spojrzała na niego uważnie. Już sam jego widok sprawił jej
przyjemność. Był, jak to on zwykle, w dżinsach, skórzanych butach z
cholewkami za kostkÄ™ i w zielono-czerwonej koszulce z napisem
Czemu nie?".
- Domyślasz się, po co przyszedłem? Odebrać swój dług - oznajmił. -
JesteÅ› mi ciÄ…gle winna randkÄ™. A zatem dziÅ› wieczorem? Nie przyjmujÄ™
do wiadomości żadnej odmowy...
- Gestem dłoni oznajmił zamknięcie dyskusji. - Pomyślałem sobie, że
moglibyśmy pojechać na plażę.
- Na plażę? W lutym? - Spojrzała w okno. - Zobacz, przecież pada
śnieg z deszczem.
- Owszem, pada. - Schwycił ją za przegub. - A taka pogoda zaprasza,
by zaszyć się w jakimś ciepłym, cichym kątku osłoniętym od wiatru.
Rozumiesz: to wymusza ten pożądany bliski kontakt, o którym już kie-
dyś mówiłem.
Cassie słuchała z rozbawieniem, ale kiedy skończył, po-kręciła głową.
- Ale ja już umówiłam się na dzisiejszy wieczór!
Westchnienie, jakie wydał z siebie, musiało być słychać na całym Man-
hattanie. Skrzyżował ręce na piersiach i spojrzał na nią z wyrzutem. W
jego oczach były żal i determinacja.
- Kto tym razem jest tym szczęśliwcem? Ten profesor,? Brat? A może
dziÅ› spotykasz siÄ™ z siostrÄ…?
- Nie zgadłeś. Dzisiaj jest wtorek, a we wtorki uczę.
Charlie zdawał się całkiem zbity z tropu. Gdyby powiedziała, że leci
wieczorem na Księżyc, miałby chyba mniej zdziwioną minę.
- Uczysz?
Teraz z kolei jego spojrzenie powędrowało za okno.
- Wieczorem?
Widząc jego osłupiałą minę, Cassie nie mogła powstrzymać się od
uśmiechu.
- Nie uczę dzieci, tylko dorosłych. Uczę angielskiego na kursach wie-
czorowych w City College.
Aż gwizdnął z przejęcia.
- Proszę, proszę. Można by cię stawiać za wzór. To co ty robisz w
chwilach wolnych? Współpracujesz z Matką Teresą? Służysz do mszy
przebrana za chłopca?
- Przestań ze mnie żartować.
Wydawało mu się, że dla niego, trzydziestosześcioletniego mężczyzny,
kobiety przestały być tajemnicą, ale Cassie Armstrong ciągle go zaska-
kiwała. Była inna niż wszystkie jego znajome. Nie była ani typem
dziecka, ani lalki, ani nudnej kury domowej, ani zimnej profesjonalistki
goniącej za karierą nie pasowała do żadnej ze znanych mu kategorii. W
niczym nie przypominała mu nauczycielki - a ten rodzaj kobiet szcze-
gólnie dobrze zapamiętał ze swoich szkolnych czasów. Dlatego był
teraz tak zdziwiony. Z każdym tygodniem bardziej przekonywał się, że
Cassie Armstrong jest kobietą jedyną w swoim rodzaju: potrafi być
poważna, a zarazem ma wielkie poczucie humoru, jest piękna i ele-
gancka w jakiś szczególny, wytworny sposób. Charlie najchętniej ado-
rowałby ją od rana do wieczora. Była niepowtarzalna, poza jakąkolwiek
klasyfikacją, i to może stanowiło dla niego najsilniejszy bodziec, a ra-
czej wyzwanie.
- Mam dwie godziny zajęć i chyba nie będzie już ci się chciało zapra-
szać mnie na drinka tak póznym wieczorem?
Sama była zaskoczona swoimi słowami. Nie żeby powiedziała rzecz
niewłaściwą: zdawała sobie sprawę, że dziś kobieta może spokojnie
zaproponować coś podobnego mężczyznie. Jednak po zajęciach wracała
dość zmęczona i teraz była zdziwiona tą swoją nagłą gotowością do
wieczornych eskapad.
Charlie był nie mniej zdziwiony. Teraz z kolei on poczuł, że serce
zaczyna mu bić mocniej.
- Czy ja dobrze słyszę? Chcesz, żebyśmy umówili się na wieczór? I do
tego pózny? No nie wiem... - udał zasępionego. - Muszę się chwilę za-
stanowić. Rozumiesz, że to dość nieoczekiwana propozycja... A poza
tym, muszę ci się przyznać, że nie umawiałem się do tej pory z Florence
Nightingale, ClarÄ… Barton i JoannÄ… d'Arc w jednej osobie.
- Trudno. Zapomnij o tym, Charlie. Ja nic nie mówiłam, zgoda? -
Uśmiechnęła się, wstając od biurka i sięgając do szafy po płaszcz.
- Charlie, również śmiejąc się, podszedł, by jej pomóc.
- Mam pewien pomysł. Pójdę z tobą na zajęcia. Cassie zamarła.
- Będziesz przysłuchiwał się, jak prowadzę lekcję?
- Nie martw się. Nie będę przeszkadzał.
Nie o to jej chodziło. Obawiała się, że w jego obecności będzie spięta.
Co prawda, miała już dużą rutynę, mogłaby zaryzykować.
Charlie widział, że bije się z myślami.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]