Archiwum
- Index
- Andre Norton Victory on Janus (pdf)
- Norton_Andre_ _Gwiezdne_bezdroza
- Noc listopadowa Wyspianski
- Longyear, Barry Circus World 1 Circus World
- Kleypas Lisa Vallerand 2 Only With Your Love
- H. Beam Piper Fuzzy Papers
- Diana Palmer W sercu gór
- R1031. Winters Rebecca Cudowna terapia
- Barry Sadler Casca 01 The Eternal Mercenary
- Ellis_Lucy_Tydzien_w_Nowym_Jorku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- aeie.pev.pl
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miał skórę delikatną, tworzyły się od ukąszeń wypukłe guzki, które Amedeusz zaogniał drapiąc się z
niejaką rozkoszą. Zapalał kilka razy światło; wstawał, zdejmował koszulę, kładł ją z powrotem, nie
zdoławszy zabić ani jednej. Ledwie je spostrzegł na chwilę, wymykały się; nawet kiedy zdołał je
pochwycić, kiedy je brał za nieżywe, trzymając je spłaszczone na palcu, znów wzdymały się w jednej
chwili, odbijały się, skoro tylko uczuły się wolne, i skakały jak wprzódy. Doszedł do tego, że
żałował pluskiew. Wściekał się i w emocjach tego daremnego polowania do reszty zniweczył sen.
Przez cały następny dzień nocne guzki swędziały go, podczas gdy nowe łaskotanie świadczyło,
że wciąż jest terenem eksploatacji. Nadmierne gorąco wzmogło jeszcze jego męczarnię. Wagon pełen
był robotników, którzy pili, palili, pluli, czkali i jedli salami woniejące tak silnie, że Fleurissoire
kilka razy omal nie zaczął wymiotować. Nie śmiał wszakże opuścić tego przedziału przed granicą, z
obawy, aby robotnicy widząc, że się przesiada, nie pomyśleli, że go krępują; w przedziale, do
którego następnie przeszedł, obfita mamka przewijała swoje niemowlę. Starał się spać, ale
przeszkadzał mu w tym kapelusz. Był to płaski kapelusz z białej słomki, z czarną wstążką, z rodzaju
tych, które pospolicie nazywają się windhorsty. Kiedy Fleurissoire włożył kapelusz zwyczajnie,
sztywny brzeg odpychał mu głowę od ściany. Jeżeli chcąc się oprzeć, podniósł nieco kapelusz, ściana
strącała mu go do reszty; kiedy, przeciwnie, przeginał kapelusz w tył, brzeg wciskał się między
ścianę a kark i kapelusz sterczał mu prostopadle nad czołem. Spróbował w końcu zdjąć go całkiem i
przykryć sobie głowę fularem, który z obawy przed światłem opuścił sobie na oczy. Przynajmniej był
zaopatrzony na noc: kupił rano w Tulonie puszkę proszku na owady i, choćby miał zapłacić drogo,
nie wahał się zajechać tego wieczora do najlepszego hotelu; bo gdyby tej nocy znów nie spał, w
jakimż stanie prostracji przybędzie do Rzymu? Stałby się wówczas łupem najlichszego masona.
Przed dworcem w Genui stały omnibusy głównych hoteli; udał się wprost do jednego z
najbogatszych, nie dając się zastraszyć sztywności lokaja, który pochwycił jego mizerną walizę; ale
Amedeusz nie chciał się z nią rozstać, nie pozwolił jej umieścić na dachu omnibusu, żądał, aby ją
złożono obok niego na ławce. W przedsionku dodał mu otuchy portier mówiący po francusku; za
czym, nie poprzestając na żądaniu bardzo dobrego pokoju, spytał o cenę tych, które mu proponowano,
z intencją niezgodzenia się na żaden poniżej dwunastu franków.
Siedemnastofrankowy pokój, na który się zdecydował, obejrzawszy wprzód kilka, był
obszerny, czysty, dyskretnie wykwintny; łóżko wystawało na pokój, łóżko mosiężne, czyste, z
pewnością nie zamieszkałe, dla którego proszek perski byłby zniewagą. W rodzaju olbrzymiej szafy
ukryta była toaleta. Dwa szerokie okna otwierały się na ogród; wychylony w mrok, Amedeusz długo
patrzał na niewyrazne i ciemne listowie, pozwalając ciepłemu powietrzu koić z wolna jego gorączkę
i skłaniać go do snu. Nad łóżkiem tiulowa zasłona spadała z trzech stron niby mgła: sznureczki
podobne do sznurów u żagla unosiły ją z przodu wdzięczną krzywizną. Fleurissoire poznał to, co się
nazywa moskitierą czym nigdy dotąd nie przyszło mu na myśl się posłużyć.
Po ablucjach wyciągnął się z rozkoszą na świeżym prześcieradle. Zostawił okno otwarte; nie
całkiem oczywiście, z obawy kataru i zapalenia ócz, ale jedno skrzydło uchylone, tak aby powiew
wietrzyku nie szedł wprost na niego; zrobił rachunek, odmówił pacierz, po czym zgasił światło.
(Oświetlenie było elektryczne, gasiło się przekręcając śrubkę.)
Fleurissoire miał usnąć, kiedy delikatne bzykanie przypomniało mu ostrożność, której był
zaniedbał, mianowicie, aby nie otwierać okna aż po zgaszeniu światła, bo światło przyciąga mustyki.
Przypomniał sobie także, że czytał gdzieś podziękowanie Bogu za to, iż obdarzył skrzydlatego owada
specjalną muzyką, zdolną ostrzec śpiącego w chwili, gdy mu grozi ukąszenie. Po czym spuścił dokoła
siebie nieprzepuszczalny muślin. O ileż to jest lepsze myślał sobie usypiając niż te małe
stożki z suszonego ziela, które pod dziwaczną nazwą fidybusa sprzedaje stary Blafaphas; zapala się
je na metalowej podstawce, żarzą się produkując mnogość narkotycznego dymu, ale nim porażą
moskity, nieomal zatruwają śpiącego. Fidybus! Co za komiczna nazwa! Fidybus..." Już usypiał, kiedy
nagle uczuł żywe ukłucie w lewym skrzydle nosa. Sięgnął ręką i podczas gdy delikatnie macał palący
obrzęk skóry drugie ukłucie w rękę. Potem drwiące brzęczenie koło ucha... Okropność! Zamknął
wroga w twierdzy! Sięgnął do wyłącznika i zapalił światło.
Tak! Moskit był tuż, usadowiony w samym szczycie moskitiery. Będąc nieco dalekowidzem,
Amedeusz widział go bardzo dobrze, niedorzecznie cieniutkiego, wspartego na czterech pałkach,
długiego i jakby zwiniętego; bezczelnik! Amedeusz stanął na łóżku. Ale jak rozgnieść owada o
tkaninę umykającą się palcom, mglistą? Mniejsza: zadał dłonią cios tak szybki, tak silny, że myślał, iż
zakatrupił moskita. Z pewnością ma już dość! Amedeusz poszukał oczami trupa, nie zobaczył nic, ale
uczuł nowe ukłucie w łydkę.
Wówczas, aby ochronić bodaj to, co się da, wrócił do łóżka; potem przetrwał może kwadrans,
ogłupiały, nie śmiejąc zgasić. Po czym, mimo wszystko uspokojony, nie słysząc już wroga, zgasił. I
zaraz muzyka rozpoczęła się na nowo.
Wówczas wydobył ramię, trzymając rękę blisko twarzy; i kiedy mu się zdawało, że czuje
moskita siedzącego na czole lub policzku, aplikował szerokiego klapsa. Ale zaraz potem słyszał na
nowo śpiew owada.
Następnie powziął myśl, aby sobie przykryć głowę fularem, co bardzo ograniczyło rozkosz
oddychania, ale nie zapobiegło ukąszeniu w brodę.
Wówczas moskit, zapewne syty, uspokoił się; przynajmniej Amedeusz, zmorzony snem, przestał
go słyszeć, zdjął fular i spał gorączkowo; drapał się we śnie. Nazajutrz rano nos jego, z natury orli,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]